niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 12.



Nigdy wcześniej nie byłam u Ariany, rozglądam się po pokoju, którego ściany są koloru wrzosowego, a meble śnieżnobiałe. Ari leży na dużym łóżku z baldachimem i po chwili ciszy odwraca się w moją stronę. Jej mina nie wskazuje na to, by była zadowolona z moich odwiedzin. 

- Co ty tutaj robisz, Annabelle? – patrzy na mnie poirytowana.
- Martwiłam się, nie odzywałaś się do mnie, inni nie chcieli mi nic powiedzieć, więc przyszłam się czegoś dowiedzieć – robię krok w jej stronę, ale widząc minę dziewczyny, rezygnuję z pomysłu, by do niej podejść.
- Nie wiem, po co tu przyszłaś, wyjdź proszę – pokazuje mi drzwi.
- Czy w końcu ktoś mi powie, co takiego złego zrobiłam? Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie? – rozkładam ręce w geście bezradności.
- Nie udawaj głupiej, Anne. Daniel mi wszystko powiedział – Ariana krzyżuje ręce na piersi i patrzy na mnie wyzywająco.
- Ale o czym powiedział? – czuję się strasznie bezradna w tej sytuacji, bo nie mam pojęcia, o czym dziewczyna do mnie mówi, a tym bardziej o tym, co mógł powiedzieć jej Daniel.
- Codziennie gadasz sobie z Jai’em, świetnie czujecie się w swoim towarzystwie, cały czas się śmiejecie – milknie na chwilę – przecież wiesz, jak bardzo go lubię i robisz mi takie coś. Naprawdę mnie to zabolało, no ale skoro coś do siebie czujecie, to chyba nie mogę nic na to poradzić – głos jej się załamuje i urywa nasz kontakt wzrokowy, wiem, że właśnie próbuje powstrzymać się od płaczu.
- Ari, co ty za bzdury opowiadasz?! Daniel chyba jeszcze nigdy porządnie nie oberwał za gadanie takich rzeczy. Z Jai’em rozmawiam o Luke’u. Nic mnie z nim nie łączy, żadne uczucie. Przecież wiesz, że nigdy bym ci tego nie zrobiła – próbuję do niej podejść, ale dziewczyna cały czas się cofa.
- Ale Daniel mówił…
- Zapomnij co mówił Skip, on nic nie wie. Nie mam pojęcia, dlaczego to wszystko zrobił, ale oberwie mu się. Poza tym Jai też się o ciebie martwił, rozmawiałam z nim dzisiaj.
- Annabelle, przepraszam. To wszystko mnie zaślepiło. Poza tym chłopak nie powinien być ważniejszy od przyjaciółki – podbiega do mnie i mocno się przytula. Obejmuję jej delikatne ciałko i uśmiecham się, opierając brodę na jej ramieniu. 

W końcu wszystko się wyjaśniło, a Daniel niech się strzeże. Nie umiem znaleźć powodów, dla których to zrobił. Dlaczego podjudził wszystkich przeciwko mnie? To, że nie chciałam jego niańczenia, chyba nie może być głównym powodem tego całego zamieszania. 

Coraz więcej rzeczy zaczyna mnie trapić. Luke, dziwne zachowanie Daniela, z którym muszę jak najszybciej zamienić kilka zdań, najlepiej bez świadków. Oberwie jak jeszcze nigdy nie oberwał. 

Siedzę u przyjaciółki do wieczora, rozmawiamy o różnych sprawach, ale najwięcej o Jai’u, bo Ariana nie przestaje o niego wypytywać. Strasznie się cieszę, że coś pomiędzy nimi jest, pasują do siebie, a co najważniejsze, moja przyjaciółka jest szczęśliwa. 

Późnym wieczorem wracam do domu. Wieje lekki, jesienny wiatr, powoli przyzwyczajam się do klimatu i już prawie wcale nie jest mi zimno. 

Wchodzę do rozświetlonego domu, to dla mnie coś nowego. Zazwyczaj o tej porze ojciec siedzi jeszcze w pracy, nieważne. 

Z kuchni wydobywa się cudowny zapach popisowego dania taty. Pieczony kurczak z ziemniakami i szpinakiem. Uśmiecham się pod nosem na samą myśl o normalnym posiłku i witam się z ojcem. 

- Cześć, tato. Co tak wcześnie w domu?
- Obiecałem, że postaram się być częściej, więc jestem – uśmiecha się, zakłada rękawice i wyciąga mięso z piekarnika, a zaraz po tym ziemniaki. 

Dawno nie jadłam takich pyszności i natychmiast rozkładam na stole talerze i sztućce. Siadamy do stołu i zajadamy się specjałem ojca. 

- Masz już jakichś znajomych? – pyta zaciekawiony.
- Oczywiście! Piątkę wspaniałych przyjaciół plus jeszcze dwóch postronnych znajomych – przełykam kęs kurczaka i uśmiecham się do ojca. 
- Przyprowadź ich kiedyś – tata puszcza mi oczko, a mnie od razu robi się lepiej. 

Znowu czuję się jak mała dziewczyna. Wiem, że ktoś naprawdę mnie kocha i nie pozwoli nikomu skrzywdzić. Zmywam po kolacji i idę do siebie do pokoju. Biorę szybki prysznic, nastawiam budzik i kładę się spać. 

Rzadko pamiętam swoje sny, ale tego ranka jest inaczej. Jestem w stanie opowiedzieć wszystko co mnie tej nocy nawiedziło, a może po prostu odwiedziło. Większość z nich to wspomnienia o rodzinnym Edynburgu i mamie. Śniło mi się, że wszystko jest po staremu, mieszkam w Anglii, codziennie po szkole wracam do domu, gdzie czeka obiad ugotowany przez najlepszą kucharkę na świecie, czyli moją mamę. Tata wraca po dziewiętnastej do domu, a później wszyscy siedzimy w salonie i oglądamy jakieś durne programy. 

Uśmiecham się na samą myśl o tym wszystkim, przejeżdżam dłonią po skołatanej kołdrze, wstaję z łóżka, poprawiam pościel i udaję się do łazienki, by wyszykować się do szkoły. Patrzę w lustro i przeczesuję rudawe, już dosyć długie włosy, palcami. Postanawiam uczesać się w warkocza, w którego niegdyś czesała mnie mama. Kiedy jest gotowy, nakładam trochę podkładu na twarz, pudru, lekko maluję rzęsy i jestem gotowa do wyjścia. 

Zamykam drzwi na klucz, odwracam się w stronę ulicy i po prostu patrzę przed siebie. Piękny słoneczny dzień, ludzie uśmiechają się do siebie na ulicach, a ja mam zamiar nakrzyczeć na Daniela. Mimo wszystko to zrobię, nie mogę mu tego odpuścić, bo się nauczy, że może pozwolić sobie na zbyt wiele i rujnować mi życie. 

Będąc w szkole zauważam Jai’a. Od razu do niego podchodzę i wypytuję o Luke’a. Mam w nosie, czy ktoś z moich przyjaciół to zobaczy, sprawa została wyjaśniona z Arianą, a to dla mnie najważniejsze. 

- Jak tam z bratem? – spoglądam na niego niepewnie i przy okazji rozglądam się dookoła w poszukiwaniu Daniela.
- Dzisiaj wyszedł do szkoły, więc może będziesz miała okazję porozmawiać z nim osobiście.
Wydaje mi się, że jest odrobinę lepiej, ale nie jestem pewien, czy dalej będzie skłonny kontynuować to, co zaczęliście. Miejmy nadzieję, że tak. Tak przy okazji, dowiedziałaś się czegoś w sprawie Ariany? – kiedy wspomina o Ari, w jego oczach pojawiają się ledwo widoczne iskierki.
- Oczywiście. Daniel nagadał jej, że niby coś do siebie czujemy. Śmieszne, nie? – robię głupią minę – nie mam pojęcia, dlaczego to zrobił.
- Wydaje mi się, że cię lubi. Może chciał zająć cię czymś innym niż Luke’iem. Ale to nie moja sprawa, nie wtrącam się – wzrusza ramionami.
- Ok, nieważne, dziękuję – macham mu na pożegnanie i idę szukać swoich przyjaciół. Siedzą na ławce, wszyscy. 

- Skip, możemy porozmawiać? – patrzę na niego wyczekująca i lekko potupuję noga.
- Pewnie – uśmiecha się jak gdyby nigdy nic i idzie za mną.
- Co za głupoty nagadałeś Arianie?
- Nie wiem o co ci chodzi – udaje zdziwionego, ale słabo mu to wychodzi. Aktorem to ty na pewno nie zostaniesz, kolego.
- Nie rób z siebie debila. Ja i Jai? Naprawdę? Co ty sobie myślałeś? Chciałeś skłócić mnie i Arianę? Ale po co?! – zaczynam tracić nerwy.
- Spokojnie Annabelle – kładzie mi dłoń na ramieniu – ja po prostu chciałem, żebyś na chwilę zapomniała o Brooksie i nie pakowała się w większe tarapaty.
Zrzucam jego dłoń z ramienia.
- Coś ty sobie myślał? Wiesz jak ja się poczułam? Poza tym to nie jest twoja cholerna sprawa! Zrozum to wreszcie. Nie jesteś moim opiekunem, ojcem, czy kimkolwiek innym, żeby mówić mi co jest dla mnie dobre, a co nie. Nie masz prawa, żeby podejmować za mnie decyzje. Za kogo ty się masz?! – nie wytrzymuję i krzyczę na chłopaka, który jest naprawdę przerażony moim zachowaniem.

Inni uczniowie patrzą na mnie ze zdziwieniem, ale nie zwracam na nich uwagi. Kończę rozmowę z Danielem i idę w stronę szafki Luke’a z nadzieją, że go tam znajdę. Niestety nigdzie go nie widzę. Osuwam się o swoją szafkę i siadam na podłodze. Wiem, że Daniel niedługo do mnie przyjdzie, nie wierzę, że mogłoby być inaczej.

W pewnym momencie ktoś siada koło mnie na podłodze, wiedziałam Skip, wiedziałam. 

- Daniel, daj mi spokój, idź sobie – nawet nie otwieram oczu, żeby sprawdzić, czy to rzeczywiście mój przyjaciel.
- Nie ma tutaj żadnego Daniela – słyszę głęboki głos Luke’a. Natychmiast otwieram oczy i patrzę na chłopaka, jakbym widziała go pierwszy raz w życiu.
- Luke? Czego chcesz?
- Przemyślałem swoje zachowanie i uwierz, że nie jest mi łatwo nad tym panować. Może spróbujemy raz jeszcze?

Szatyn wstaje z podłogi i wyciąga do mnie rękę, bym wstała. Chwytam jego dłoń, przechodzi mnie dziwne uczucie, kiedy Luke zaciska swoje palce na mojej ręce i ciągnie ku górze. Stoję z nim twarzą w twarz i gdyby chciał mi coś zrobić, nie miałabym jak uciec. Byłabym już martwa, ale zaufałam mu jakiś czas temu, więc tego będę się trzymać.
- Mam nadzieję, że teraz będzie trochę lepiej – tym razem kładzie dłoń na moim ramieniu. Przez moment mam wrażenie, że się uśmiechnie, ale nic takiego się nie dzieje, jest niewzruszony. Jednak wiem, że walczy ze sobą w środku. Luke zaczyna sobie radzić, kiedy nagle słyszę rozwścieczonego Skipa. 

- Puść ją, już! Odejdź od niej! 

Nim zdążę policzyć do dziesięciu, Daniel odciąga Luke’a z wielką siłą i popycha na niebieskie, metalowe szafki, z których po uderzeniu wydobywa się cichy grzmot.
Brooks zaczyna się denerwować, widzę to. Zaciska dłonie w pięści i ciężej oddycha. Mimo wszystko jestem tak zszokowana całą tą sytuacją, że stoję jak skamieniała, co nie działa na niczyją korzyść. 

Daniel ponownie popycha mojego znajomego, o ile mogę go tak nazywać. 

Chłopak z kolczykiem w wardze w końcu się wkurza i rzuca się na Skipa. Zaczynają się bić, a ja nie wiem co robić. Nie możesz zacząć panikować, myśl trzeźwo, zareaguj jakoś, do cholery, Annabelle! Obudź się! 

- Daniel, zostaw go! Ej, przestańcie, Skip co ty robisz?! 

Żaden z nich nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi, faceci. Skaczę Danielowi na plecy i próbuję go zmusić do zaprzestania tego wszystkiego. Koniec końców mi się udaje.

Chłopak dyszy ze zmęczenia i wściekłości. 

- Oszalałeś?! – popycham go lekko.
- Ciesz się, bo przyszedłem w samą porę – nadal próbuje złapać oddech.
- W samą porę czego?

Patrzę na Luke’a, który ma całą zakrwawioną wargę, ten kolczyk wcale mu nie pomaga w takich sytuacjach. 

- On mógł ci coś zrobić!
- Zwariowałeś? Rozmawialiśmy, nikt nie chciał nikomu niczego zrobić. 

Podchodzę do Brooksa i patrzę na niego ze smutkiem, wiem, że tego nie pokaże, ale czuję, że chce stąd zniknąć, odejść gdzieś w ciche miejsce i po prostu z kimś porozmawiać. I wiem, że zaraz każe mi spadać. 

- Annabelle, lepiej już pójdę. I radzę trzymać ci swoich chłoptasiów z dala ode mnie, jeżeli nie chcesz, żeby coś się im stało – patrzę na niego bezradnie, a chłopak odchodzi.
- I twoim zdaniem, on chciał mi coś zrobić? 

Daniel patrzy na czubki swoich butów.

- Nieważne, trzymaj się ode mnie z daleka! 

Odchodzę i biegnę za Luke’iem. Łapię go za przedramię, chłopak zbyt agresywnie się odwraca i trochę rzuca mną na bok. 

- Oh, to ty. Myślałem, że to znowu ten twój chłopak.
- Mój chłopak? – patrzę na niego zdzwiona, jak i zaciekawiona.
- A nie? Myślałem, że jesteście razem, skoro tak ostro reaguje.
- Skip i ja się tylko przyjaźnimy, ale to nie ma nic do rzeczy. Mam nadzieję, że nie rzucisz się na niego, kiedy mnie nie będzie w pobliżu. I mam nadzieję, że spotkamy się jak najszybciej i porozmawiamy jak ludzie.
- Dobra, czekaj na mnie przed szkołą po lekcjach. 

Wracam do swojej paczki. Skip nie zaszczyca mnie chociażby jednym spojrzeniem, i dobrze. Nie mam ochoty z nim rozmawiać. 

- Annabelle – Beth podchodzi do mnie zaniepokojona.
- Słucham? – patrzę jej prosto w oczy, jakby miało to coś pomóc. Jakbym mogła ją zahipnotyzować i sprawić, że nie będzie o nic pytać.
- Słyszałam co się stało – przeczesuje kruczoczarne włosy palcami i ukradkiem zerka na Daniela.
- No to co się stało? – wolę się upewnić, czy mój wspaniały przyjaciel znowu nie nagadał jakichś bzdur.
- Ponoć Luke już podnosił na ciebie rękę, kiedy Skip go powstrzymał.
- Serio? – nie mogę w to uwierzyć! Znowu wszystkich okłamał – tak naprawdę, to ja i Luke rozmawialiśmy, kiedy znikąd pojawił się Daniel i rzucił na Brooksa – krzyżuję ręce na piersi i patrzę z wyrzutem na Skipa, który nie spuszcza wzroku z pleców Elizabeth, jakby samo patrzenie miałoby go za nimi ukryć.
- Dlaczego miałby zmyślać? – dziewczyna jest naprawdę zdzwiona zachowaniem swojego przyjaciela.
- Nie mam pojęcia, ale tak samo było z tym, co nagadał Arianie i wam również. Może on po prostu mnie nie lubi i nie pasuje mu moje towarzystwo, nie wiem.
- Nie, mnie się wydaje, że on lubi cię za bardzo i za wszelką cenę nie chce pozwolić, by stała ci się krzywda.
- Co za bzdury opowiadasz, jakie za bardzo. Zresztą nie interesuje mnie to, Skip stanowczo przesadza. Nie jestem w stanie tego pojąć, niech trzyma się ode mnie z daleka. 

Nie chcę być w pobliżu tego chłopaka, więc odchodzę od nich wszystkich. Siadam na najniższym schodku i patrzę, jak ludzie ze sobą rozmawiają, śmieją się, szturchają. Samotna przerwa na szkolnych może się wydawać niezbyt przyjemnym przeżyciem, ale właśnie w tej chwili tego mi trzeba. Odrobinę samotności. 

Ale spokojnie, jeszcze jedna lekcja i koniec, nie będziesz musiała przebywać dłużej z Danielem w jednym miejscu, jest jeszcze jedna dobra wiadomość. Może w końcu uda mi się normalnie porozmawiać z Luke’iem.

Po wszystkich zajęciach siadam na ławce przed szkołą i cierpliwie czekam na jednego z bliźniaków. Mija dziesięć minut, piętnaście, a on nadal się nie zjawia. 

Poirytowana tym wszystkim wstaję z ławki i szybkim krokiem idę do domu. Mogłam się tego spodziewać, przecież to Luke Brooks, który rzadko dotrzymuje słowa. Nie mam nawet pomysłu na to, dlaczego się nie zjawił. Chcę być już w domu, położyć się i po prostu odpocząć. 

Droga wydaje mi się coraz dłuższa, kiedy tak desperacko pragnę dojść do jej końca. Chodnik wydłuża mi się w oczach i wydaje się, że już nigdy nie dojdę do domu. 

Czuję się, jakbym wędrowała przez co najmniej pół dnia, kiedy tak naprawdę droga powrotna zajęła mi może z pół godzinki. Opadam zła i zmęczona na kanapę w salonie i zamykam na chwilę oczy. 

Kiedy je otwieram jest już późne popołudnie i ktoś dobija się do drzwi wejściowych. Zwlekam się z czarnej, skórzanej kanapy i powolnym krokiem podchodzę do frontowych drzwi. Na progu stroi Luke Brooks we własnej osobie. 

- Nie dałem rady przyjść po szkole, bo ten twój głupi chłoptaś znowu się mnie uczepił. Trochę oberwał, ale nieważne.
- Luke, co mu zrobiłeś? – pierwszy raz tego dnia poczułam strach. Obawę, że coś mogło stać się jednemu z moich przyjaciół. Nawet w przypadku Daniela.
- Spokojnie, będzie żył – chłopak głośno wzdycha.
- Skąd wiesz gdzie mieszkam? – marszczę brwi i patrzę na niego zdezorientowana.
- Wyciągnąłem to z tego całego Daniela, na początku nie chciał powiedzieć, ale w końcu uległ – w jego głosie słyszę satysfakcję z tego, że użył siły, by dostać pożądaną informację.
- Wiesz co, Luke. Może pogadamy innym razem, źle się czuję, jestem zmęczona – już nie mam ochoty z nim rozmawiać. Tak bardzo czuję w stosunku do niego obrzydzenie.
- Co? – podchodzi bliżej, jest zdenerwowany. Mam wrażenie, że zaraz zaciśnie mi dłoń na gardle – teraz albo nigdy.
- Wybacz, dzisiaj nic z tego nie będzie – łzy bezradności powoli napływają mi do oczu i z całych sił powstrzymuję ich wydostanie się.
- Co ty sobie myślisz, dziewczyno? Że możesz mi coś proponować i od tak z tego rezygnować? Wiesz ile innych dziewczyn chciałoby być teraz na twoim miejscu? Cholera – wali otwartą dłonią w drzwi, a ja podskakuję z cichym piskiem – zdecyduj się w końcu! – patrzy na mnie z gniewem i odchodzi. Jak zawsze pozostawiając mnie samą z ułożoną odpowiedzią, na jego pytanie, które w jego mniemaniu pewnie jest pytaniem retorycznym. 


******************
Cześć! Coś mnie tchnęło, żeby przepisać kolejny rozdział no i proszę, jest! Mam ogromną nadzieję, że Wam się spodoba. No i chciałabym, żeby więcej osób komentowało rozdziały. Wiecie ile motywacji dają mi Wasze opinie? Mnóstwo, po przeczytaniu komentarza, mam coraz większą ochotę, by pisać i wrażenie, że jednak mi to wychodzi, skoro ludziom się podoba. Także zróbcie coś dla mnie, jeżeli czytacie, skomentujcie ;) To tylko chwila, a dla mnie bardzo dużo znaczy. Jeżeli ja znajduję chwilę na pisanie rozdziałów i komentowanie blogów, które czytam, to Wy też powinniście znaleźć chociaż 5 minut po przeczytaniu rozdziału. Do następnego! :D

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 11.



Jestem zdruzgotana i wściekła zarazem. Chłopaki pomagają mi wstać, Daniel trzyma mnie pod rękę i nawet nie myśli, żeby mnie puścić. Wyswobadzam się z jego uścisku i idę przodem. 

Co on sobie wyobraża? Przecież mnie nie oszuka. Ale najwyraźniej o to mu chodzi, tylko tego chce, zniechęcić mnie. Mimo starań bardzo dobitnych zresztą, nie udaje mu się to. Jestem zdeterminowana jak nigdy dotąd. Skoro jest takim bydlakiem, a jednocześnie potrafi być, a raczej gdzieś tam w środku jest całkiem fajnych chłopakiem, nie mogę tego zaprzepaścić.
Moim zadaniem jest pokazać mu normalne życie, udowodnić mu, że wcale nie musi ta być, ale nic nie wskóram zanim Luke sam nie zechce czegokolwiek zmienić. Nic na siłę, prawda?
Przechodzę jak tornado przez grupkę uczniów, którzy zawzięcie o czymś rozmawiają, a później patrzą się na mnie. Chyba stałam się nową sensacją szkoły. Super. Siadam na ławce zakładając kosmyk opadających włosów za ucho i patrzę na swoje dłonie. Bawię się palcami do czasu, kiedy przysiadają się Daniel i James. 

- Uważam, że nie powinnaś się więcej koło niego kręcić – Daniel łapie mnie za roztrzęsione dłonie, w celu uspokojenia ich drżenia.
- Poradzę sobie, poza tym nie odpuszczę, już wam to mówiłam. Nieważne co się stanie – wzdycham ciężko.
- Dziewczyno, on cię prawie pobił na oczach połowy szkoły! Na co ty jeszcze czekasz? Niedługo przyjdziesz z podbitym okiem albo złamaną ręką. Tego właśnie chcesz? – nie dają za wygraną, a ja ich nie słucham. Mam w nosie konsekwencje skoro efekt końcowy może być naprawdę powalający. Chciałabym wywołać w tym chłopaku chociaż jeden szczery uśmiech, i to nie z mojego powodu. Naprawdę bym chciała, żeby uśmiechał się z powodu własnego życia. Cieszył się nim i nie musiał niczego udawać ani ukrywać pod agresją i znieczuleniem na wszelkie dobro jakie się wokół niego roztacza. 

- Annabelle, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Daniel podnosi się z ławki i staje naprzeciw mnie. Nie mam pojęcia o czym mówił i głupio się uśmiecham, z nadzieją, że sobie odpuści.
- Świetnie, my się o ciebie martwimy, a ty masz to gdzieś. Tym bardziej, że mamy powody do obaw o ciebie, zresztą nieważne. Przecież i tak cię to nie obchodzi. 

Patrzę na niego z zaskoczeniem, dzisiaj pierwszy raz poznałam go od tej strony. Cóż, jeszcze wiele się muszę o nich dowiedzieć, bo wprawdzie długo się nie znamy, co nie zmienia faktu, ze traktuję ich jak przyjaciół. 

- James, nie gniewajcie się na mnie, ja po prostu muszę spróbować – spoglądam na bruneta siedzącego obok, chłopak patrzy na swoje buty i wydaje się, że mnie nie słucha, ale po chwili podnosi głowę i obdarowuje mnie smutnym spojrzeniem.
- Nie gniewamy się, boimy się o ciebie, a po tym co dzisiaj widziałem, nie mam żadnych wątpliwości, że powinnaś dać sobie z tym spokój. Naprawdę – obejmuje mnie ramieniem i mówi dalej – wiesz, może nie znamy się wszyscy nie wiadomo jak długo, ale naprawdę cię lubimy i nie pozwolimy skrzywdzić, ale też nic nie poradzimy, skoro sama pchasz się, żeby ktoś ci tę krzywdę wyrządził – teraz patrzy mi prosto w oczy i jest śmiertelnie poważny – słuchaj, na razie pójdę ci na rękę i nie będę reagować, chyba, że sytuacja będzie tego wymagała, ale nie wiem jak z Danielem. On nie jest aż tak bardzo ugodowy jak ja. Wie swoje i będzie się tego trzymał. Więc jak będziesz chciała czegoś od Brooksa, nie rób tego w pobliżu Skipa, bo od razu zainterweniuje i albo zabierze cię stamtąd, albo w gorszym wypadku rzuci się na Luke’a z pięściami, Proszę, bądź ostrożna – ściska mnie trochę mocniej, a potem wstaje i odchodzi. 

James jest młodszy od nas wszystkich, ale w ogóle tego nie odczuwam, czasami mam wrażenie, jakby to on przeżył więcej ode mnie. Oczywiście przez chłopak mam małe wyrzuty sumienia, nie chcę się na nich wypinać i uchodzić za dziewczynę, która w ogóle nie liczy się z ich zdaniem, bo przecież nie na tym polega przyjaźń. 

Najbardziej boję się Daniela, a raczej jego zachowania, kiedy w pobliżu będzie Luke i nie daj Boże, chociaż na mnie spojrzy. 

Siedzę sama pod klasą, rozmasowuję obolałą rękę i rozmyślam. Ale co mi da zastanawianie się, muszę działać, bo inaczej niczego nie osiągnę. Jednak na dzisiaj odpuszczam sobie szukanie Luke’a i wdawanie się w kolejną kłótnię.

Po lekcjach wracam zmęczona i oczywiście obolała do domu. W salonie siedzi tata i najwidoczniej na mnie czeka, bo kiedy słyszy moje kroki, podnosi się na równe nogi i podchodzi do mnie uśmiechnięty. Przytula na powitanie i całuje w policzek. Od kiedy mój kochany ojczulek ma tak dobry humor? Coś mnie ominęło? 

- Cześć tato, jak było? – rozsiadam się wygodnie na czarnej, skórzanej kanapie i kładę nogi na fotel stojący obok.
- Było całkiem ciekawie, tylko stęskniłem się za moją córeczką – uśmiecha się i szuka czegoś w aktówce.
- Proszę, nie nazywaj mnie tak. Nie jestem już małym dzieckiem. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale już jakiś czas temu urosły mi piersi i w ogóle, a to chyba o czymś świadczy – uśmiecham się głupkowato, a tata wybucha śmiechem.
- Tęskniłem za tym twoim dziwnym poczuciem humoru – wyjmuje z torby jakąś starą książkę i mi podaje – przywiozłem ci mały prezent. 

Chwytam przedmiot w obie dłonie i obracam okładką do siebie. Książka, uwielbiam książki, ale jeszcze nie wiem, co to za jedna. 

Otwieram na pierwszej, tytułowej stronie. To pierwsze wydanie Sherlocka Holmesa! Dech zapiera mi w piersiach, nie wiedziałam, że jest ono osiągalne.
Dzień został uratowany! 

- O mój Boże. Tato! Skąd ją wytrzasnąłeś? Myślałam, że nigdzie nie można jej dostać! – dalej w to nie dowierzam.
- Wiesz, ma się znajomości, kochanie – rzucam mu się na szyję i mocno przytulam. 

Pewnie wychodzę przed wami na wariatkę, bo która dziewczyna cieszyłaby się z jakiejś starej, pożółkłej książki… To właśnie cała ja. 

Jedną z najważniejszych rzeczy w moim życiu są książki, ale przed nimi są takie wartości jak rodzina, przyjaźń czy miłość. To najbardziej się dla mnie liczy. Bo jeżeli nie wyjdzie mi w przyjaźni, czy miłości, zawsze mogę wziąć jakąś książkę, zniknąć w innym świecie i po prostu o tym nie myśleć, jednocześnie nie czując się tak bardzo samotnie. Otaczam się bohaterami powieści i póki się da, żyję każdym ich oddechem, ruchem, spojrzeniem czy wypowiedzianym słowem. 

- Ok, córciu, bo mnie udusisz – tata śmieje się i próbuje mnie od siebie odkleić, ale nie idzie mu to zbyt łatwo, bo i ja się za nim stęskniłam. I chyba potrzebowałam odrobiny bliskości. Poczucia bezpieczeństwa, a w objęciach ojca tak właśnie się czuję. Jakbym znów była małą dziewczynką, chowającą się koło niego przed potworami spod łóżka. To on był przy mnie, kiedy miałam swoje najgorsze dni i wiem, że nikt inny nie poradziłby sobie ze mną w tamtych chwilach. Naprawdę go za to podziwiam. 
- Już dobrze, dziękuję jeszcze raz – w podskokach schodzę z kanapy i pędzę na górę do swojego pokoju. Zapominam nawet o obiedzie i biorę się za czytanie. 

W ogóle nie myślę o jutrzejszym dniu, o lekcjach, znajomych czy Luke’u. 

Jestem tak wykończona, że zasypiam w połowie książki. 

Budzę się w ubraniu z otwartą książką na brzuchu. Jest czwarta rano, więc postanawiam wziąć prysznic i zjeść jakieś porządne śniadanie. Odkładam książkę na półkę, wybieram jakieś czyste ubrania z szafki i udaję się do łazienki. 

Szybko ściągam z siebie ciuchy, bo wiem, że jeżeli będę się ociągać, zachce mi się spać i bez względu na wszystko, wrócę z powrotem do łóżka. Zbyt dobrze znam samą siebie, żeby o tym zapomnieć. 

Odkręcam wodę i wchodzę pod ciepły, przyjemny strumień, przez chyba piętnaście minut stoję bezczynnie i rozkoszuję się ciepłem spływającej po moich plecach wody. Potem myje całe ciało oraz włosy i wychodzę. Wynurzając się z kabiny od razu tego żałuję, bo robi mi się przeraźliwie zimno, ale przecież nie będę siedzieć cały poranek za zaparowanymi drzwiczkami. Ubieram się w przygotowane wcześniej ciuchy, rozczesuję włosy i schodzę na dół. 

Zastanawiam się między naleśnikami a jajecznicą i w końcu przygotowuję jogurt naturalny z musli i owocami. Wszystko świeże i zdrowe, tak jak lubię, chociaż nie ukrywam, że często zdarza mi się jeść śmieciowe żarcie. 

Siadam przy wysokim blacie i wpatruję się w mały telewizorek umieszczony w kuchni, oglądam kreskówki, jak zawsze o tej porze. 

Przed szóstą wracam do pokoju, żeby się uczesać i wziąć torbę z książkami. Schodząc na dół, wpadam na tatę, który łapie mnie za ramię, żebym nie spadła ze schodów. Zaciskam zęby z bólu, bo ojciec chwyta mnie za obolałe miejsce. Szybko próbuję zmienić wyraz twarzy, żeby o nic nie pytał, bo co mogłabym mu wtedy powiedzieć? Słuchaj tato, chcę pomóc jednemu chłopakowi, niewykluczone, że podczas moich prób, może mnie zabić? Wątpię. Uśmiecham się pomimo bólu, żegnam z tatą i szybko wychodzę przed dom. 

Słońce świeci, a ja spacerkiem idę do szkoły.  Jestem jeszcze stosunkowo blisko swojego domu, kiedy zza rogu wychodzi Daniel omal nie przyprawiając mnie o zawał serca. 

- Cześć Annabelle – chłopak staje koło mnie.
- Cześć, co ty robisz tu tak wcześnie? – patrzę na niego zdzwiona i zła.
- Postanowiłem po ciebie przyjść, żebyś nie szła sama do szkoły. 

Wiedziałam! Kiedy zaczęli traktować mnie jak małe dziecko? To co wczoraj zaszło między mną a Luke’iem było tylko pojedynczym incydentem… na razie. 

- Uważasz, że ktoś wyskoczy zza krzaków i zabije mnie w drodze do szkoły? – kiedy na niego patrzę, mam ochotę krzyczeć.
- Anne, wiesz, że chcemy dla ciebie dobrze – chłopak chce podejść bliżej, ale ja się odsuwam.
- To nie traktujcie mnie jak dziecka, na które cały czas trzeba uważać, bo samo nie potrafi o siebie zadbać. Nie róbcie ze mnie jakiegoś przygłupa tylko dlatego, że nie jesteście w stanie pojąć mojego rozumowania, a może dlatego, że Luke wam się nie podoba. Nawet jeżeli będziesz za mną wszędzie łazić, ja i tak z tego nie zrezygnuję. Rozumiesz? Nic nie zmienisz. I proszę cię, nie idź za mną. Sama trafię do szkoły, znam drogę! – omijam Skipa i szybko idę w stronę szkoły. Może byłam dla mnie trochę za ostra, ale poniosło mnie. 

Jak zawsze siadam na ławce i czekam na kogokolwiek. Nie rozumiem ich strachu o mnie. Jestem dorosła i sama sobie poradzę, a jeżeli będę potrzebować pomocy, poproszę o nią. Przeczesuję palcami rudawe włosy i macham nogami, bo nie umiem usiedzieć bezczynnie. Wkrótce pojawia się James, z którym witam się serdecznym uśmiechem. Nie odzywamy się do siebie, ale w ogóle mi to nie przeszkadza. Czuję się przy nim swobodnie i bardzo mnie to cieszy. 

- Słyszałem, że pokłóciłaś się dzisiaj z Danielem – przekręca głowę w moim kierunku i lekko się krzywi.
- Można tak to nazwać – wzdycham i próbuję jakoś ubrać myśli w słowa, ale zanim mi się to udaje, dołącza do nas Elizabeth, Emma i oczywiście Daniel, więc rezygnuję z wypowiedzenia się na ten temat. Nie chcę więcej kłótni i nieporozumień. 

Wstaję z ławki, podchodzę do Daniela i odciągam go trochę na bok. 

- Słuchaj, przepraszam, że tak na ciebie dzisiaj naskoczyłam, ale naprawdę nie lubię, kiedy traktujecie mnie jak małe dziecko – uśmiecham się niepewnie w nadziei, że chłopak nie będzie się już na mnie gniewać. Widzę, jak jego oczy lekko się rozweselają i oddycham z ulgą.
- Nie ma sprawy, pewnie trochę przesadziłem, ale już w porządku, tak? – kładzie mi dłoń na ramieniu, a ja twierdząco kiwam głową.

Wracamy do całej paczki i już nikt nie wspomina o wczorajszym zajściu. Śmiejemy się, wygłupiamy. W końcu przychodzi czas na lekcje, więc wchodzimy do klasy.

Na przerwie podchodzi do mnie Jai i idziemy w stronę szafek. 

- Słyszałem co Luke wczoraj zrobił. Przykro mi.
- Słuchaj, nic się nie stało. Żyję, prawda?
- No tak, ale to nie zmienia faktu, że mógł cię skrzywdzić.
- Jai, wszystko jest w porządku, rozumiesz? – szturcham go lekko w ramię i patrzę w oczy, żeby w końcu to zrozumiał.
- No już dobrze. Poza tym jestem pod wrażeniem, że w ogóle udało ci się go namówić do założenia tych ciuchów. Nie wiem jakim cudem tego dokonałaś. Pewnie jesteś jakąś czarownicą, czy coś, i niedługo namówisz Luke’a na zmianę koloru włosów, np. na blond – oboje wybuchamy śmiechem, zaczynam płakać, bo wyobrażam sobie blond Luke’a z głupią miną, który patrzy na nas jak na debili. 

Rozbrzmiewa dzwonek zwiastujący lekcje, żegnam się z Brooksem i wracam do przyjaciół. Nadal dziwnie na mnie patrzą, a ja biedna nie wiem o co chodzi. 

- Zrobiłam coś złego, że prawie zabijacie mnie wzrokiem? 

Parzę na każdego po kolei, ale spuszczają wzrok i nic nie mówią. Nie mam pojęcia co się właściwie dzieje, ale wprawdzie mało mnie to teraz interesuje. 

Po lekcjach idę na miasto z Emmą i Elizabeth, pytam je o Arianę, ale milczą. 

Dziewczyna nie odzywa się do mnie od kilku dni, co jest bardzo podejrzane, bo zawsze przychodziła do mnie niespodziewanie lub wydzwaniała i gadała o niczym praktycznie przez godzinę.

Dziewczyny zbywają moje pytania, więc żegnam się z nimi i wracam do domu.
Właśnie uświadamiam sobie, że przez cały dzień w szkole nie widziałam Luke’a.


Przez kilka kolejnych dni chłopak nie pojawia się w szkole, a Ariana w dalszym ciągu się do mnie nie odzywa. Natomiast cała nasza paczka milczy na jej temat, czy ja zrobiłam coś złego?
Podchodzę do Jai’a, którego zauważam przy schodach i pytam o jego brata. 
 
- Zamknął się w swoim pokoju i w ogóle z niego nie wychodzi. I chyba ta przemiana nie przypadła mu do gustu, bo wyrzucił wszystkie ciuchy, chciał mi je oddać, ale oczywiście ich nie przyjąłem. Po chwili wyszedł do ogródka i  po prostu spalił je w ognisku… - chłopak drapie się bezradnie po głowie. 

Wzdycham ciężko, wszystko idzie nie po mojej myśli. 

- No trudno, jak się pojawi w szkole, to będę musiała go zagadać.
- Powiem ci jedno, chyba coś powoli zaczyna do niego docierać, bo czasami uda mi się z nim porozmawiać i ciągle mówi o jakiejś dziewczynie i o propozycji, którą mu złożyła. Powiedział, że nie może przestać o tym wszystkim myśleć. 

Dziwnie się w tym momencie czuję, ale bardzo dobrze wiem o co mu chodzi. Luke albo główkuje jak się mnie pozbyć albo bije się z myślami i samym sobą, żeby w końcu zacząć działa w dobrym kierunku. 

- Lepsze to niż nic, chociaż tyle mnie dzisiaj dobrego spotkało.
- A coś się stało? – Jai wydaje się bardzo tym zainteresowany, więc odpowiadam.
- Od dłuższego czasu Ariana się do mnie nie odzywa, a to do niej w ogóle niepodobne. Reszta paczki unika odpowiedzi, kiedy o nią pytam i już nie wiem, czy to ja coś zrobiłam, czy chodzi o coś zupełnie innego – wzruszam bezradnie ramionami.
- Do mnie też się nie odzywa – robię bardzo zdziwioną minę, kiedy to słyszę – tak, znamy się – chłopak śmieje się z mojej reakcji, a ja dalej stoję zszokowana – od jakiegoś czasu ze sobą rozmawiamy. Ale właśnie jest tak samo jak z tobą, nie odzywa się do mnie. Piszę do niej, dzwonię, ale nie ma żadnej reakcji, i nie wiem czy powinienem się martwić, czy po prostu odpuścić tę znajomość.
- Chyba oboje powinnyśmy się martwić. Zajdę dzisiaj do niej i wszystkiego się dowiem. Poza tym Ariana bardzo cię lubi – puszczam mu oczko i podchodzę do Elizabeth. 

- Czemu tak na mnie patrzysz?
- Niby jak?
- Jakbym popełniła jakąś straszną zbrodnię.
- Jeszcze się nie domyśliłaś? Tak się po prostu nie robi, Annabelle– kręci głową z dezaprobatą i odchodzi.
- Ale co ja takiego zrobiłam?! – krzyczę za nią, ale dziewczyna nie ma zamiaru do mnie wracać. 

Wszyscy gdzieś zniknęli, więc siedzę sama na korytarzu. Niby było okej, miałam znajomych, przyjaciół, a teraz nawet oni nie chcę za mną rozmawiać i nie wiem co się do licha ciężkiego dzieje. 

Pod wieczór wybieram się do panny Grande. Może ona mi łaskawie wyjaśni o co w tym wszystkim chodzi. Stoję przed ciemnymi drzwiami i pukam kilka razy. Otwiera mi niezbyt wysoka, uśmiechnięta od ucha do ucha kobieta. Od razu odwzajemniam miły gest. 

- Dobry wieczór, zastałam Arianę?
- Oczywiście, jest u siebie. Na górę, a potem pierwsze drzwi po prawej.
- Dziękuję bardzo – wchodzę do środka i od razu kieruję się do wyznaczonego przez kobietę pomieszczenia. 

Pukam w kolejne drzwi i czekam na jakąś rekcję. 

- Proszę – słyszę cieniutki głosik Ari, naciskam na klamkę i znikam w pomieszczeniu cicho zamykając za sobą drzwi.


*****************
Cześć wszystkim, rozdział jak rozdział, mnie nie wydaje się za dobry, ale to Wy będzie oceniać. Mam nadzieję, że pojawi się dzisiaj chociaż jeden komentarz więcej niż zwykle. Naprawdę mi na tym zależy, bo chcę wiedzieć, co o tym wszystkim sądzicie. Czasami mam wrażenie, że to wszystko jest takie wymuszone i w ogóle nie powinnam pisać, no ale jak na razie nadal tu jestem i postaram się dociągnąć to do końca. Czekam na jakieś komentarze, życzę miłego czytania i do następnego! :D