Wchodzę powoli po schodach i zamykam się w swoim małym świecie zawalonym kilkoma pustymi pudłami. Wzdycham ciężko i przewracam oczami, po czym wkładam jeden karton do drugiego i zanoszę do pokoju gościnnego, który na razie mogę nazywać graciarnią.
Reszta tygodnia mija szybko, weekend wcale nie zwolnił, a raczej przyspieszył, skończył się zanim zdążył się dobrze zacząć. Jednak nie o czas tu chodzi, a o mój nastrój, jestem szczęśliwa, w końcu czuję, że mam znajomych. Codziennie ktoś stoi pod drzwiami mojego domu i domaga się, bym wyszła z pokoju i pooddychała świeżym powietrzem, oczywiście korzystam, póki nie mamy jeszcze zbyt wiele nauki. I chyba o takim życiu od dawna marzyłam. Chciałam gdzieś przynależeć i oto jestem. Mieszkam w Australii, gdzie mam jakieś perspektywy na życie towarzyskie.
Mamy poniedziałek, pora wstawać.
Wychodzę z domu wcześniej. Idę chodnikiem i jem jabłko, rozglądając się dookoła. Pogoda nadal jest ładna, choć wieje lekki wiatr. Poprawiam sweter, który spada z mojego ramienia i idę dalej. Przede mną podąża jakaś ciemna postać, kiedy podchodzę bliżej poznaję czarną, skurzaną kurtkę i tego samego koloru spodnie oraz buty. To Luke Brooks, od którego kazano trzymać mi się z daleka.
Wyprzedzam chłopaka, mam nadzieję, że mnie nie rozpoznał i idę prosto do szkoły. Kiedy jestem coraz bliżej budynku dobry humor ze mnie ulatuję, wchodzę do środka i od razu kieruję się w stronę łazienki. Wchodzę do pomieszczenia i opieram ręce na umywalce, po czym spoglądam w lustro. Patrzę prosto w odbicie swoich zielonych oczu i widzę to wszystko, przed czym przez cały czas się wzbraniałam. Niechciane uczucia powoli powracają.
Pozostawiam w łazience lustrzane odbicie moich przestraszonych oczu i wychodzę na korytarz. Idę pod klasę, w której będę miała lekcje, siadam na ławce, wyciągam słuchawki i włączam muzykę. Zatracam się w niej do tego stopnia, że nie czuję szturchnięcia Elizabeth. Brunetka zawsze jest zaabsorbowana moim zamyśleniem, za każdym razem pyta się, jak ja to robię. Jej nigdy nie zdarzyło się coś podobnego. Tak to jest, jak człowiek za dużo myśli. Wyobrażasz sobie różne rzeczy, powstają problemy, których nie było i nie powinno być. Chociaż czasami po prostu wyobrażam sobie swoje życie. Lepsze życie, gdzie mam dom i przyjaciół. Świat, w którym moja mama żyje, a ja jestem szczęśliwa. Teraz, mimo tego, iż mam znajomych, nie zawsze czuję się dobrze w ich towarzystwie. Ale to wcale nie przez nich, to przeze mnie. Od czasu do czasu mam wrażenie, że do nich nie pasuję i zachodzę w głowę, dlaczego w ogóle spędzają ze mną czas.
Beth coś do mnie mówi, ale kompletnie jej nie słucham, chociaż jestem świadoma jej obecności i próby nawiązania jakiegokolwiek kontaktu. Przekręcam głowę i patrzę na korytarz zapełniający się ludźmi. Na swoje nieszczęście łapię jedno spojrzenie. Złe spojrzenie, którego powinnam się wystrzegać jak ognia. Patrzę teraz w te brązowe oczy, kipiące nienawiścią, agresją i gniewem. Oczy, które patrzą w moje wystraszone, ale na tyle zdeterminowane, by nie spuścić wzroku. Przyglądam mu się jeszcze przez chwilę i w ułamku sekundy to dostrzegam, ponieważ już dzisiaj to widziałam, dokładnie to samo co przed chwileczką. Jego prawdziwe spojrzenie ukryte za murem złudzeń. To gra. Wszystko jest grą. Tak mi się przynajmniej w tym momencie wydaje.
Zadaję Elizabeth jedno pytanie.
- Czy on zawsze taki był?
- Kto? – dziewczyna patrzy na mnie ze zdziwieniem.
- Luke Brooks – widzę, jak jej wyraz twarzy się zmienia, powinnam się tego spodziewać.
- Mówiłam ci, żebyś trzymała się od niego z daleka – patrzy na mnie spode łba.
- To tylko pytanie, a nie jakaś zbrodnia. Zawsze taki był? – brunetka chwilę się zastanawia, ale w końcu odpowiada, uprzednio głośno wzdychając.
- Nie, kiedyś był normalny, ale jakieś cztery lata temu zaczął się zmieniać. Stawał się chamski, z czasem narastała agresja i gniew jakim wszystkich obdarzał.
- Nie dziwi was to, że z normalnego chłopaka tak z dnia na dzień zmienił się w niego? - dyskretnie kiwam głową w jego stronę.
- To nie moja sprawa, twoja tym bardziej.
- A może coś się stało? Może z czymś sobie nie radzi? – Elizabeth łapie mnie za rękę i mocno ściska.
- Nawet jeżeli, to co? Co ty masz do tego? Wiem, że próbujesz pomagać ludziom, ale całego świata nie zmienisz. Zawsze gdzieś będzie takie Luke. Zawsze – wyrywam dłoń z jej uścisku i patrzę jej w oczy, w których widzę wyłącznie obojętność.
- Może zbytnio się przejmuję, ale nie umiem bezczynnie patrzeć na takich ludzi. Może wystarczyłaby jakaś rozmowa? Poza tym możliwe, że nie zabawię tu długo, więc czemu by komuś nie pomóc?
- Ale dlaczego? Daj mi konkretny powód.
- Skoro na razie nie jestem w stanie pomóc samej sobie, postaram się pomóc komuś innemu. Poza tym wydaje mi się, że on naprawdę taki nie jest. Znam jego wzrok. Dlatego to wszystko – odchodzę i zostawiam dziewczynę samą.
Trochę źle się z tym czuję, chociaż z drugiej strony nie jest mi przykro. Nie będę się z nią kłóciła, bo widzę, że Elizabeth już dawno podjęła decyzję i raczej jej szybko nie zmieni.
Było dobrze przez chwilę, a teraz siedzę w szkolnej toalecie i targają mną sprzeczne uczucia. Zachodzę w głowę, dlaczego chcę dowiedzieć się więcej o tym chłopaku. Dlaczego tak bardzo chcę mu pomóc. A jeśli się mylę? Co, jeżeli on naprawdę taki jest? Ale przecież chłopak, który jeszcze kilka lat temu był normalnym nastolatkiem, nie mógł od tak z dnia na dzień zmienić się w postrach szkoły. Nie mogę w to uwierzyć. Wiem, że jest w tej historii jakieś drugie dno, którego jeszcze nikt nie odkrył. Poza tym, widziałam jego spojrzenie. Było pełen smutku, strachu, dezorientacji i bezsilności i mimo tego, że dostrzegłam je tylko na kilka sekund, było prawdziwe, stało się, widziałam to i teraz nie dam sobie z tym spokoju.
Nie mam najmniejszego pojęcia, co mogło go spotkać, ale strasznie chcę mu pomóc. I nie wiem, czy myślę dobrze czy nie. Czy naprawdę coś jest na rzeczy, czy nie ma komu pomagać, ale spróbuję. Najwyżej później tego pożałuję.
Zupełnie zapominam o upływie czasu i wybiegam z łazienki, bo jestem już spóźniona na lekcję. Wpadam do klasy, a nauczyciel patrzy na mnie z ostrym wyrazem twarzy. Lekko się uśmiecham, jednak na nic się to zdaje, trochę skrępowana siadam w ławce.
W piątek mam się stawić w kozie. Jedno spóźnienie i już mam siedzieć po lekcjach? Za jakie grzechy.
Jest dopiero poniedziałek, więc się zbytnio nie zamartwiam, no chyba, że załapie do końca tygodnia jeszcze jakieś spóźnienia. Jak na razie to tylko dwie godzinki po lekcjach w piątkowe popołudnie.
*********************************
Cześć, wiem, że może nie jest najdłuższy i najlepszy, ale w końcu się do niego dostałam, także dodaję, mam nadzieję, że pojawią się jakieś komentarze, bo jest mi naprawdę przykro, kiedy ich nie ma :c Do następnego.
Przepraszam, że wcześniej nie skomentowałam, ale zapomniałam :c opowiadanie cudne i czekam na ciąg dalszy hiofhuaobuans *o*
OdpowiedzUsuńBoskie:) Nie mogę doczekać się nastęnego rozdziału:) Jak chcesz to mogę polecić twój blog u siebie? - cherlloydpooland.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój blog! Jest naprawdę świetny! Życzę weny! <3 czekam na następny. :)
OdpowiedzUsuńTo jest boskie!! Chyba się zakochałam w tym opowiadaniu *.* Czekam na nn :**
OdpowiedzUsuń@Epic40713354 <3