wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 18.



Wszyscy pytają co jest grane, a ja patrzę na Daniela, który nie ma odwagi spojrzeć na mnie, może to i lepiej. Nie będę musiała zmagać się z jego wzrokiem, w ostateczności z rozmową.
Bez słowa wstaję z ławki, spoglądam dziwnym wzrokiem na przyjaciół i po prostu odchodzę. Chcę jak najszybciej znaleźć się w domu i to wszystko przemyśleć. 

Czy to możliwe, żeby Luke tak szybko się zmienił? A może nie musiał? Być może zawsze taki był tylko bardzo dobrze to ukrywał? Wydaje mi się, że nie chce pokazać ludziom jaki jest.
Wracam do domu i ku mojemu zdziwieniu zastaję tam tatę. Co on tutaj robi? Miał być za kilka dni.

Oczywiście jestem przeszczęśliwa, że znowu mogę go zobaczyć, ale coś mi podpowiada, że to chwilowe. 

- Cześć tato – zdejmuję buty i wchodzie do salonu, gdzie siedzi mężczyzna. – Co tak wcześnie? – Siadam koło niego na kanapie.
- Cześć Annne – przytula mnie lekko i od razu się odrywa, patrzy mi głęboko w oczy, wiem, że chce coś powiedzieć. – Muszę wyjechać na tydzień albo dwa do Francji, uregulować kilka spraw z poprzednim domem.
- Dobrze tato, dam sobie radę, jak zawsze – próbuję się do niego uśmiechnąć, ale nie bardzo mi to wychodzi i ojciec to zauważa.
- Wiem, że dasz radę. W końcu jesteś moją córką – całuje mnie w policzek i szykuje się do wyjścia.
- Jedziesz od razu? – Patrzę zaskoczona, przez chwilę łudziłam się, że zostanie chociaż do wieczora.
- Niestety, za kilka godzin mam samolot, a muszę jeszcze zajechać do biura po papiery – patrzy na mnie z troską i dozą rozczarowania, bo wie, że nie jest tak, jak obiecywał.
- Dobrze, skoro musisz – podchodzę do niego i mocno przytulam się do jego tułowia. – Kiedy go puszczam, ojciec łapie za klamkę drzwi wejściowych i wychodzi na rześkie australijskie powietrze. 

Przekręcam klucz w zamku i udaję się do swojego pokoju, bo co innego mi pozostaje? Kładę się na łóżku i próbuję czytać książkę, ale myśli mi na to nie pozwalają, bo ciągle krążą wokół Daniela, Luke’a i taty. Sami mężczyźni, co ja z nimi mam? Nic szczególnego, ciągle tylko rozczarowania, czasami miłe niespodzianki, ale tylko czasami. 

Oni i tak nie równają się trzem facetom, których się wręcz boję. Podejrzani znajomi Luke’a, dlaczego właśnie ja? Nie mógł znaleźć sobie innego celu? Może powinnam przestać wychodzić z domu, albo co gorsza, przestać widywać się z Luke’iem, ale nie mogę, bo wtedy cały mój plan pójdzie na marne. 

Wzdycham ciężko, bo jestem kompletnie bezsilna z powodu dzisiejszego dnia, mam ochotę wejść pod kołdrę i już nigdy spod niej nie wychodzić. Chcę na chwilę zapomnieć o dzisiejszym dniu, w którym zbyt wiele się wydarzyło i mam nadzieję, że już się nie wydarzy. Chcę mieć spokój do rana, czy proszę o zbyt wiele? 

Nie masz co się dziwić, dziewczyno. Sama zgotowałaś sobie taki los, wtrącałaś się w życie Luke’a, które z czasem dosięgnęło i ciebie. Wpakowało cię w to poważne tarapaty, a ty i tak nie masz dosyć. Co takiego nadzwyczajnego jest w tym chłopaku, że się go tak kurczowo trzymasz i nie zamierzasz puścić? No co? Może chodzi ci tylko o tajemnicę, może to cię nakręca, a kiedy ją poznasz, kiedy na jaw wyjdzie powód jego zachowania, całego jego sposobu bycia, zostawisz go w tyle i znajdziesz sobie nową, osobę, która wzbudzi twoje chore zainteresowanie?

Nie, nie, nie! Nikogo nie zostawię, dlaczego do głowy przychodzą mi takie pomysły? Czy zaczynam wariować?

Rzucam książkę w kąt, bo i tak nie będzie nic z mojego dzisiejszego czytania, biorę szybko prysznic i kładę się spać, by odpocząć od świata. 



Zostaję wyrwana ze snu przez jakieś pukanie, rozglądam się wystraszona po pokoju, dźwięk jednak dochodzi z dołu. Zaspana zwlekam się z łóżka i przy okazji spoglądam na zegarek stojący na półce. Druga w nocy, kogo niesie o tej godzinie? Może tata się rozmyślił i zapomniał kluczy? Niee, ojciec by do mnie zadzwonił, więc kto to może być? 

Schodzę po schodach cały czas zastanawiając się nad tożsamościom jegomościa, który lada chwila wystuka mi dziurę w drzwiach. Powinnam spojrzeć kto stoi przed drzwiami, ale oczywiście tego nie robię i bez namysłu je otwieram. 

Na ganku stoi Luke i opiera się o jedną ze ścian domu. Jego twarz jest cała we krwi, a sam chłopak ledwo trzyma się na nogach. Co do diabła?

- Luke, co ci się stało?! – Przytrzymuję Brooksa, żeby nie upadł na ziemię.
- Nie wiedziałem gdzie pójść, więc przyszedłem tutaj. – Ciężko oddycha i widzę, że mówić też nie jest mu łatwo. Rozglądam się po ulicy, nie widzę nikogo, kto mógłby nas zobaczyć, ostrożnie wprowadzam chłopaka do domu i prowadzę do kuchni, gdzie trzymam apteczkę.
Sadzam go na krześle przy kuchennym stole, a sama udaję się na poszukiwanie małego, czerwonego pudełeczka, które jest w tym momencie niezbędne. Nie mam pojęcia z kim Luke się pobił, ale nie wygląda to najlepiej, jedynym plusem jest fakt, że trochę oprzytomniał i daje radę usiedzieć na drewnianym krześle.
- Dobrze się czujesz? – Patrzę na niego zatroskana, bo jak inaczej? Jak matka na dziecko, które ktoś skrzywdził. Dziwne porównanie, ale chyba właśnie tak się czuję.
- Średnio, w sumie widać – pokazuje palcem na swoją twarz i lekko się krzywi. – Co masz zamiar zrobić? – Patrzy na apteczkę.
- Obmyć ci twarz, ogółem doprowadzić ją do porządku. Dlaczego przyszedłeś akurat do mnie? – Wyjmuję z pudełka kilka najpotrzebniejszych rzeczy i z powrotem patrzę na twarz chłopaka, która jest strasznie poobijana, aż boję się jej dotknąć, by nie sprawić mu bólu.
- Naprawdę nie wiedziałem, gdzie mógłbym pójść. Nie mogłem iść do domu, nie chciałem, żeby widzieli mnie w takim stanie, zostałaś tylko ty. Jedyna osoba, która jest dla mnie dobra. – Nie wierzę, że wydusił z siebie tak długie zdanie i ku mojemu zdziwieniu nieobrażające mojej osoby.
- Naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć, ale widzę, że z tobą jest lepiej. No chyba, że masz zamiar mnie uderzyć, znowu. – Patrzę na niego wyzywająco, jednak nie po to by rzeczywiście ponownie mnie uderzył, a przeprosił, tym razem słowami. 

Luke się nie odzywa, więc zabieram się za przemywanie zakrwawionej twarzy, lekko się krzywi, kiedy mokry wacik dotyka ran, a niech go piecze, dobrze mu tak. Po co pakował się w jakieś kolejne bagno? 

- W ogóle co się stało? – Przerywam oczyszczanie obolałej twarzy chłopaka.
- Pamiętasz tych kolesi co cię napadali?
- Jakbym mogła zapomnieć – wzdycham.
- Byłem z nimi pogadać, żeby dali ci spokój.
- I widzę, że chyba nic nie wskórałeś – kręcę głową i biorę się za drugi policzek chłopaka.

 Jeszcze chwila i sprawa będzie załatwiona, nakleję mu kilka plastrów i będzie wyglądał co najmniej śmiesznie, a nie przerażająco.

- Jeszcze mi za to podziękujesz. – Wstaje z krzesła i rusza w kierunku drzwi. Odchrząkam głośno i się po prostu gapię.
- Dziękuję? – Robi zdziwioną minę i wychodzi z mojego domu. 

To było bardzo dziwne, ale przynajmniej podziękował. Czy poszedł do siebie? I coś czuję, że nie podziękuję mu za tę „pomoc”. Wydaje mi się, że niedługo sprawy jeszcze bardziej się skomplikują. Poza tym to przyjście i wyjście było bardzo w stylu starego Luke’a. Przychodzę po to co chcę, biorę to i wychodzę. 



W szkole nie mogę się na niczym skupić, bo mam totalny mętlik w głowie, a przez kogo? Oczywiście przez Brooksa. Czy ten chłopak musi mnie tak denerwować? 

Daniel próbuje mnie zagadać, ale kompletnie nie zwracam na niego uwagi. Przez cała lekcję go ignoruję, ale chłopak nie daje za wygraną i na przerwie ponawia swoje próby. W końcu zgadzam się na krótką rozmowę, bo jego nękanie mnie wykończy, a muszę mieć siły, by znaleźć Luke’a i z nim porozmawiać. 

- Co jest takiego ważnego, że nie mogło poczekać? – Nadal jestem na niego zła, ponieważ obawiam się, że znowu będzie próbował się do mnie dostawiać.
- Słuchaj, chciałem cię przeprosić za tę całą sytuację w kinie. Trochę mi głupio.
- Trochę? – Wywracam teatralnie oczami i odchodzę, ale Skip łapie mnie za nadgarstek.
- Zgoda? – Patrzy na mnie wyczekująco.
- Zgoda – wzdycham i rozkładam ręce w bezradnym geście, chłopak mnie puszcza, a ja odchodzę w głąb korytarza. 

Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy, ale i tak nie wierzę, że któregoś dnia znowu nie spróbuje się do mnie przystawiać. Muszę mu jak najszybciej znaleźć jakąś dziewczynę, bo inaczej nie da mi spokoju.

Na końcu korytarza zauważam Luke’a, więc natychmiast do niego podchodzę zanim zdąży mi zniknąć z oczu. 

- Cześć. – Staję na tyle blisko, by nie miał jak przejść.
- Cześć, czego chcesz? – Unosi brew ku górze i parzy na mnie jak na idiotkę.
- Przychodzę dzisiaj pogadać, nie zapomnij – kiwam mu palcem koło twarzy, - bo inaczej pokażę na co mnie stać.
- Mam się ciebie bać? – Chłopak zaczyna się głośno śmiać tym samym zwracając na nas uwagę wszystkich. 

Podchodzę do niego bliżej i ściszam głos, żeby nie usłyszała mnie żadna wścibska blondyna, która później rozpuści plotki po całej szkole. 

- Do kogo pójdziesz w nocy, pobity? – Odsuwam się od niego i teraz to ja unoszę brew ku sufitowi szkolnego korytarza. 

Nie odpowiada nic tylko odchodzi wściekły, tak jak ma to w zwyczaju. 

Nie jestem zła, bo dałam mu do zrozumienia, że trzymam go w garści, najwidoczniej nie jestem mu tak bardzo obojętna, to dobrze, ponieważ wiem, że nie jestem tylko intruzem w jego życiu. Mogę mu pomóc, ale równie dobrze mogę zyskać przyjaciela, czy to coś złego? 



Właśnie mam zamiar zamknąć drzwi na klucz, kiedy dzwoni mój telefon. Zostawiam klucz w zamku i wyjmuję komórkę z kieszeni spodni. James. Czego może chcieć? 

Ok, cała paczka się o mnie martwi i nie podoba im się pomysł, bym szła dzisiaj do Luke’a. Za późno, właśnie zamknęłam drzwi i zmierzam do jego domu. Już nic mnie nie powstrzyma, poza tym muszę z nim porozmawiać, bo inaczej nic się nie zmieni. 

Jestem w połowie drogi do Brooksa, kiedy zaczynam się niepokoić, ponieważ od jakichś pięciu minut idzie za mną trzech mężczyzn, nie wiem kto to. Lepiej będzie, jak się nie odwrócę, mogę tylko pogorszyć sprawę, jeżeli jest co pogarszać. Równie dobrze mogą to być przypadkowi przechodnie, ale po tym co ostatnio słyszałam, obawiam się, że jest wręcz odwrotnie. Wiedzą kim jestem i chcą mnie dogonić. Robię błąd, bo w końcu się obracam i widzę moich oprawców, szybko odwracam głowę i przyspieszam kroku. Serce podchodzi mi do gardła, bo mam wrażenie, że nie zdążę dojść do drzwi domu Brooksów. 

Zaczynam biec i już jestem na podjeździe domu, do którego zmierzam, kiedy słyszę, jak mnie wołają i się śmieją. Na szczęście nie znają mojego imienia. Podbiegam do frontowych drzwi i zaczynam w nie walić pięściami, przestraszona jak nigdy wcześniej. Otwiera mi zdziwiony Luke, patrzy na mnie jak na wariatkę i z lekkim oporem wpuszcza do środka. Najwyraźniej nie zauważył swoich znajomych idących tuż za mną. 

- Oszalałaś, czy co? – Wytrzeszcza oczy i patrzy na mnie z niedowierzaniem.
- Twoi ulubieni znajomi szli za mną prawie przez całą drogę. Jakoś nie chciałam zostać znowu napadnięta.
- Co ty pieprzysz?! – Szybko podchodzi do okna i przygląda się intruzom, którzy teraz stoją na jego trawniku. – No to mamy problem. – Wzdycha.
- Co masz na myśli? – Podchodzę do okna i patrzę na osoby, które przyprawiają mnie o mdłości.
- Będą tu pewnie stać całą noc… - patrzy na mnie i unosi jedną brew.
- Czyli jak wrócę do domu?
- Nie wrócisz, nie wypuszczę cię. – Idzie do kuchni i za chwilę wraca z dwoma puszkami coli, jedną rzuca w moją stronę. W ostatniej chwili udaje mi się złapać napój.
- Gdzie twoi bracia? – Rozglądam się po salonie.
- Nie bój się, nic ci nie zrobię. – Rozkłada się wygodnie na kanapie przed telewizorem.
- Nie to miałam na myśli – kręcę głową. – Po prostu… eh, nieważne. – Siadam obok chłopaka.
- Dlaczego oni to robią? – Patrzę na Luke’a, który ogląda telewizję i co jakiś czas zagryza dolną wargę. Jakby był znudzony do granic możliwości.
- Jeśli Derek kogoś sobie upatrzy, nie odpuści. Najwidoczniej wpadłaś mu w oko. – Przenosi wzrok na moją twarz, moją wystraszoną twarz i wybucha śmiechem.
- To nie jest śmieszne! – Wstaję oburzona i patrzę na niego z góry.
- Sytuacja nie, ale twoja mina jest przekomiczna! – Prawie dławi się swoim napojem, a niech zdycha w męczarniach.
- Może wiesz ile będą tutaj sterczeć? Chciałabym wrócić do domu. – Odechciewa mi się z nim rozmawiać, chcę znaleźć się w swoim łóżku i zapaść w jakiś zimowy sen, czy coś podobnego.
- Zazwyczaj stoją tak do czwartej nad ranem, więc za prędko do domu nie pójdziesz. No chyba, że chcesz zaryzykować. – Wzrusza obojętnie ramionami, ale widzę, że nie jest mu to do końca tak obojętne, jak próbuje pokazać. Wiem to, ponieważ zauważam, jak coraz mocniej ściska puszkę z colą.
- Chyba jednak podziękuję za takie atrakcje.
- Czyli pójdziemy razem do szkoły, a później odprowadzę cię do domu. – Czy ja się przesłyszałam? Pewnie wyglądam jak debilka, bo patrzę na Luke’a z szeroko otwartymi ustami.
- A co z twoją „reputacją” – robię cudzysłów z palców, a on tylko przewraca oczami.
- Nie mam żadnej reputacji, rozumiesz? Nie obchodzi mnie to, co ludzie o mnie mówią. Jestem jaki jestem. – Chwilę się zastanawia. -  A raczej gram kogoś, kim nie do końca jestem. 

Nie wierzę własnym uszom! On to właśnie powiedział, przyznał się! Mam ochotę skakać z radości, ale w takiej sytuacji chyba nie wypada, prawda? 

- Tak trudno było się przyznać?
- Nawet nie wiesz jak bardzo, nie zrozumiesz mnie. – Podchodzi do mnie i podnosi zaciśniętą dłoń. Jak mnie znowu uderzy to ten dzień naprawdę stanie się najgorszym dniem w całym moim dotychczasowym życiu. Zaciskam oczy i przekręcam głowę w bok, jakby to miało mi coś pomóc. Jednak nic się nie dzieje, więc podnoszę powieki. Luke właśnie rozprostowuje dłoń i patrzy na mnie ze smutkiem. – Przepraszam. – Wypowiada to tak cicho, że ledwo go słyszę, pomimo tego, że stoi prawie na moich butach. – Nie chcę, ale to czasami jest silniejsze ode mnie. Jesteś jedyna osobą, która się mną interesuje i naprawdę nie mam zamiaru cię skrzywdzić, wiesz to, prawda? – Patrzy na mnie wymownie, tak szczerego Luke’a jeszcze nie miałam okazji widzieć. Uśmiecham się lekko, nie do niego, do samej siebie. Dokonałam niemożliwego jak twierdzili moi przyjaciele. Jeszcze dowiedzieć się jaki był powód jego zachowania i misja zostanie ukończona.
- Wiem. – Kiwam twierdząco głową i odchodzę na bok, bo czuję się trochę niezręcznie. 


**********
Czeeeść! W końcu się zebrałam i coś napisałam. Mam nadzieję, że nie wyszło, aż tak tragicznie jak mi się wydaje. No, ale mogę powiedzieć tyle, że rozdział 19 już się pisze i może będzie odrobinę szybciej niż ten. Trochę się porobiło... Cóż, ciągle coś zmieniam w tym opowiadaniu i może dlatego tak długo mi to idzie. No, a co do mojego drugiego opowiadania o 5sos, przepraszam, że nic tam nie dodaję, ale chyba będą poważne zmiany i muszę przerobić pół opowiadania, także najmocniej przepraszam, o ile ktokolwiek o nim wie hahha. Do następnego! Liczę na jakieś szczere opinie x

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 17.



Weekend, a ja siedzę sama w domu, bo zbyt wiele ludzi interesuje się tym co stało się na mojej twarzy. Nie chcę nigdzie wychodzić, bo mam dosyć szeptów i spojrzeń w moim kierunku. Jest to strasznie uporczywie i po prostu niemiłe. A patrząc na problemy, które kiedyś miałam i myślę, że kiedyś je poznacie, nie daję rady normalnie funkcjonować wśród takich ludzi. Przeszłość wyryła w mojej pamięci zbyt duże piętno, by od tak o tym zapomnieć.
Dlatego siedzę na kanapie z paczką chipsów i oglądam Spongeboba jak na dorosłą osobę przystało. Bez względu na wiek, są takie kreskówki, które będę oglądać cały czas.

Za jakąś godzinę mają się pojawić Jai, Ariana, James, Daniel i Elizabeth, więc próbuję doprowadzić do porządku chociaż siebie i wyskakuję z piżamy, która ostatnimi czasy stała się moim ulubionym strojem. Ciuchy rzucam niedbale na łóżko i w samej bieliźnie przeszukuję szafkę w nadziei znalezienia jakichś czarnych legginsów i czystej koszuli w kratę. Mam niedobór w garderobie, ponieważ straszny ze mnie leń i z każdym kolejnym dniem odkładam zrobienie prania. Chyba dzisiaj będę musiała się za to wziąć, w przeciwnym razie za kilka dni nie będę miała się w co ubrać. 

Schodzę na dół „zwabiona” dźwiękiem dzwonka, wpuszczam przyjaciół, którzy od razu zajmują miejsca na dwóch kanapach w salonie. Chyba uwielbiają to pomieszczenie bardziej ode mnie. 

- Jak się dziś czujesz? – James patrzy na mnie z troską i przygląda się jeszcze lekko opuchniętemu policzkowi.
- Całkiem dobrze, ale mam nadzieję, że do poniedziałku nie będzie już zbyt wiele widać. – Wzdycham ciężko. – Luke coś mówił? – Zwracam się do Jai’a.
- Nadal nic, wychodzi z pokoju tylko po to, żeby coś zjeść. Poza tym to u niego normalne, zawsze tak było. – Patrzy na mnie trochę zakłopotany. – Mam nadzieję, że zbierze się chociaż na tyle, żeby cię przeprosić. 

Chłopak trochę się denerwuje na brata, ale Ariana od razu go uspokaja, a do mnie się uśmiecha. Jest taką ciepłą i miłą osóbką, że nie sposób jej nie lubić.
Daniel i James dorwali się do konsoli, więc siadam na fotelu i przyglądam się ich grze. Po kilku minutach zaczynają się kłócić i na tym kończy się ich rywalizacja. 

- Annabelle, może jednak gdzieś wyjdziemy? – Daniel znudzony podrzuca pilotem od telewizora.
- Gdzie? – Z chęcią bym poszła, ale z drugiej strony… Zresztą co ja się będę przejmować innymi, to mój problem, nie ich.
- Może chodźmy wszyscy do kina. – Daniel wygląda jakby wpadł na najwspanialszy pomysł na świecie i prawie widzę, jak chwali się w duchu. „Tak, Daniel. Jesteś geniuszem.” 

Po dłuższym zastanowieniu postanawiam przystać na tę propozycję i udaję się do góry po kilka rzeczy, a znajomi czekają przy drzwiach. Biorę trochę gotówki i chyba jestem gotowa, ale na wszelki wypadek wchodzę jeszcze do łazienki i poprawiam makijaż, żeby za bardzo nie pokazywać gamy kolorów, która aktualnie znajduje się na moim policzku i tuż pod okiem.
Wychodzi na to, że zawsze obrywa moja buzia, nie wiem co z nią nie tak. Jeżeli chcą mi uświadomić, że jestem brzydka i powinnam coś z nią zrobić, mogą to po prostu powiedzieć. Oho, Annabelle, humor ci wraca, to dobry znak. 

Na szczęście moi przyjaciele przyjechali na dwa samochody, jadę z Jai’em i Arianą, ponieważ przyjaciółka mnie o to poprosiła. Siedzimy z tyłu i ciągle rozmawiamy mając nadzieję, że nie przeszkadza to naszemu kierowcy. Najwidoczniej nie, bo nie ma do nas żadnych pretensji, a nawet jakby miał, pewnie nie przestałybyśmy gadać. 

Daniel znowu poczuł się geniuszem i oczywiście stoi teraz już piętnaście minut i wybiera jakiś film. W końcu szczęśliwy wraca do nas z biletami. Okazuje się, że wybieramy się na horror. To dobrze, lubię takie klimaty i śmiem myśleć, że Daniel liczy na to, iż będę się bała, nie ma mowy, kolego. Niech no tylko spróbuje się do mnie zbliżyć, to wybiję mu to z głowy kolejny raz. 

Wchodzimy na salę i zajmujemy swoje miejsca, siadam koło Ari, a koło mnie oczywiście Skip. Nie komentuję tego, bo film się jeszcze nie zaczął i nie chcę psuć popołudnia moim przyjaciołom.  Film się właśnie zaczyna, więc w sali jest ciemno, jak nie powiem gdzie.
Wiem, że Ariana i Jai się obściskują i trochę głupio mi tak koło nich siedzieć. Wlepiam wzrok w ekran i próbuję nie zwracać na nich uwagi. Chociaż nie jest to najłatwiejsze zadanie. Są szczęśliwi, mogą spróbować być razem, bo nigdzie się nie wybierają. Gdybym ja chciała się z kimś związać… wolałabym nie, bo w każdej chwili mogę zniknąć, a to nie byłoby miłe ani dla mnie ani dla chłopaka, którego nawet nie mam i zakładam, że nie będę miała w najbliższej przyszłości. 

Jak na razie film się jeszcze dobrze nie zaczął, a Daniel już próbuje mnie objąć. Strącam jego rękę z mojego ramienia i próbuję się nie denerwować. Po kilkunastu minutach spokoju Skip znowu ponawia swoją wcześniejszą próbę, a ja robię to samo z jego ręką. 

Połowa filmu i już szykuję się na jakąś straszną scenę, ponieważ takie lubię najbardziej, kiedy Daniel łapie mnie za rękę. Czy ten chłopak nie rozumie słowa „nie”? Wyrywam się z jego uścisku i wściekła wychodzę z sali. 

Drzwi zamykają się za mną z hukiem, nie przejmuję się tym, rozglądam się po korytarzu i zauważam Luke’a z jakimiś dwoma dziewczynami, a ponoć prawie wcale nie wychodzi z pokoju, chyba postanowił od tego odpocząć. Opuszczam głowę i chowam twarz za włosami, by mnie od razu nie rozpoznał. 

Kiedy jego koleżanki odchodzą, z powrotem na niego spoglądam, on też na mnie patrzy i nie wydaje się być zadowolony. Bez jakiegokolwiek zastanowienia podchodzę do chłopaka. 

- Masz mi coś do powiedzenia? – Patrzę mu prosto w oczy i stoję na tyle blisko, by mógł przyjrzeć się moim siniakom, a raczej ich pozostałościom.
Brooks odwraca się na chwilę, po czym jak oparzony obraca mnie do siebie plecami i pcha za najbliższą ścianę.
- Poczekaj tutaj. – Jest dziwnie spięty, ale widzę, że nie jest na mnie wściekły, więc o co chodzi? 

Nastroje zmieniają mu się częściej niż kobiecie przechodzącej menopauzę. Odchodzę jeszcze kawałek i chowam się za filarem, bo stamtąd mam o wiele lepszy widok. 

Brooks podchodzi do jakichś trzech podejrzanych typów, po chwili orientuję się, że to ci sami kolesie, którzy mnie napadli jakiś czas temu. 

Nie wiem co z nimi uzgadnia, ale widzę, że daje im jakieś pieniądze. Co jest kurde nie tak z tym chłopakiem? Podchodzę trochę bliżej, żeby móc coś usłyszeć. Jedyne co udaje mi się wychwycić z takiej odległości to: „Gdzie masz swoją śliczną koleżankę, Brooks? Stęskniłem się za nią.” Nie słyszę odpowiedzi Luke’a, ale widzę, że jest zdenerwowany, wręcz wściekły.  I znowu znienawidzony przeze mnie typ. „Ona jeszcze będzie moja, zapamiętaj to. Lepiej dobrze jej pilnuj.” 

Słucham?! Czy ja się przesłyszałam? Nie ma mowy, do jasnej cholery!

Odchodzę i siadam na małej ławeczce przed kinem. Mam w nosie wszystkich, którzy zachodzą w głowie co się ze mną stało. Sama próbuję się dowiedzieć, co tak naprawdę zaszło kilka minut temu. Prawdopodobnie zachowanie Luke’a nie jest jego jedynym problemem i to mnie najbardziej niepokoi. Po kilkunastu minutach z kina wychodzą podejrzani faceci, więc szybko się odwracam, żeby przypadkiem mnie nie rozpoznali. Udało się, nawet nie spojrzeli w moją stronę. Oddycham z ulgą, bo naprawdę nie chciałabym się ponownie znaleźć w ich rękach. A raczej w łapskach ich szefa, nie chcę czuć na sobie nawet jego wzroku. 

Cały czas jestem zszokowana jak nigdy wcześniej, co tu się do diabła dzieje? Mam wielka nadzieję, że nie chodziło o mnie, mam nadzieję, że Luke ma mnóstwo koleżanek, które oni też znali. Ktoś zajmuje koło mnie miejsce i wyrywa mnie tym samym z zamyślenia. Podskakuję spłoszona, ale w porę orientuję się, że to tylko Luke. 

- Możemy kontynuować naszą rozmowę.
- Czekam. – Krzyżuję ręce na piersi i patrzę na niego wyczekująco.
- Na co? – Zastanawia się przez chwilę, a potem widzę w jego oczach, że się domyślił. – Chcesz, żebym cię przeprosił.
- Brawo Sherlocku. – Nie odpuszczę mu tego, a jak już mnie przeprosi, to wypytam go o tych typów.
- Nie wiem, czy to słowo jak na ten moment przejdzie przez moje usta, ale.. – Zakłada mi włosy za ucho, żeby zobaczyć resztki siniaków na moim policzku. Patrzy na nie przez krótką chwilę, a potem po namyśle, daje mi delikatnego całusa w policzek. Czuję jego zimny kolczyk na skórze i lekko się wzdrygam, chociaż nie powiem, to całkiem przyjemne uczucie.
Zamieram, czas się na chwilę zatrzymuje. Co się właściwie dzieje, halo!

- Myślę, że tyle wystarczy, bo na razie nie stać mnie na nic więcej. – Mówiąc to odchodzi i nie zdążam go już zatrzymać…

Wystarczyłoby mi klepnięcie po ramieniu czy coś, ale on musiał… Boże, dlaczego oni mi to robią, co jest z nimi wszystkimi nie tak? Najpierw Daniel, teraz Luke. 

Jestem w szoku, ponieważ nigdy nie spodziewałam się czegoś takiego po Brooskie.
Nie mam pojęcia co o tym wszystkim myśleć. Siedzę w tym samym miejscu, kiedy w końcu dołączają do mnie przyjaciele. Daniel wie dlaczego wyszłam, ale reszta nie ma o tym zielonego pojęcia, chyba że im powiedział, w co szczerze wątpię. 

- Widziałam twojego brata. – Mówię jak w transie i nawet nie patrzę na Jai’a i całą resztę.
- Rozmawiałaś z nim? Przeprosił cię? – Chłopak jest bardzo ciekawski i zaczyna wypytywać, mogłam nie zaczynać tematu, ale przecież ze wszystkiego da się wybrnąć.
- Tak jakby. – Uśmiecham się lekko, by nie budzić żadnych podejrzeń…


 **********
Cześć ludzie! Mam nadzieję, że wam się spodoba, co prawda nie jest długi, jak na mnie jest przerażająco krótki, ale czasem tak bywa, chciałam dopisać coś jeszcze, ale stanęłam w miejscu, więc dodaję to co mam, żebyście dłużej nie czekały. Liczę na jakieś szczere opinie. Przy ostatnich kilka razy się uśmiechnęłam, a najwięcej przy najdłuższym komentarzu, za który bardzo dziękuję! Postaram się jak najszybciej napisać kolejny rozdział i tak już do końca opowiadania. Mam nadzieję, że nie wypadnie mi jakiś wyjazd... znowu. Do zobaczenia, liczę na was! x