czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział 20.



Mija godzina, a chłopaka nadal nie ma. Może go złapali? Zbiegam na dół, omal nie spadając ze schodów i lekko podnoszę rolety na tyle, by móc cokolwiek zobaczyć. Są tam wszyscy trzej, a więc go nie dorwali. 

Wracam na piętro i wchodzę do pokoju, jestem naprzeciw tarasowych drzwi, za którymi coś się porusza. Proszę, powiedzcie, że to żaden z nich. Po chwili, w ciemności udaje mi się poznać twarz Luke’a. Szybo podbiegam do drzwi i otwieram je najciszej jak potrafię.
Brooks wchodzi ostrożnie do środka przyglądając mi się uważnie. Próbuję rozgryźć jego spojrzenie, ale jest zbyt ciemno, bym mogła je określić. 

Siadamy na małej kanapie, która mieści się w rogu pokoju i milczymy. 

- Co mogę zrobić, żeby w końcu się ode mnie odczepili? – Z niechęcią przerywam kojącą ciszę, ale pytania same cisną mi się na usta.
- Nie dasz rady nic zrobić, póki Derek nie znajdzie sobie nowego celu. Na razie jesteś nim ty.
- Dlaczego właśnie ja? – Zrezygnowana osuwam się na kanapie.
- Postawiłaś mu się, nie stchórzyłaś, kiedy nas wtedy zauważyłaś.
- Moja dobroć pakuje mnie wyłącznie w kłopoty. – Wzdycham pełna sprzecznych myśli. – Na pewno nie da się zrobić kompletnie nic?
- Gdybyś miała chłopaka, na pewno by sobie odpuścił. – Wzrusza ramionami. – Jeżeli chodzi o takie sprawy, jest fair.
- Ale nie mam chłopaka i to jest problem.
- A ten Daniel? Przecież cię lubi i nie będziesz musiała go długo prosić.
- No chyba sobie żartujesz! – Wstaję z kanapy jak oparzona. – Nie będę go wykorzystywać, nie jestem taka.
- Jak chcesz, ja tylko próbuję pomóc. – Rozkłada ręce w geście obronnym i podchodzi do okna. – Chyba będę już leciał. – Zerka na wyświetlacz komórki, który oświetla mu twarz, a jego kolczyk w dolnej wardze błyszczy w sztucznym świetle.
- Dobrze, tylko niech cię nie usłyszą – podchodzę do drzwi od tarasu i szeroko je otwieram. – Na razie. Dzięki, że wpadłeś.
- Nie ma sprawy. – Rzuca na odchodne i już zsuwa się po rynnie na trawnik. 

Zanim się orientuję, Luke jest już przy krzakach i zbliża się do chodnika na głównej ulicy.
Zostałam sama, z nimi czyhającymi pod moim domem…. 



Moich prześladowców nie ma przez dwie kolejne noce. Nie wiem co się stało, ale bardzo się z tego powodu cieszę. Nie zniosłabym faktu i poczucia, że jest się cały czas obserwowanym i to we własnym domu. 

Idę w stronę swojej szafki powtarzając cały czas szyfr, którego czasem zapominam i potem stoję przez piętnaście minut przy blaszanym, niebieskim prostokącie próbując go sobie przypomnieć. 

Otwieram drzwiczki i szukam książki, którą zostawiłam tutaj w zeszłym tygodniu. Nie ma. Czyżbym jednak zabrała ją do domu i o tym zapomniała? Nieważne. 

Przekładam jeszcze kilka książek i na podłogę nagle spada mała karteczka różniąca się od papierów wypełniających moją szafkę, która, tak przy okazji, potrzebuje małych porządków.
„Spotkajmy się dzisiaj po lekcjach w parku. Mam Ci coś do powiedzenia. Luke.”

Co to ma znaczyć? Rozglądam się po korytarzu, ale nie widzę nikogo, kto nagle wybucha śmiechem. Każdy żyje własnym życiem. 

Zatrzaskuję szafkę zbyt mocno i skupiam na sobie uwagę kilku uczennic. Nie zwracam na to uwagi, bo muszę jak najszybciej znaleźć Jai’a. Przecież Luke normalnie by do mnie podszedł na korytarzu, poza tym nigdy wcześniej nie zostawiał mi jakichś dziwnych liścików. 

- Jai! – Zauważam go na końcu korytarza i biegnę w jego stronę. – Poczekaj, Jai! – Łapię chłopaka za ramię.
- Cześć Annabelle. – Uśmiecha się i przytula mnie na powitanie. – Coś się stało?
- Luke jest dzisiaj w szkole?
- Nie, w sumie od soboty go nie widziałem. Kiedyś często tak znikał, więc się nie przejąłem.
- Ok, był u mnie w piątek, wrócił do domu?
- W sobotę już go nie było. – Jai zaczął się denerwować. – Anne, co jest grane? Czy on ma jakieś kłopoty.
- Nie mam pojęcia – wzdycham ciężko, ponieważ mam złe przeczucia. Wtedy też rozbrzmiewa dzwonek na lekcje. – Muszę lecieć, pogadamy później. – Macham mu i odchodzę. 

Na wszystkich lekcjach robię, a raczej nie robię nic innego jak myślenie o tym głupim liściku. Jeżeli to jakiś jego żart, to obiecuję, że zabiję tego chłopaka gołymi rękami. 

Po ostatniej lekcji wybiegam z klasy, a Elizabeth nie jest w stanie mnie już zatrzymać. Biegnę przez dziedziniec i o mało nie wpadam pod samochód, kiedy mijam bramę i przebiegam przez ulicę. Kierowca na mnie trąbi, ale mam to gdzieś. Wiem, że coś jest nie tak. 

Zziajana wpadam do parku, początkowa jego część jest pusta, więc zapuszczam się w głąb. Zauważam kilka osób, dokładnie cztery. Widzę pośród nich Luke’a i moich prześladowców.
Przecież mogłam się wszystkiego domyślić, jaka ja  byłam głupia. Pewnie poszedł do nich, kiedy ode mnie wyszedł, dlaczego o tym nie pomyślałam…

Lekko sparaliżowana podchodzę do trzech mężczyzn i mojego przyjaciela. 

- Cześć ślicznotko – Derek uśmiecha się i łapie Luke’a za koszulkę, który patrzy na mnie ze wstydem.
- Czego chcesz? – Jestem wściekła i nie sposób tego ukryć.
- Ostra, jeszcze bardziej mi się podobasz.
- Puść go! – Patrzę na Luke’a
- Zastanowię się, ale najpierw powiedz mi dlaczego taka dziewczyna jak ty, nie ma chłopaka. – Derek chce podejść bliżej, ale automatycznie się cofam i dystans pomiędzy nami pozostaje bez zmian.
- Może sam odpowiedz sobie na to pytanie. Skoro mam tyle okazji, by mieć chłopaka, a go nie mam?
- Nikt nie jest w twoim typie? – Uśmiecha się uwodzicielsko, a ja mam ochotę zwymiotować.
- Może nie jestem zainteresowana…
- Mnie jeszcze nie znasz, może to ja cię zainteresuje, mała – puszcza mi oczko. Przysięgam, jeśli jeszcze raz to zrobi, puszczę mu pawia na buty.
- To na mnie nie działa, poza tym chyba mnie nie zrozumiałeś. Może nie jestem zainteresowana facetami? – Widzę jak na jego twarzy wykwita zaskoczenie.
- Kłamiesz. – Śmieje się nerwowo.
- Myśl co chcesz, a teraz puszczaj Luke’a i daj nam święty spokój.
Zaskoczony Derek puszcza mojego przyjaciela, a on podchodzi do mnie jak najszybciej się da.
- Nie wierzę ci, będę cię obserwować. 

Przewracam teatralnie oczami i łapię Luke’a za nadgarstek  i ciągnę za sobą. 

- Co się do cholery stało?!
- Chciałem ich zająć czymś innym, już prawie skończyłem swoją robotę, miałem uciekać, ale pojawili się w ostatniej chwili i mnie złapali.
- Tylko pogarszasz sprawę, Luke. – Opadam na pobliską ławkę.
- Serio, wolisz dziewczyny?
- Tylko to cię interesuje w tej chwili? Jesteś niemożliwy…
- No co, jakoś nie spodziewałem się takiej informacji. – Wzrusza ramionami i siada obok mnie.
- A ty jak zwykle jesteś pobity, wracasz tak do domu? Bo ja jestem zmęczona tym dniem, więc idę do siebie. – Wstaję z ławki i odchodzę kawałek.
- Czekaj! Powiedz czy to prawda? 

Podchodzę bliżej, nachylam się nad jego uchem i mówię najciszej jak się da, bo obawiam się, że oni mogą gdzieś tutaj być. 

- Oczywiście, że nie, zwariowałeś?
Znowu odchodzę kawałek i się odwracam.
- Idziesz?
- Pewnie! – Wstaje z ławki, tak jakby w ogóle nic mu nie dolegało i idziemy do mnie. Znowu muszę pobawić się w pielęgniarkę.

Jesteśmy już u mnie w domu, więc idę po apteczkę. Doprowadzam twarz Luke’a do porządku i siadamy na kanapie. 

Przez jakiś czas było naprawdę spokojnie, nikt mnie nie dręczył, z Luke’iem było coraz lepiej.
Siedzę przed telewizorem, jest sobotni wieczór, nie spodziewam się niczego nadzwyczajnego ani żadnych gości, więc siedzę już w piżamie. Prawie przysypiam przy filmie, który oglądam już któryś raz z kolei, kiedy słyszę pukanie do drzwi, a raczej walenie. 

Podchodzę do drzwi lekko zdziwiona, nie zastanawiając się ani chwili otwieram drzwi, ale nikogo nie widzę. Rozglądam się po podwórku, nadal nic. Natychmiast zamykam drzwi i przekręcam klucz. Czuję, że coś jest nie tak, że to nie żarty. Idę do salonu i od razu kieruję się w stronę okna, wyglądam na zewnątrz, tak jak myślałam. Moi prześladowcy pojawili się po raz kolejny. 


Nie wiem co robić, więc automatycznie zasłaniam wszystkie okna, zabieram rzeczy ze stolika stojącego na środku salonu i udaję się do swojego pokoju. W dłoni ściskam telefon zastanawiając się, czy zadzwonić do Luke’a. Postanawiam na razie tego nie robić, przecież oni tylko sobie stoją, jeszcze nic konkretnego nie zrobili. 

Siadam na łóżku i próbuję nie myśleć o trzech mężczyznach stojących pod moim domem. Dlaczego cię nie ma kiedy najbardziej jesteś potrzebny, tato? Ta twoja cholerna praca tak bardzo mnie niszczy. Gdybyś tu był, może by sobie poszli. 

Gaszę światło i kładę się do łóżka, kołdrę naciągam pod sam nos, sama nie wiem po co, może myślałam, że będę w ten sposób bezpieczniejsza. Głupie, ale wszyscy czasami łudzimy się, że najprostsze rozwiązanie będzie tym najlepszym. Rzadko tak bywa w sytuacjach podobnych do mojej. 

Już prawie śpię, kiedy słyszę dźwięk tłuczonego szkła, a po podłodze toczy się kamień. Zdenerwowana i wystraszona nie na żarty wyskakuję z łóżka i podnoszę przedmiot, który dosłownie przed chwilą wybił szybę w oknie mojego pokoju. Do głazu przyczepiona jest jakąś kartka. Odwiązuję sznureczek przytrzymujący obie rzeczy razem i rozkładam wiadomość.
„Nas nie oszukasz, ślicznotko. Teraz na pewno nie damy Ci spokoju, lepiej się pilnuj”.
Świetnie. Co ja mam teraz zrobić? Podchodzę do zniszczonego okna i spoglądam na ogród. Stoi tam jeden z nich i patrzy się prosto na mnie, uśmiecha się, ale to nie jest dobry uśmiech, jeśli wiecie o co mi chodzi. 

Po chwili dołączają do niego pozostali. Cała trójka stoi  tam i się na mnie patrzy, szybko odchodzę od okna i rzucam się po telefon. Od razu dzwonię do Luke’a, bo nie wiem co robić, nigdy wcześniej się tak nie bałam. Obudziłam go, ale postanawia do mnie przyjść, jednak nie mam pojęcia, jak miałby się dostać do mojego domu. 

Powiedziałam mu, że stoją w ogrodzie i być może da radę wślizgnąć się frontowymi drzwiami. Zbiegam po schodach i siadam na panelach opierając się o drzwi wejściowe. Czekam. Nic innego mi nie pozostaje, jak tylko siedzieć i czekać na Brooksa.
Słyszę cichutkie pukanie i aż podskakuję, podnoszę się z podłogi i ostrożnie otwieram drzwi, a Luke szybko wchodzi do środka. Roztrzęsiona podaję mu liścik, który niedawno dostałam. 

- Skoro tak się sprawy mają, zostanę tu z tobą całą noc.
- Dziękuję, Luke. – Rzucam mu się na szyję i przytulam chłopaka z całych sił. Mogłabym tak stać aż do rana, bo przez ten moment czuję się naprawdę bezpieczna. 


***************
Cześć, wiem, trochę mnie tutaj nie było, ale bywało różnie, to co chwilę jakaś choroba, innym razem dużo nauki, co ja poradzę. Chciałam dodać szybciej, ale nie zawsze miałam czas, by dokończyć rozdział, lub po prostu nie miałam żadnego pomysłu. Jeśli ktokolwiek jeszcze to czyta, to dziękuję za cierpliwość. 

środa, 3 września 2014

Rozdział 19.



Wiem, że Luke jeszcze przez jakiś czas będzie niedostępny, nie będzie pokazywał wszystkiego, ale mam pewność, że jest lepiej i że już nie podniesie na mnie ręki. Ten człowiek się zmienia, a raczej odradza ponownie. Tak jak feniks z popiołów.
Siedzimy na kanapie, kiedy do domu wchodzą Jai i Beau i patrzą na chłopaka siedzącego obok mnie. 

- Stary, co to za kolesie stoją przed naszym domem? – Beau wskakuje na kanapę obok mnie, niemal przygniatając mnie udem.
- Jai, pamiętasz jak napadnięto Annabelle? To oni.
- Co oni tutaj robią?! – Drugi bliźniak patrzy na nas wystraszony.
- Obawiam się, że Anne musi zostać na noc.
- Nie ma sprawy, tylko nie szalejcie. – Najstarszy z braci idzie do kuchni i głupio się śmieje. Nam jednak nie jest do śmiechu. 

Luke chce mnie namówić bym spała w jego pokoju, a on prześpi się na kanapie. Odmawiam. Zostaję w salonie z kilkoma kocami i poduszką. Gaszę światło i wpełzam pod ciepły koc. Czuję się obserwowana, wiem, że nadal tam stoją. 

Przez pół nocy nie mogę zasnąć, a jak już zasnę, budzę się po kilkunastu minutach. 

Budzę się po raz któryś z kolei i zauważam sylwetkę, która siedzi tuż przy kanapie. Szybko się podnoszę, ale w porę zdaję sobie sprawę, że to tylko Luke.

- Sprawdzałem czy jeszcze tam są.
- Która godzina?
- Jakoś po drugiej, idź spać, nie martw się, tutaj jesteś bezpieczna. – Kiwa głową bym się położyła.
- Są tam, prawda? 

Nie odpowiada, potakuje tylko i idzie na górę. Próbuję zasnąć, ale już nie daję rady. Całą noc siedzę na kanapie i patrzę się w ścianę koloru pomarańczowego. W szkole będę wyglądać jak duch, ale nie bardzo mnie to w tym momencie obchodzi. 

Wygląd, czy jest coś mniej ważnego, czym miałabym sobie teraz zaprzątać głowę? Wątpię. Nie szukam miłości, dlatego nie obchodzi mnie to, jak będę wyglądać dzisiaj w szkole. Pewnie strasznie, ale jak można wyglądać po nieprzespanej nocy, dodatkowo nie mając przy sobie żadnych kosmetyków? Ciężkie jest życie dziewczyny. 

O siódmej Luke schodzi na dół, kiedy mnie widzi, lekko się krzywi.

- Jesteś trochę czarna – próbuje się ze mnie nie śmiać, ale jakoś mu nie wychodzi.
- Tak, śmiej się ze mnie. Wy, faceci. – Wzdycham, omijam Luke’a i idę do łazienki, by trochę ogarnąć swoją twarz. 

Ciekawa jestem, co pomyślą moi przyjaciele, kiedy zobaczą mnie z Luke’iem.
Idziemy do szkoły, a ja po prostu dziwnie się czuję, nawet bardzo. Mimo wszystko mam pewność, że ktoś mnie obroni, jak nie daj Boże ci kolesie mnie zaatakują. Mam ogromną nadzieję, że nigdy więcej do tego nie dojdzie. 

Wszyscy ludzie ze szkoły patrzą na nas jakbyśmy kogoś zabili. Czego ci ludzie od nas chcą? W budynku rozdzielamy się, ja idę do przyjaciół, a on w kierunku swojej szafki.

Wiem, że Luke będzie czekał na mnie pod szkołą, żeby odprowadzić do domu, co ja powiem znajomym? Pozostaje mi tylko prawda, już wystarczająco często muszę ich okłamywać lub ukrywać pewne rzeczy. Oni po prostu nie mogą dowiedzieć się, co stało się kilka tygodni temu. Wiemy tylko ja, Luke, Jai i Beau i niech tak lepiej pozostanie. 

Podchodzę do Daniela i Elizabeth.

- Cześć wam – uśmiecham się jak tylko mogę, by nie zauważyli mojego zmęczenia, ale to na nic.
- Spałaś coś w nocy?
- Niezbyt. – Ziewam, kiedy nauczyciel przechodzi obok nas, by otworzyć klasę.
- Może pójdziemy dzisiaj na kręgle? – Beth patrzy na mnie z nadzieją.
- Dzisiaj nie dam rady.
- No to może chociaż odprowadzimy cię do domu? – Uśmiecha się.
- Już z kimś wracam – zagryzam lekko dolną wargę, nie wiem dlaczego.
- Jak to?! – Skip wybucha jak bomba z opóźnionym zapłonem.
- Wracam z Luke’iem.
- Nie możesz go odwołać? – Daniel jest wściekły, przecież można się było tego spodziewać.
- Już się z nim umówiłam… - Chłopak automatycznie się na mnie obraża, to było nieuniknione. Elizabeth tylko patrzy na mnie z troską. Ludzie, nie jestem dzieckiem, poza tym z Luke’iem już wszystko dobrze. 

Wychodzę ze szkoły i dostrzegam Brooksa opartego o ścianę. 

- Cześć – podchodzę do szkolnego łobuza i pierwszy raz w życiu nie wiem co powiedzieć.

 Zbyt wiele rzeczy zaprząta moja głowę. Przyjaciele zaczynają się na mnie obrażać, ponieważ nie mogę im nic powiedzieć. Do tego Daniel będzie się obrażał o każdego chłopaka, z którym nic mnie nie łączy. Kiedy ten chłopak sobie odpuści?

- Co ty taka cicha? – Luke jest wyraźnie zdziwiony.
- Naprawdę cię to interesuje? – Jestem smutna i nie potrafię tego ukryć nawet przed samą sobą, co kiedyś świetnie mi wychodziło.
- Naprawdę – zatrzymuje mnie kładąc rękę na moim ramieniu. – Stało się coś?
- Wiesz jak to jest, kiedy chcesz coś komuś powiedzieć, ale nie możesz, by nie wpakować bliskich w kłopoty?
- No, powiedzmy.
- Tak właśnie się czuję. Poza tym Daniel znowu strzela swoje głupie fochy.
- Dlaczego?
- Bo wracam z tobą do domu. To jest głupie.
- Dla niego to nie jest głupie.
- Tłumaczyłam mu już kilka razy, że nic z tego nie będzie. To tylko mój przyjaciel.
- Zfriendzonowałaś go, co nie zmienia faktu, że nadal lubi cię trochę bardziej niż powinien. – Rozkłada ręce i parzy na mnie z rozbawieniem.
- Widzę, że sporo o tym wiesz. Pewnie mnóstwo związków za tobą – zaczynam używać sarkazmu, bo smutek przeradza się w złość.
- Nie bądź tego taka pewna, w ogóle dlaczego tak myślisz?
- Tyle dziewczyn na ciebie leci, to pewnie nie raz z tego skorzystałeś – prycham.
- Naprawdę uważasz, że taki jestem? Fajne masz o mnie zdanie. Nie traktuję dziewczyn przedmiotowo.
- Tylko je bijesz? – Nie wytrzymuję i wykrzykuje mu to prosto w twarz na środku chodnika.
- Musiałaś, prawda? Chcesz mi pomóc, czy zaszkodzić? Bo już sam nie wiem. Co z tobą jest nie tak, dziewczyno? Otworzyłem się na ciebie, a ty co… Będziesz mi to wypominać do końca życia?! Myślisz, że jest łatwo? Nie jest kurwa łatwo! Nigdy nie było i pewnie nie będzie. I wiesz, co sobie raz pomyślałem? Że w końcu mam przyjaciela, z którym mogę pogadać, choć ciężko było cokolwiek ode mnie usłyszeć i… to i tak było dla mnie dużo. Popełniłem błędy, ale ich nie powtórzyłem. Masz zamiar w kółko mi o nich przypominać? Akurat teraz, kiedy jest lepiej? Myślisz, że kim ty jesteś, żeby tak pogrywać z ludźmi?
- Jestem nikim. – Nie mam już siły na nic. 

Luke właśnie mi wszystko wygarnął, poza tym traktuje mnie jak przyjaciółkę, a ja zachowałam się jak suka. 

- Słucham?
- Dobrze słyszysz, jestem cholernym nikim. Wszystko niszczę. – Nie chcę płakać, ale łzy samoistnie spływają mi po policzkach. – Możesz iść do domu. Już mi wszystko jedno, czy wiedzą gdzie mieszkam. – Odchodzę zostawiając go na chodniku.
- Czekaj! Idę z tobą, nie denerwuj mnie, dziewczyno.
- A tobie o co chodzi? Najpierw na mnie najeżdżasz, a teraz jeszcze każesz mi czekać? Może to z tobą jest coś nie tak?!
- Annabelle, co się z tobą stało?
- Wiesz co się stało? – Wreszcie to do mnie dociera. – Tak cholernie się boję, Luke. Boję się, że będą pod moim domem. Boję się, że będą tam każdej nocy. A ja w końcu o tym zapomnę i po prostu wejdę im w ręce. Boję się, że nie dadzą mi spokoju.  – Teraz płaczę i nie mam zamiaru tego ukrywać, muszę się wypłakać, bo potem będzie już tylko lepiej. Ludzie dziwnie na nas patrzą, a jeden dzieciak krzyczy.
- No już, pogódź się z nią. Pocałuj i wszystko będzie dobrze, tylko niech ona skończy ryczeć!

Śmieję się przez łzy. 

- Nic ci nie będzie, już ja o to zadbam.
- Tak jak ostatnio poszedłeś z nimi pogadać?
- Znowu będziesz mi wypominać?
- Nie wypominam, nie chcę żebyś znowu tak skończył. Myślisz, że opatrywanie twojej twarzy to moje ulubione zajęcie?
- Ok, wygrałaś. A teraz chodźmy, bo ludzie zaczynają gadać.
- Ponoć o to nie dbasz?
- Bo nie, ale wydaje mi się, że zaraz zaczną dzwonić do szpitala psychiatrycznego z pytaniem, czy nie uciekła im podopieczna.
- Jesteś straszny! – Uderzam go pięścią w ramię, a on zaczyna się śmiać. Luke Brooks się śmieje, a to wszystko dzięki mnie. Cieplej się robi na sercu, kiedy człowiek widzi tak wielką zmianę w innej osobie. 

Proszę Luke’a, by poczekał ze mną przynajmniej do dwudziestej, ponieważ chcę mieć pewność, czy wiedzą, gdzie mieszkam, a nie chciałabym być wtedy sama. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu Brooks nie ma nic przeciwko temu. Jedynym jego warunkiem jest coś dobrego do jedzenia. Nie mam czasu na gotowanie, więc zamawiam pizzę. 

Jestem tak bardzo przewrażliwiona, że podskakuje na dźwięk dzwonka. Luke mnie uspokaja mówiąc, że to tylko facet z naszym jedzeniem. 

- Uspokój się, skąd mieliby wiedzieć, gdzie mieszkasz. – Patrzy na mnie, trzymając wielkie pudło z pizzą. 

Po zjedzeniu mojej części posiłku, nachodzi mnie straszna senność i po prostu zasypiam z pudełkiem na kolanach. 

Budzę się w swoim łóżku, przykryta po uszy kołdrą. Przecieram zaspane oczy i sięgam po telefon. Druga w nocy. Schodzę ostrożnie na dół, dom jest pusty, po Luke’u nie ma ani śladu. Tak jakby całe to popołudnie mi się przyśniło. Podchodzę do okna w salonie i pełna obaw wyglądam przez nie na zewnątrz. Nikogo nie ma, więc odchodzę z ulgą. Najwidoczniej nie mają zielonego pojęcia, gdzie mieszkam. Spokojniejsza o tę informację wchodzę do góry i kładę się z powrotem do łóżka. Świat od razu wydaje się piękniejszy, kiedy wiesz, że nic ci nie zagraża. 


W szkole, jak to w szkole. Daniel nadal się na mnie gniewa, a Elizabeth patrzy z zainteresowaniem. Tylko James zachowuje się tak jak zawsze. Po szkole widzę się z Arianą, która nie przestaje mówić o Jai’u. Kiedy jestem z dziewczyną nie zwracam uwagi na cały świat, bo jesteśmy pogrążone rozmową. I niestety nie zauważam trzech mężczyzn, którzy idą za mną krok w krok aż pod sam dom. 

Zamykam za sobą drzwi, zsuwam buty ze stóp i wchodzę do zalanej blaskiem słońca kuchni. Mam ochotę na coś naprawdę dobrego, ale kiedy otwieram lodówkę, przechodzi mnie lekkie rozczarowanie, ponieważ niewiele się w niej znajduje. Postanawiam więc ponownie zamówić pizzę i zjeść całą sama. 

Czekam z niecierpliwością na moje jedzenie, oglądając powtórki programów kulinarnych. Na szczęście dzisiaj piątek i nie martwię się, że nie będę przygotowana do szkoły. Po kilkunastu minutach słyszę dzwonek do drzwi, więc energicznie podnoszę się z kanapy i biorę portfel ze stolika i idę otworzyć. 

Kiedy mam już zamknąć drzwi, a dostawca pizzy odchodzi, jestem w stanie objąć wzrokiem całe podwórko. Dostrzegam trzech osobników patrzących się prosto na mnie.
Jeden z nich cwaniacko się uśmiecha, co nie wróży nic dobrego. Zatrzaskuję drzwi i niemal upuszczam pudełko z jedzeniem na podłogę. Cały apetyt i głód zniknikają w kilka sekund. Co mam teraz zrobić? Jak się dowiedzieli? 

Krążę nerwowo po pokoju, kiedy zdaję sobie sprawę, że wszystko widać przez niezasłonięte okna. Szybko opuszczam wszystkie rolety znajdujące się w pomieszczeniu i czuję się już odrobinę bezpieczniej. 

Chwytam telefon, który został na kanapie i patrzę na numer Luke’a. Dzwonić czy nie? Przecież jak go zauważą, to tylko pogorszę sprawę. 

Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, chłopak nadal nie odbiera, już mam się rozłączyć, kiedy słyszę przeciągłe „haaaaaaloooooo?”

- Luke, oni są pod moim domem. Nie wiem, co mam robić. – Nie potrafię ukryć strachu, a tym bardziej drżącego głosu.
- Zaraz tam będę.
- Zauważą cię. – Zaczynam się bać nie tylko o siebie.
- O to się nie martw, poradzę sobie. – Rozłącza się i nie mam możliwości niczego dodać. 

Gaszę wszystkie światła i udaję się do swojego pokoju pewna obaw i niechęci do dalszego życia. 


***********
Cześć wszystkim. Mam nadzieję, że nie zanudzę was na śmierć tym opowiadaniem haha. Nie wiem, kiedy będzie kolejny, ale postaram się dodać go jak najszybciej. Oczywiście liczę na jakieś komentarze ;) Do następnego! 

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 18.



Wszyscy pytają co jest grane, a ja patrzę na Daniela, który nie ma odwagi spojrzeć na mnie, może to i lepiej. Nie będę musiała zmagać się z jego wzrokiem, w ostateczności z rozmową.
Bez słowa wstaję z ławki, spoglądam dziwnym wzrokiem na przyjaciół i po prostu odchodzę. Chcę jak najszybciej znaleźć się w domu i to wszystko przemyśleć. 

Czy to możliwe, żeby Luke tak szybko się zmienił? A może nie musiał? Być może zawsze taki był tylko bardzo dobrze to ukrywał? Wydaje mi się, że nie chce pokazać ludziom jaki jest.
Wracam do domu i ku mojemu zdziwieniu zastaję tam tatę. Co on tutaj robi? Miał być za kilka dni.

Oczywiście jestem przeszczęśliwa, że znowu mogę go zobaczyć, ale coś mi podpowiada, że to chwilowe. 

- Cześć tato – zdejmuję buty i wchodzie do salonu, gdzie siedzi mężczyzna. – Co tak wcześnie? – Siadam koło niego na kanapie.
- Cześć Annne – przytula mnie lekko i od razu się odrywa, patrzy mi głęboko w oczy, wiem, że chce coś powiedzieć. – Muszę wyjechać na tydzień albo dwa do Francji, uregulować kilka spraw z poprzednim domem.
- Dobrze tato, dam sobie radę, jak zawsze – próbuję się do niego uśmiechnąć, ale nie bardzo mi to wychodzi i ojciec to zauważa.
- Wiem, że dasz radę. W końcu jesteś moją córką – całuje mnie w policzek i szykuje się do wyjścia.
- Jedziesz od razu? – Patrzę zaskoczona, przez chwilę łudziłam się, że zostanie chociaż do wieczora.
- Niestety, za kilka godzin mam samolot, a muszę jeszcze zajechać do biura po papiery – patrzy na mnie z troską i dozą rozczarowania, bo wie, że nie jest tak, jak obiecywał.
- Dobrze, skoro musisz – podchodzę do niego i mocno przytulam się do jego tułowia. – Kiedy go puszczam, ojciec łapie za klamkę drzwi wejściowych i wychodzi na rześkie australijskie powietrze. 

Przekręcam klucz w zamku i udaję się do swojego pokoju, bo co innego mi pozostaje? Kładę się na łóżku i próbuję czytać książkę, ale myśli mi na to nie pozwalają, bo ciągle krążą wokół Daniela, Luke’a i taty. Sami mężczyźni, co ja z nimi mam? Nic szczególnego, ciągle tylko rozczarowania, czasami miłe niespodzianki, ale tylko czasami. 

Oni i tak nie równają się trzem facetom, których się wręcz boję. Podejrzani znajomi Luke’a, dlaczego właśnie ja? Nie mógł znaleźć sobie innego celu? Może powinnam przestać wychodzić z domu, albo co gorsza, przestać widywać się z Luke’iem, ale nie mogę, bo wtedy cały mój plan pójdzie na marne. 

Wzdycham ciężko, bo jestem kompletnie bezsilna z powodu dzisiejszego dnia, mam ochotę wejść pod kołdrę i już nigdy spod niej nie wychodzić. Chcę na chwilę zapomnieć o dzisiejszym dniu, w którym zbyt wiele się wydarzyło i mam nadzieję, że już się nie wydarzy. Chcę mieć spokój do rana, czy proszę o zbyt wiele? 

Nie masz co się dziwić, dziewczyno. Sama zgotowałaś sobie taki los, wtrącałaś się w życie Luke’a, które z czasem dosięgnęło i ciebie. Wpakowało cię w to poważne tarapaty, a ty i tak nie masz dosyć. Co takiego nadzwyczajnego jest w tym chłopaku, że się go tak kurczowo trzymasz i nie zamierzasz puścić? No co? Może chodzi ci tylko o tajemnicę, może to cię nakręca, a kiedy ją poznasz, kiedy na jaw wyjdzie powód jego zachowania, całego jego sposobu bycia, zostawisz go w tyle i znajdziesz sobie nową, osobę, która wzbudzi twoje chore zainteresowanie?

Nie, nie, nie! Nikogo nie zostawię, dlaczego do głowy przychodzą mi takie pomysły? Czy zaczynam wariować?

Rzucam książkę w kąt, bo i tak nie będzie nic z mojego dzisiejszego czytania, biorę szybko prysznic i kładę się spać, by odpocząć od świata. 



Zostaję wyrwana ze snu przez jakieś pukanie, rozglądam się wystraszona po pokoju, dźwięk jednak dochodzi z dołu. Zaspana zwlekam się z łóżka i przy okazji spoglądam na zegarek stojący na półce. Druga w nocy, kogo niesie o tej godzinie? Może tata się rozmyślił i zapomniał kluczy? Niee, ojciec by do mnie zadzwonił, więc kto to może być? 

Schodzę po schodach cały czas zastanawiając się nad tożsamościom jegomościa, który lada chwila wystuka mi dziurę w drzwiach. Powinnam spojrzeć kto stoi przed drzwiami, ale oczywiście tego nie robię i bez namysłu je otwieram. 

Na ganku stoi Luke i opiera się o jedną ze ścian domu. Jego twarz jest cała we krwi, a sam chłopak ledwo trzyma się na nogach. Co do diabła?

- Luke, co ci się stało?! – Przytrzymuję Brooksa, żeby nie upadł na ziemię.
- Nie wiedziałem gdzie pójść, więc przyszedłem tutaj. – Ciężko oddycha i widzę, że mówić też nie jest mu łatwo. Rozglądam się po ulicy, nie widzę nikogo, kto mógłby nas zobaczyć, ostrożnie wprowadzam chłopaka do domu i prowadzę do kuchni, gdzie trzymam apteczkę.
Sadzam go na krześle przy kuchennym stole, a sama udaję się na poszukiwanie małego, czerwonego pudełeczka, które jest w tym momencie niezbędne. Nie mam pojęcia z kim Luke się pobił, ale nie wygląda to najlepiej, jedynym plusem jest fakt, że trochę oprzytomniał i daje radę usiedzieć na drewnianym krześle.
- Dobrze się czujesz? – Patrzę na niego zatroskana, bo jak inaczej? Jak matka na dziecko, które ktoś skrzywdził. Dziwne porównanie, ale chyba właśnie tak się czuję.
- Średnio, w sumie widać – pokazuje palcem na swoją twarz i lekko się krzywi. – Co masz zamiar zrobić? – Patrzy na apteczkę.
- Obmyć ci twarz, ogółem doprowadzić ją do porządku. Dlaczego przyszedłeś akurat do mnie? – Wyjmuję z pudełka kilka najpotrzebniejszych rzeczy i z powrotem patrzę na twarz chłopaka, która jest strasznie poobijana, aż boję się jej dotknąć, by nie sprawić mu bólu.
- Naprawdę nie wiedziałem, gdzie mógłbym pójść. Nie mogłem iść do domu, nie chciałem, żeby widzieli mnie w takim stanie, zostałaś tylko ty. Jedyna osoba, która jest dla mnie dobra. – Nie wierzę, że wydusił z siebie tak długie zdanie i ku mojemu zdziwieniu nieobrażające mojej osoby.
- Naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć, ale widzę, że z tobą jest lepiej. No chyba, że masz zamiar mnie uderzyć, znowu. – Patrzę na niego wyzywająco, jednak nie po to by rzeczywiście ponownie mnie uderzył, a przeprosił, tym razem słowami. 

Luke się nie odzywa, więc zabieram się za przemywanie zakrwawionej twarzy, lekko się krzywi, kiedy mokry wacik dotyka ran, a niech go piecze, dobrze mu tak. Po co pakował się w jakieś kolejne bagno? 

- W ogóle co się stało? – Przerywam oczyszczanie obolałej twarzy chłopaka.
- Pamiętasz tych kolesi co cię napadali?
- Jakbym mogła zapomnieć – wzdycham.
- Byłem z nimi pogadać, żeby dali ci spokój.
- I widzę, że chyba nic nie wskórałeś – kręcę głową i biorę się za drugi policzek chłopaka.

 Jeszcze chwila i sprawa będzie załatwiona, nakleję mu kilka plastrów i będzie wyglądał co najmniej śmiesznie, a nie przerażająco.

- Jeszcze mi za to podziękujesz. – Wstaje z krzesła i rusza w kierunku drzwi. Odchrząkam głośno i się po prostu gapię.
- Dziękuję? – Robi zdziwioną minę i wychodzi z mojego domu. 

To było bardzo dziwne, ale przynajmniej podziękował. Czy poszedł do siebie? I coś czuję, że nie podziękuję mu za tę „pomoc”. Wydaje mi się, że niedługo sprawy jeszcze bardziej się skomplikują. Poza tym to przyjście i wyjście było bardzo w stylu starego Luke’a. Przychodzę po to co chcę, biorę to i wychodzę. 



W szkole nie mogę się na niczym skupić, bo mam totalny mętlik w głowie, a przez kogo? Oczywiście przez Brooksa. Czy ten chłopak musi mnie tak denerwować? 

Daniel próbuje mnie zagadać, ale kompletnie nie zwracam na niego uwagi. Przez cała lekcję go ignoruję, ale chłopak nie daje za wygraną i na przerwie ponawia swoje próby. W końcu zgadzam się na krótką rozmowę, bo jego nękanie mnie wykończy, a muszę mieć siły, by znaleźć Luke’a i z nim porozmawiać. 

- Co jest takiego ważnego, że nie mogło poczekać? – Nadal jestem na niego zła, ponieważ obawiam się, że znowu będzie próbował się do mnie dostawiać.
- Słuchaj, chciałem cię przeprosić za tę całą sytuację w kinie. Trochę mi głupio.
- Trochę? – Wywracam teatralnie oczami i odchodzę, ale Skip łapie mnie za nadgarstek.
- Zgoda? – Patrzy na mnie wyczekująco.
- Zgoda – wzdycham i rozkładam ręce w bezradnym geście, chłopak mnie puszcza, a ja odchodzę w głąb korytarza. 

Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy, ale i tak nie wierzę, że któregoś dnia znowu nie spróbuje się do mnie przystawiać. Muszę mu jak najszybciej znaleźć jakąś dziewczynę, bo inaczej nie da mi spokoju.

Na końcu korytarza zauważam Luke’a, więc natychmiast do niego podchodzę zanim zdąży mi zniknąć z oczu. 

- Cześć. – Staję na tyle blisko, by nie miał jak przejść.
- Cześć, czego chcesz? – Unosi brew ku górze i parzy na mnie jak na idiotkę.
- Przychodzę dzisiaj pogadać, nie zapomnij – kiwam mu palcem koło twarzy, - bo inaczej pokażę na co mnie stać.
- Mam się ciebie bać? – Chłopak zaczyna się głośno śmiać tym samym zwracając na nas uwagę wszystkich. 

Podchodzę do niego bliżej i ściszam głos, żeby nie usłyszała mnie żadna wścibska blondyna, która później rozpuści plotki po całej szkole. 

- Do kogo pójdziesz w nocy, pobity? – Odsuwam się od niego i teraz to ja unoszę brew ku sufitowi szkolnego korytarza. 

Nie odpowiada nic tylko odchodzi wściekły, tak jak ma to w zwyczaju. 

Nie jestem zła, bo dałam mu do zrozumienia, że trzymam go w garści, najwidoczniej nie jestem mu tak bardzo obojętna, to dobrze, ponieważ wiem, że nie jestem tylko intruzem w jego życiu. Mogę mu pomóc, ale równie dobrze mogę zyskać przyjaciela, czy to coś złego? 



Właśnie mam zamiar zamknąć drzwi na klucz, kiedy dzwoni mój telefon. Zostawiam klucz w zamku i wyjmuję komórkę z kieszeni spodni. James. Czego może chcieć? 

Ok, cała paczka się o mnie martwi i nie podoba im się pomysł, bym szła dzisiaj do Luke’a. Za późno, właśnie zamknęłam drzwi i zmierzam do jego domu. Już nic mnie nie powstrzyma, poza tym muszę z nim porozmawiać, bo inaczej nic się nie zmieni. 

Jestem w połowie drogi do Brooksa, kiedy zaczynam się niepokoić, ponieważ od jakichś pięciu minut idzie za mną trzech mężczyzn, nie wiem kto to. Lepiej będzie, jak się nie odwrócę, mogę tylko pogorszyć sprawę, jeżeli jest co pogarszać. Równie dobrze mogą to być przypadkowi przechodnie, ale po tym co ostatnio słyszałam, obawiam się, że jest wręcz odwrotnie. Wiedzą kim jestem i chcą mnie dogonić. Robię błąd, bo w końcu się obracam i widzę moich oprawców, szybko odwracam głowę i przyspieszam kroku. Serce podchodzi mi do gardła, bo mam wrażenie, że nie zdążę dojść do drzwi domu Brooksów. 

Zaczynam biec i już jestem na podjeździe domu, do którego zmierzam, kiedy słyszę, jak mnie wołają i się śmieją. Na szczęście nie znają mojego imienia. Podbiegam do frontowych drzwi i zaczynam w nie walić pięściami, przestraszona jak nigdy wcześniej. Otwiera mi zdziwiony Luke, patrzy na mnie jak na wariatkę i z lekkim oporem wpuszcza do środka. Najwyraźniej nie zauważył swoich znajomych idących tuż za mną. 

- Oszalałaś, czy co? – Wytrzeszcza oczy i patrzy na mnie z niedowierzaniem.
- Twoi ulubieni znajomi szli za mną prawie przez całą drogę. Jakoś nie chciałam zostać znowu napadnięta.
- Co ty pieprzysz?! – Szybko podchodzi do okna i przygląda się intruzom, którzy teraz stoją na jego trawniku. – No to mamy problem. – Wzdycha.
- Co masz na myśli? – Podchodzę do okna i patrzę na osoby, które przyprawiają mnie o mdłości.
- Będą tu pewnie stać całą noc… - patrzy na mnie i unosi jedną brew.
- Czyli jak wrócę do domu?
- Nie wrócisz, nie wypuszczę cię. – Idzie do kuchni i za chwilę wraca z dwoma puszkami coli, jedną rzuca w moją stronę. W ostatniej chwili udaje mi się złapać napój.
- Gdzie twoi bracia? – Rozglądam się po salonie.
- Nie bój się, nic ci nie zrobię. – Rozkłada się wygodnie na kanapie przed telewizorem.
- Nie to miałam na myśli – kręcę głową. – Po prostu… eh, nieważne. – Siadam obok chłopaka.
- Dlaczego oni to robią? – Patrzę na Luke’a, który ogląda telewizję i co jakiś czas zagryza dolną wargę. Jakby był znudzony do granic możliwości.
- Jeśli Derek kogoś sobie upatrzy, nie odpuści. Najwidoczniej wpadłaś mu w oko. – Przenosi wzrok na moją twarz, moją wystraszoną twarz i wybucha śmiechem.
- To nie jest śmieszne! – Wstaję oburzona i patrzę na niego z góry.
- Sytuacja nie, ale twoja mina jest przekomiczna! – Prawie dławi się swoim napojem, a niech zdycha w męczarniach.
- Może wiesz ile będą tutaj sterczeć? Chciałabym wrócić do domu. – Odechciewa mi się z nim rozmawiać, chcę znaleźć się w swoim łóżku i zapaść w jakiś zimowy sen, czy coś podobnego.
- Zazwyczaj stoją tak do czwartej nad ranem, więc za prędko do domu nie pójdziesz. No chyba, że chcesz zaryzykować. – Wzrusza obojętnie ramionami, ale widzę, że nie jest mu to do końca tak obojętne, jak próbuje pokazać. Wiem to, ponieważ zauważam, jak coraz mocniej ściska puszkę z colą.
- Chyba jednak podziękuję za takie atrakcje.
- Czyli pójdziemy razem do szkoły, a później odprowadzę cię do domu. – Czy ja się przesłyszałam? Pewnie wyglądam jak debilka, bo patrzę na Luke’a z szeroko otwartymi ustami.
- A co z twoją „reputacją” – robię cudzysłów z palców, a on tylko przewraca oczami.
- Nie mam żadnej reputacji, rozumiesz? Nie obchodzi mnie to, co ludzie o mnie mówią. Jestem jaki jestem. – Chwilę się zastanawia. -  A raczej gram kogoś, kim nie do końca jestem. 

Nie wierzę własnym uszom! On to właśnie powiedział, przyznał się! Mam ochotę skakać z radości, ale w takiej sytuacji chyba nie wypada, prawda? 

- Tak trudno było się przyznać?
- Nawet nie wiesz jak bardzo, nie zrozumiesz mnie. – Podchodzi do mnie i podnosi zaciśniętą dłoń. Jak mnie znowu uderzy to ten dzień naprawdę stanie się najgorszym dniem w całym moim dotychczasowym życiu. Zaciskam oczy i przekręcam głowę w bok, jakby to miało mi coś pomóc. Jednak nic się nie dzieje, więc podnoszę powieki. Luke właśnie rozprostowuje dłoń i patrzy na mnie ze smutkiem. – Przepraszam. – Wypowiada to tak cicho, że ledwo go słyszę, pomimo tego, że stoi prawie na moich butach. – Nie chcę, ale to czasami jest silniejsze ode mnie. Jesteś jedyna osobą, która się mną interesuje i naprawdę nie mam zamiaru cię skrzywdzić, wiesz to, prawda? – Patrzy na mnie wymownie, tak szczerego Luke’a jeszcze nie miałam okazji widzieć. Uśmiecham się lekko, nie do niego, do samej siebie. Dokonałam niemożliwego jak twierdzili moi przyjaciele. Jeszcze dowiedzieć się jaki był powód jego zachowania i misja zostanie ukończona.
- Wiem. – Kiwam twierdząco głową i odchodzę na bok, bo czuję się trochę niezręcznie. 


**********
Czeeeść! W końcu się zebrałam i coś napisałam. Mam nadzieję, że nie wyszło, aż tak tragicznie jak mi się wydaje. No, ale mogę powiedzieć tyle, że rozdział 19 już się pisze i może będzie odrobinę szybciej niż ten. Trochę się porobiło... Cóż, ciągle coś zmieniam w tym opowiadaniu i może dlatego tak długo mi to idzie. No, a co do mojego drugiego opowiadania o 5sos, przepraszam, że nic tam nie dodaję, ale chyba będą poważne zmiany i muszę przerobić pół opowiadania, także najmocniej przepraszam, o ile ktokolwiek o nim wie hahha. Do następnego! Liczę na jakieś szczere opinie x