Nigdy wcześniej nie byłam u Ariany, rozglądam się po pokoju,
którego ściany są koloru wrzosowego, a meble śnieżnobiałe. Ari leży na dużym
łóżku z baldachimem i po chwili ciszy odwraca się w moją stronę. Jej mina nie
wskazuje na to, by była zadowolona z moich odwiedzin.
- Co ty tutaj robisz, Annabelle? – patrzy na mnie
poirytowana.
- Martwiłam się, nie odzywałaś się do mnie, inni nie chcieli
mi nic powiedzieć, więc przyszłam się czegoś dowiedzieć – robię krok w jej
stronę, ale widząc minę dziewczyny, rezygnuję z pomysłu, by do niej podejść.
- Nie wiem, po co tu przyszłaś, wyjdź proszę – pokazuje mi
drzwi.
- Czy w końcu ktoś mi powie, co takiego złego zrobiłam? Czym
sobie zasłużyłam na takie traktowanie? – rozkładam ręce w geście bezradności.
- Nie udawaj głupiej, Anne. Daniel mi wszystko powiedział –
Ariana krzyżuje ręce na piersi i patrzy na mnie wyzywająco.
- Ale o czym powiedział? – czuję się strasznie bezradna w
tej sytuacji, bo nie mam pojęcia, o czym dziewczyna do mnie mówi, a tym
bardziej o tym, co mógł powiedzieć jej Daniel.
- Codziennie gadasz sobie z Jai’em, świetnie czujecie się w
swoim towarzystwie, cały czas się śmiejecie – milknie na chwilę – przecież
wiesz, jak bardzo go lubię i robisz mi takie coś. Naprawdę mnie to zabolało, no
ale skoro coś do siebie czujecie, to chyba nie mogę nic na to poradzić – głos
jej się załamuje i urywa nasz kontakt wzrokowy, wiem, że właśnie próbuje
powstrzymać się od płaczu.
- Ari, co ty za bzdury opowiadasz?! Daniel chyba jeszcze
nigdy porządnie nie oberwał za gadanie takich rzeczy. Z Jai’em rozmawiam o
Luke’u. Nic mnie z nim nie łączy, żadne uczucie. Przecież wiesz, że nigdy bym
ci tego nie zrobiła – próbuję do niej podejść, ale dziewczyna cały czas się
cofa.
- Ale Daniel mówił…
- Zapomnij co mówił Skip, on nic nie wie. Nie mam pojęcia,
dlaczego to wszystko zrobił, ale oberwie mu się. Poza tym Jai też się o ciebie
martwił, rozmawiałam z nim dzisiaj.
- Annabelle, przepraszam. To wszystko mnie zaślepiło. Poza
tym chłopak nie powinien być ważniejszy od przyjaciółki – podbiega do mnie i
mocno się przytula. Obejmuję jej delikatne ciałko i uśmiecham się, opierając
brodę na jej ramieniu.
W końcu wszystko się wyjaśniło, a Daniel niech się strzeże.
Nie umiem znaleźć powodów, dla których to zrobił. Dlaczego podjudził wszystkich
przeciwko mnie? To, że nie chciałam jego niańczenia, chyba nie może być głównym
powodem tego całego zamieszania.
Coraz więcej rzeczy zaczyna mnie trapić. Luke, dziwne
zachowanie Daniela, z którym muszę jak najszybciej zamienić kilka zdań,
najlepiej bez świadków. Oberwie jak jeszcze nigdy nie oberwał.
Siedzę u przyjaciółki do wieczora, rozmawiamy o różnych
sprawach, ale najwięcej o Jai’u, bo Ariana nie przestaje o niego wypytywać.
Strasznie się cieszę, że coś pomiędzy nimi jest, pasują do siebie, a co
najważniejsze, moja przyjaciółka jest szczęśliwa.
Późnym wieczorem wracam do domu. Wieje lekki, jesienny
wiatr, powoli przyzwyczajam się do klimatu i już prawie wcale nie jest mi
zimno.
Wchodzę do rozświetlonego domu, to dla mnie coś nowego.
Zazwyczaj o tej porze ojciec siedzi jeszcze w pracy, nieważne.
Z kuchni wydobywa się cudowny zapach popisowego dania taty.
Pieczony kurczak z ziemniakami i szpinakiem. Uśmiecham się pod nosem na samą
myśl o normalnym posiłku i witam się z ojcem.
- Cześć, tato. Co tak wcześnie w domu?
- Obiecałem, że postaram się być częściej, więc jestem –
uśmiecha się, zakłada rękawice i wyciąga mięso z piekarnika, a zaraz po tym
ziemniaki.
Dawno nie jadłam takich pyszności i natychmiast rozkładam na
stole talerze i sztućce. Siadamy do stołu i zajadamy się specjałem ojca.
- Masz już jakichś znajomych? – pyta zaciekawiony.
- Oczywiście! Piątkę wspaniałych przyjaciół plus jeszcze
dwóch postronnych znajomych – przełykam kęs kurczaka i uśmiecham się do ojca.
- Przyprowadź ich kiedyś – tata puszcza mi oczko, a mnie od
razu robi się lepiej.
Znowu czuję się jak mała dziewczyna. Wiem, że ktoś naprawdę
mnie kocha i nie pozwoli nikomu skrzywdzić. Zmywam po kolacji i idę do siebie
do pokoju. Biorę szybki prysznic, nastawiam budzik i kładę się spać.
Rzadko pamiętam swoje sny, ale tego ranka jest inaczej.
Jestem w stanie opowiedzieć wszystko co mnie tej nocy nawiedziło, a może po
prostu odwiedziło. Większość z nich to wspomnienia o rodzinnym Edynburgu i
mamie. Śniło mi się, że wszystko jest po staremu, mieszkam w Anglii, codziennie
po szkole wracam do domu, gdzie czeka obiad ugotowany przez najlepszą kucharkę
na świecie, czyli moją mamę. Tata wraca po dziewiętnastej do domu, a później
wszyscy siedzimy w salonie i oglądamy jakieś durne programy.
Uśmiecham się na samą myśl o tym wszystkim, przejeżdżam
dłonią po skołatanej kołdrze, wstaję z łóżka, poprawiam pościel i udaję się do
łazienki, by wyszykować się do szkoły. Patrzę w lustro i przeczesuję rudawe,
już dosyć długie włosy, palcami. Postanawiam uczesać się w warkocza, w którego
niegdyś czesała mnie mama. Kiedy jest gotowy, nakładam trochę podkładu na
twarz, pudru, lekko maluję rzęsy i jestem gotowa do wyjścia.
Zamykam drzwi na klucz, odwracam się w stronę ulicy i po
prostu patrzę przed siebie. Piękny słoneczny dzień, ludzie uśmiechają się do
siebie na ulicach, a ja mam zamiar nakrzyczeć na Daniela. Mimo wszystko to
zrobię, nie mogę mu tego odpuścić, bo się nauczy, że może pozwolić sobie na
zbyt wiele i rujnować mi życie.
Będąc w szkole zauważam Jai’a. Od razu do niego podchodzę i
wypytuję o Luke’a. Mam w nosie, czy ktoś z moich przyjaciół to zobaczy, sprawa
została wyjaśniona z Arianą, a to dla mnie najważniejsze.
- Jak tam z bratem? – spoglądam na niego niepewnie i przy okazji
rozglądam się dookoła w poszukiwaniu Daniela.
- Dzisiaj wyszedł do szkoły, więc może będziesz miała okazję
porozmawiać z nim osobiście.
Wydaje mi się, że jest odrobinę lepiej, ale nie
jestem pewien, czy dalej będzie skłonny kontynuować to, co zaczęliście. Miejmy
nadzieję, że tak. Tak przy okazji, dowiedziałaś się czegoś w sprawie Ariany? –
kiedy wspomina o Ari, w jego oczach pojawiają się ledwo widoczne iskierki.
- Oczywiście. Daniel nagadał jej, że niby coś do siebie
czujemy. Śmieszne, nie? – robię głupią minę – nie mam pojęcia, dlaczego to
zrobił.
- Wydaje mi się, że cię lubi. Może chciał zająć cię czymś
innym niż Luke’iem. Ale to nie moja sprawa, nie wtrącam się – wzrusza
ramionami.
- Ok, nieważne, dziękuję – macham mu na pożegnanie i idę
szukać swoich przyjaciół. Siedzą na ławce, wszyscy.
- Skip, możemy porozmawiać? – patrzę na niego wyczekująca i
lekko potupuję noga.
- Pewnie – uśmiecha się jak gdyby nigdy nic i idzie za mną.
- Co za głupoty nagadałeś Arianie?
- Nie wiem o co ci chodzi – udaje zdziwionego, ale słabo mu
to wychodzi. Aktorem to ty na pewno nie zostaniesz, kolego.
- Nie rób z siebie debila. Ja i Jai? Naprawdę? Co ty sobie
myślałeś? Chciałeś skłócić mnie i Arianę? Ale po co?! – zaczynam tracić nerwy.
- Spokojnie Annabelle – kładzie mi dłoń na ramieniu – ja po
prostu chciałem, żebyś na chwilę zapomniała o Brooksie i nie pakowała się w
większe tarapaty.
Zrzucam jego dłoń z ramienia.
- Coś ty sobie myślał? Wiesz jak ja się poczułam? Poza tym
to nie jest twoja cholerna sprawa! Zrozum to wreszcie. Nie jesteś moim
opiekunem, ojcem, czy kimkolwiek innym, żeby mówić mi co jest dla mnie dobre, a
co nie. Nie masz prawa, żeby podejmować za mnie decyzje. Za kogo ty się masz?! –
nie wytrzymuję i krzyczę na chłopaka, który jest naprawdę przerażony moim
zachowaniem.
Inni uczniowie patrzą na mnie ze zdziwieniem, ale nie
zwracam na nich uwagi. Kończę rozmowę z Danielem i idę w stronę szafki Luke’a z
nadzieją, że go tam znajdę. Niestety nigdzie go nie widzę. Osuwam się o swoją
szafkę i siadam na podłodze. Wiem, że Daniel niedługo do mnie przyjdzie, nie
wierzę, że mogłoby być inaczej.
W pewnym momencie ktoś siada koło mnie na podłodze,
wiedziałam Skip, wiedziałam.
- Daniel, daj mi spokój, idź sobie – nawet nie otwieram
oczu, żeby sprawdzić, czy to rzeczywiście mój przyjaciel.
- Nie ma tutaj żadnego Daniela – słyszę głęboki głos Luke’a.
Natychmiast otwieram oczy i patrzę na chłopaka, jakbym widziała go pierwszy raz
w życiu.
- Luke? Czego chcesz?
- Przemyślałem swoje zachowanie i uwierz, że nie jest mi
łatwo nad tym panować. Może spróbujemy raz jeszcze?
Szatyn wstaje z podłogi i wyciąga do mnie rękę, bym wstała.
Chwytam jego dłoń, przechodzi mnie dziwne uczucie, kiedy Luke zaciska swoje palce
na mojej ręce i ciągnie ku górze. Stoję z nim twarzą w twarz i gdyby chciał mi
coś zrobić, nie miałabym jak uciec. Byłabym już martwa, ale zaufałam mu jakiś
czas temu, więc tego będę się trzymać.
- Mam nadzieję, że teraz będzie trochę lepiej – tym razem
kładzie dłoń na moim ramieniu. Przez moment mam wrażenie, że się uśmiechnie, ale
nic takiego się nie dzieje, jest niewzruszony. Jednak wiem, że walczy ze sobą w
środku. Luke zaczyna sobie radzić, kiedy nagle słyszę rozwścieczonego Skipa.
- Puść ją, już! Odejdź od niej!
Nim zdążę policzyć do dziesięciu, Daniel odciąga Luke’a z
wielką siłą i popycha na niebieskie, metalowe szafki, z których po uderzeniu
wydobywa się cichy grzmot.
Brooks zaczyna się denerwować, widzę to. Zaciska dłonie w
pięści i ciężej oddycha. Mimo wszystko jestem tak zszokowana całą tą sytuacją,
że stoję jak skamieniała, co nie działa na niczyją korzyść.
Daniel ponownie popycha mojego znajomego, o ile mogę go tak
nazywać.
Chłopak z kolczykiem w wardze w końcu się wkurza i rzuca się
na Skipa. Zaczynają się bić, a ja nie wiem co robić. Nie możesz zacząć
panikować, myśl trzeźwo, zareaguj jakoś, do cholery, Annabelle! Obudź się!
- Daniel, zostaw go! Ej, przestańcie, Skip co ty robisz?!
Żaden z nich nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi, faceci.
Skaczę Danielowi na plecy i próbuję go zmusić do zaprzestania tego wszystkiego.
Koniec końców mi się udaje.
Chłopak dyszy ze zmęczenia i wściekłości.
- Oszalałeś?! – popycham go lekko.
- Ciesz się, bo przyszedłem w samą porę – nadal próbuje
złapać oddech.
- W samą porę czego?
Patrzę na Luke’a, który ma całą zakrwawioną wargę, ten
kolczyk wcale mu nie pomaga w takich sytuacjach.
- On mógł ci coś zrobić!
- Zwariowałeś? Rozmawialiśmy, nikt nie chciał nikomu niczego
zrobić.
Podchodzę do Brooksa i patrzę na niego ze smutkiem, wiem, że
tego nie pokaże, ale czuję, że chce stąd zniknąć, odejść gdzieś w ciche miejsce
i po prostu z kimś porozmawiać. I wiem, że zaraz każe mi spadać.
- Annabelle, lepiej już pójdę. I radzę trzymać ci swoich
chłoptasiów z dala ode mnie, jeżeli nie chcesz, żeby coś się im stało – patrzę na
niego bezradnie, a chłopak odchodzi.
- I twoim zdaniem, on chciał mi coś zrobić?
Daniel patrzy na czubki swoich butów.
- Nieważne, trzymaj się ode mnie z daleka!
Odchodzę i biegnę za Luke’iem. Łapię go za przedramię,
chłopak zbyt agresywnie się odwraca i trochę rzuca mną na bok.
- Oh, to ty. Myślałem, że to znowu ten twój chłopak.
- Mój chłopak? – patrzę na niego zdzwiona, jak i
zaciekawiona.
- A nie? Myślałem, że jesteście razem, skoro tak ostro
reaguje.
- Skip i ja się tylko przyjaźnimy, ale to nie ma nic do
rzeczy. Mam nadzieję, że nie rzucisz się na niego, kiedy mnie nie będzie w
pobliżu. I mam nadzieję, że spotkamy się jak najszybciej i porozmawiamy jak
ludzie.
- Dobra, czekaj na mnie przed szkołą po lekcjach.
Wracam do swojej paczki. Skip nie zaszczyca mnie chociażby
jednym spojrzeniem, i dobrze. Nie mam ochoty z nim rozmawiać.
- Annabelle – Beth podchodzi do mnie zaniepokojona.
- Słucham? – patrzę jej prosto w oczy, jakby miało to coś
pomóc. Jakbym mogła ją zahipnotyzować i sprawić, że nie będzie o nic pytać.
- Słyszałam co się stało – przeczesuje kruczoczarne włosy
palcami i ukradkiem zerka na Daniela.
- No to co się stało? – wolę się upewnić, czy mój wspaniały
przyjaciel znowu nie nagadał jakichś bzdur.
- Ponoć Luke już podnosił na ciebie rękę, kiedy Skip go
powstrzymał.
- Serio? – nie mogę w to uwierzyć! Znowu wszystkich okłamał –
tak naprawdę, to ja i Luke rozmawialiśmy, kiedy znikąd pojawił się Daniel i
rzucił na Brooksa – krzyżuję ręce na piersi i patrzę z wyrzutem na Skipa, który
nie spuszcza wzroku z pleców Elizabeth, jakby samo patrzenie miałoby go za nimi
ukryć.
- Dlaczego miałby zmyślać? – dziewczyna jest naprawdę
zdzwiona zachowaniem swojego przyjaciela.
- Nie mam pojęcia, ale tak samo było z tym, co nagadał
Arianie i wam również. Może on po prostu mnie nie lubi i nie pasuje mu moje
towarzystwo, nie wiem.
- Nie, mnie się wydaje, że on lubi cię za bardzo i za
wszelką cenę nie chce pozwolić, by stała ci się krzywda.
- Co za bzdury opowiadasz, jakie za bardzo. Zresztą nie interesuje
mnie to, Skip stanowczo przesadza. Nie jestem w stanie tego pojąć, niech trzyma
się ode mnie z daleka.
Nie chcę być w pobliżu tego chłopaka, więc odchodzę od nich
wszystkich. Siadam na najniższym schodku i patrzę, jak ludzie ze sobą
rozmawiają, śmieją się, szturchają. Samotna przerwa na szkolnych może się
wydawać niezbyt przyjemnym przeżyciem, ale właśnie w tej chwili tego mi trzeba.
Odrobinę samotności.
Ale spokojnie, jeszcze jedna lekcja i koniec, nie będziesz
musiała przebywać dłużej z Danielem w jednym miejscu, jest jeszcze jedna dobra
wiadomość. Może w końcu uda mi się normalnie porozmawiać z Luke’iem.
Po wszystkich zajęciach siadam na ławce przed szkołą i
cierpliwie czekam na jednego z bliźniaków. Mija dziesięć minut, piętnaście, a
on nadal się nie zjawia.
Poirytowana tym wszystkim wstaję z ławki i szybkim krokiem
idę do domu. Mogłam się tego spodziewać, przecież to Luke Brooks, który rzadko
dotrzymuje słowa. Nie mam nawet pomysłu na to, dlaczego się nie zjawił. Chcę
być już w domu, położyć się i po prostu odpocząć.
Droga wydaje mi się coraz dłuższa, kiedy tak desperacko
pragnę dojść do jej końca. Chodnik wydłuża mi się w oczach i wydaje się, że już
nigdy nie dojdę do domu.
Czuję się, jakbym wędrowała przez co najmniej pół dnia,
kiedy tak naprawdę droga powrotna zajęła mi może z pół godzinki. Opadam zła i
zmęczona na kanapę w salonie i zamykam na chwilę oczy.
Kiedy je otwieram jest już późne popołudnie i ktoś dobija
się do drzwi wejściowych. Zwlekam się z czarnej, skórzanej kanapy i powolnym
krokiem podchodzę do frontowych drzwi. Na progu stroi Luke Brooks we własnej
osobie.
- Nie dałem rady przyjść po szkole, bo ten twój głupi
chłoptaś znowu się mnie uczepił. Trochę oberwał, ale nieważne.
- Luke, co mu zrobiłeś? – pierwszy raz tego dnia poczułam
strach. Obawę, że coś mogło stać się jednemu z moich przyjaciół. Nawet w
przypadku Daniela.
- Spokojnie, będzie żył – chłopak głośno wzdycha.
- Skąd wiesz gdzie mieszkam? – marszczę brwi i patrzę na
niego zdezorientowana.
- Wyciągnąłem to z tego całego Daniela, na początku nie
chciał powiedzieć, ale w końcu uległ – w jego głosie słyszę satysfakcję z tego,
że użył siły, by dostać pożądaną informację.
- Wiesz co, Luke. Może pogadamy innym razem, źle się czuję,
jestem zmęczona – już nie mam ochoty z nim rozmawiać. Tak bardzo czuję w
stosunku do niego obrzydzenie.
- Co? – podchodzi bliżej, jest zdenerwowany. Mam wrażenie,
że zaraz zaciśnie mi dłoń na gardle – teraz albo nigdy.
- Wybacz, dzisiaj nic z tego nie będzie – łzy bezradności
powoli napływają mi do oczu i z całych sił powstrzymuję ich wydostanie się.
- Co ty sobie myślisz, dziewczyno? Że możesz mi coś
proponować i od tak z tego rezygnować? Wiesz ile innych dziewczyn chciałoby być
teraz na twoim miejscu? Cholera – wali otwartą dłonią w drzwi, a ja podskakuję
z cichym piskiem – zdecyduj się w końcu! – patrzy na mnie z gniewem i odchodzi.
Jak zawsze pozostawiając mnie samą z ułożoną odpowiedzią, na jego pytanie,
które w jego mniemaniu pewnie jest pytaniem retorycznym.
******************
Cześć! Coś mnie tchnęło, żeby przepisać kolejny rozdział no i proszę, jest! Mam ogromną nadzieję, że Wam się spodoba. No i chciałabym, żeby więcej osób komentowało rozdziały. Wiecie ile motywacji dają mi Wasze opinie? Mnóstwo, po przeczytaniu komentarza, mam coraz większą ochotę, by pisać i wrażenie, że jednak mi to wychodzi, skoro ludziom się podoba. Także zróbcie coś dla mnie, jeżeli czytacie, skomentujcie ;) To tylko chwila, a dla mnie bardzo dużo znaczy. Jeżeli ja znajduję chwilę na pisanie rozdziałów i komentowanie blogów, które czytam, to Wy też powinniście znaleźć chociaż 5 minut po przeczytaniu rozdziału. Do następnego! :D