Jest piątek, a co za tym idzie, mam odsiadkę w kozie.
Przecież tylko chwilkę się spóźniłam, najwidoczniej poważnie traktują kwestię
punktualności, no trudno, jakoś muszę to przeżyć.
Wchodzę zniechęcona do klasy i zajmuję jedną z ostatnich
ławek, poza mną w pomieszczeniu są jeszcze trzy osoby, pilnujący nas nauczyciel
i dwoje innych „buntowników”. Dziewczyna ubrana w luźne spodnie i koszulę w
kratkę zawiązaną na supeł na wysokości bioder, śpi z głową na ławce, patrzę na
nią i uśmiecham się pod nosem. Druga osoba ubrana jest cała na czarno, jego
włosy są tak samo mrocznie czarne, jak cała garderoba. Ciężko odwrócić od niego
wzrok, ale w końcu mi się to udaje i otwieram książkę, którą uprzednio wyjęłam
z torby, nie spuszczając wzroku z groteskowego gota, który siedzi w pierwszej
ławce, wpatrując się w nauczyciela, jakby chciał mu powiedzieć, że właśnie
spalił mu dom. No, ale nieważne.
Mija co najmniej pół godziny, kiedy ktoś wchodzi do środka.
Podnoszę głowę znad zadrukowanych kartek i patrzę, jak Luke odsuwa niedbale
krzesło i siada w ławce koło okna.
Przerzucam kolejną stronę w książce i próbuję się skupić,
ale w ogóle mi to nie wychodzi. Moje oczy co chwilę kierują się w stronę Luke’a
i nie umiem na niego nie patrzeć. Na chwilę się zapominam i po prostu gapię się
na chłopaka, na moje nieszczęście, a może szczęście, Brooks podnosi głowę i
omal nie zabija mnie wzrokiem.
- Na co się tak patrzysz, chcesz oberwać? Zajmij się lepiej
swoją durną książką.
Siedzę zszokowana i ani myślę o odwróceniu wzroku. Luke
Brooks właśnie się odezwał, powracam do czytania książki, a raczej udawania, bo
co chwilę spoglądam na niego ukradkiem, a w głowie analizuję każdy ton jego
głosu.
Stanowczy, agresywny, ani śladu po bezradności czy strachu,
jaki niedawno widziałam w jego oczach. Sama nie wiem co mam o tym wszystkim
myśleć. Zaczynam się gubić, a to bardzo niedobrze, skoro mam zamiar rozgryźć
tego chłopaka.
- Nie słyszałaś? Przestań się tak gapić – kładzie dłonie na
ławce i w nią uderza.
Natychmiastowo wyrywam się z zamyślenia i wracam do
czytania. Nauczyciel podnosi głowę, zaalarmowany uderzeniem, ale po chwili
znowu robi swoje, najwidoczniej Luke jest tutaj częstym gościem i mężczyzna zna
jego zachowania.
Serce wali mi jak szalone, bo jeszcze nie pojęłam, co tak
naprawdę się stało. Ale niech sobie nie myśli, że mnie nastraszył, tak szybko
sobie nie odpuszczę. Jeszcze znajdę okazję i przyprę go do muru.
Przez całą odsiadkę w kozie Luke nie spuszczał ze mnie
wzroku, ja natomiast nie spojrzałam na niego już ani razu, bo nie chciałam go
do niczego prowokować.
Właśnie wracam do domu i bez przerwy patrzę za siebie.
Dziwnie się czuję z tym, że Luke tak na mnie nawrzeszczał. A jak zacznę się go
bać, to szlag trafi moje plany. Ale moment, czy ja już się go trochę nie bałam?
Skoro przez całą drogę do domu oglądałam się za siebie?
Zaciskam zęby i wchodzę do domu, zostawiam rzeczy w salonie,
przeczesuję włosy grzebieniem i wychodzę do miasta, gdzie czekają na mnie
znajomi.
Humoru dzisiaj nie mam najlepszego i nie za bardzo potrafię
to ukryć, ale mam nadzieję, że nikt nie zauważy, bo nie mam też ochoty się z
niczego tłumaczyć, ten dzień jest wystarczająco męczący.
W końcu znajduję całą paczkę, witam się z nimi i zajmuję
miejsce koło Emmy. Patrzę na stół zastawiony kubkami z kawą lub jakimiś
napojami, tonę w oceanie sprzecznych myśli.
- Annabelle, co się dzieje? – James patrzy na mnie przejęty.
Podnoszę głowę i spoglądam na każdego po kolei.
Wszystkie oczy są zwrócone na mnie, muszę przyznać, że to
trochę krępujące.
- Nic, po prostu mam dziwny dzień – macham ręką, by więcej
nie drążyli tego tematu, ale się nie poddają, tym razem głos zabiera Daniel.
- Spotkałaś Luke’a w kozie, prawda? – przysuwa krzesło
bliżej mnie, patrzę na niego niepewnie, może nawet czuję się trochę
niezręcznie. – Wszyscy wiemy, że zawsze jest w kozie…chodzi na lekcje jak mu
się podoba.
- To dlaczego mi tego nie powiedzieliście? Przynajmniej bym
się na to jakoś przygotowała. – w moich oczach maluje się złość i żal
jednocześnie.
- Bo to nie ma sensu, odpuść go sobie, nikt mu nie zdoła
pomóc – Skip bierze dużego łyka pepsi nadal na mnie patrząc.
- Nic nie rozumiecie – wprawdzie w tej chwili sama siebie
nie rozumiem, a oczy niespodziewanie zachodzą mi łzami. Czuję się totalnie bezsilna.
- Dajcie dziewczynie spokój – Ariana podchodzi do mnie,
siada obok i obejmuje ramieniem. Może właśnie tego było mi trzeba, odrobiny
wsparcia, bliskości, którą rzadko dostawałam w poprzednich latach, zanim
pojawiłam się w Australii.
Uśmiecham się lekko, choć wcale nie mam na to ochoty, nie
mniej jednak nie chcę robić przykrości Ari.
Reszta dnia mija mi na udawaniu wesołej. Nakładam maskę,
chociaż nie chcę tego robić przy nowo nabytych znajomych. Nie chcę udawać, ale
najwidoczniej to jest jeszcze silniejsze ode mnie. Potrzebuję odrobiny czasu, a
będzie lepiej, mam taką nadzieję.
Do domu wracam z Ari, bo dziewczyna nie chciała puścić mnie
samej.
- Widzę, że coś się dzieje, Anne – zatrzymuje mnie.
- Ari, to nic takiego, mam po prostu gorszy dzień. Chodźmy –
ruszam dalej, ale dziewczyna stoi dalej w tym samym miejscu. Po chwili jednak
podąża za mną.
Mówi coś do mnie, ale patrzy się w chodnik, ja w tym czasie
mijam jakąś osobę, nawet nie myślę by na nią spojrzeć i nie przejmuję się
tożsamością człowieka, który jest już za mną.
Słyszę jak Ariana kogoś przeprasza i się odwracam,
dziewczyna jest śmiertelnie wystraszona. Szybko ruszam w jej stronę.
- Uważaj jak chodzisz – słyszę agresywny głos Luke’a, i
wiem, że Ari właśnie umiera ze strachu.
- Ja nie chciałam, Boże. Przepraszam. Nie chciałam…
O mój Boże, ona jest przerażona.
- Dobra, uspokój się i zejdź mi z drogi – Ari stoi jak
skamieniała i nie myśli, żeby ruszyć się z miejsca, jest tak zszokowana, że nie
wiem, co się wokół niej dzieje i nie jest w stanie wykonać żadnego ruchu.
Luke chce ją odepchnąć na bok, ale na
czas łapię go za nadgarstek i nie pozwalam na żaden ruch.
- Poczekaj, aż się odsunie – trochę się boję, ale nie mogę
pozwolić, żeby ktokolwiek traktował tak moją przyjaciółkę.
- To znowu ty? – patrzy na mnie z obrzydzeniem i wyrywa rękę
z mojego uścisku. – Nie powinnaś tego robić i bardzo dobrze o tym wiesz. –
uśmiecha się złośliwie, jakby nękanie ludzi sprawiało mu satysfakcję, a może
tak jest.
- Nie nastraszysz mnie – przyciągam Arianę do siebie, bo
stoi jak słup soli i patrzy to na mnie to na Luke’a, jakby śledziła mecz
tenisa.
- Myślisz, że jesteś lepsza od nich? – kiwnął głową w stronę
Ari, która schowała się za moimi plecami. – Mylisz się, jesteś taka sama jak
reszta dziewczyn, niedługo będziesz bała się na mnie spojrzeć.
- Nie schlebiaj sobie – łapię dziewczynę za nadgarstek i
ciągnę w przeciwnym kierunku. Nie patrzę się w tył, za mną ciągnie się Ariana,
która z kolei nie spuszcza wzroku z Luke’a.
- No i po co nadal się na niego gapisz?
- Sprawdzam, czy on patrzy na nas. Stoi tam i się gapi, ale
tylko na ciebie. Tak jakby mnie tutaj nie było. Masz spore kłopoty Annabelle,
nie można z nim zaczynać – oddycha ciężko i mnie dogania.
- Zostaw to mnie, poradzę sobie.
- Obyś miała rację.
Jesteśmy już pod moim domem, żegnam się więc z dziewczyną,
wchodzę do środka i zamykam drzwi na klucz. Wchodzę zmęczona do pokoju i
pierwsze co robię, to opadam na łóżko.
Zastanawiam się, jak to będzie w poniedziałek w szkole. Nie
mam pojęcia jak to ogółem będzie, ale ja to zaczęłam i ja muszę to skończyć.
Nie dam tak łatwo za wygraną. Nie poddam się, bo jakiś chłopak próbował mnie
nastraszyć. Nigdy w życiu. Za długo bałam się własnego cienia i chowałam za
wszystkimi, żeby teraz znowu się temu poddać, nie ma mowy.
Tylko jakim sposobem mam do niego dotrzeć? To jest mój
największy problem.
Kolejny tydzień i kolejne problemy. Brooks na każdej
przerwie patrzy na mnie wzrokiem zabójcy, już pewnie obmyślił jakiś niezawodny
plan i znalazł idealne miejsce na zakopanie moich zwłok.
Siedzę oparta o ścianę i czytam podręcznik z historii, kiedy
przysiada się Elizabeth. Pewnie Ariana jej wszystko wypaplała.
- W co ty się wpakowałaś dziewczyno? – zamyka mi książkę
przed nosem.
- Zostaw to mnie – wyrywam jej podręcznik.
- Anne, my się po prostu o ciebie martwimy – patrzy na mnie
z troską, co mnie coraz bardziej denerwuję, nie jestem jakimś małym dzieckiem,
żeby pilnować mnie na każdym kroku i mówić, jak mam żyć.
- No to może nie zwracajcie na to uwagi. Bo dzisiaj na pewno
coś zrobię i mam stuprocentową pewność, że się wam to nie spodoba. Proszę,
dajcie mi go rozgryźć, bo nie mogę przez to spać.
- Annabelle – dlaczego on tak bardzo cię interesuje? – Oho,
zaraz się zacznie gadanina w stylu, że tacy faceci nie są dla mnie. Ile razy
mam im powtarzać! Elizabeth kładzie tylko ręce na kolanach i bacznie mi się przygląda.
- Chyba lubię ludzi z problemami. Czuję, że moim obowiązkiem
jest im pomóc, rozumiesz? - chyba jednak
nie rozumie, bo patrzy na mnie jak na wariatkę. – Nie dam sobie spokoju, póki
mu nie pomogę. To zżera mnie od środka.
- Jemu nie pomożesz, jedynie na tym ucierpisz.
- Daj mi chociaż spróbować, jeżeli coś się stanie, to ja
tego pożałuję, nie ty. Nie martwcie się o mnie tak bardzo, będzie dobrze,
poradzę sobie. Zaufajcie mi.
- Ufamy ci, ale nie ufamy jemu – wymownie kiwa głową w
stronę Brooksa. – Na razie przymknę na to oko, ale jeżeli coś zacznie się
dziać, coś złego, zrobię wszystko, byś zaprzestała swoich działań, zrozumiano?
Nie mówię nic, tylko uśmiecham się pod nosem, bo w końcu mam
trochę swobody. Na następnej przerwie idę do swojej szafki po kilka rzeczy,
później przechwytuję wzorkiem Luke’a i podążam za chłopakiem.
Moi przyjaciele to widzą, ale nie reagują, co mnie bardzo
cieszy.
Chłopak zatrzymuję się, otwiera szafkę i grzebie w niej
przez chwilę. Kiedy zamyka, a raczej zatrzaskuje drzwiczki, patrzy prosto w
moje oczy. Mała odległość między nami sprawia mi trochę trudności, ale nie mogę
wymięknąć w takim momencie. Jego spojrzenie jest bardzo intensywne i nasila się
z każdą minutą, a ja mam wrażenie, ze wypala mnie od środka. Mam wrażenie, że
wyobraża sobie, jak zaciska swoje dłonie na mojej szyi i trzyma w uścisku, aż
przestanę oddychać, a potem z uśmiechem odchodzi.
- Czego chcesz?! – warknął, a jego nozdrza rozszerzyły się
ze złości.
- Wiem, że taki nie jesteś, nie ukryjesz tego – uśmiecham się
z satysfakcją i odchodzę.
Pewnie teraz uważa mnie za jeszcze większą wariatkę, ale mam
to w nosie. Jestem zadowolona z siebie, bo opanowałam strach i udało mi się
zrobić, to co sobie zaplanowałam kilka godzin wcześniej.
Jeżeli dobrze pójdzie, niedługo sam mnie gdzieś znajdzie i
zrobi małe przesłuchanie. Pewnie nie będzie ono wyglądać jak w tych wszystkich
filmach, wiecie: małe pomieszczenie, koleś w prochowcu sięgającym ziemi, z
kapeluszem na głowie, a jedynym źródłem światła byłaby mała lampka, którą
świeciłby mi prosto w oczy. Luke pewnie po prostu znajdzie mnie w takim
momencie, kiedy nikogo nie będzie w pobliżu.
Podchodzę do grupki przyjaciół, a oni patrzą na mnie z
rozdziawionymi ustami i oczyma jak pięć złotych. W sumie prawie wszystkie osoby
na korytarzu tak właśnie na mnie patrzą.
- O co chodzi?
- Tak po prostu coś powiedziałaś i odeszłaś, a on tam nadal
stoi i nie wie co robić – Daniel patrzy z niedowierzaniem na Luk’a, który po
chwili wali pięścią w szafki i odchodzi zdenerwowany, a raczej wściekły.
- Nie jestem taka słaba, na jaką wyglądam – uśmiecham się.
- Nie powiedziałem, że jesteś, ale nikt nigdy nie zrobił
czegoś takiego.
- Najwidoczniej nie miał ku temu powodów, a ja mam mnóstwo.
Po lekcjach czekam na Daniela przed szkołą, siedzę na
drewnianej ławce i bawię się komórką. Ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu, pewna,
że to Daniel odwracam się z uśmiechem. W tym samym momencie uśmiecham się
jeszcze szerzej, ale już inaczej, bo widzę, że to nie mój przyjaciel, a Luke,
który złapał przynętę.
- Co ty sobie wyobrażasz?
- Nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz – jestem nad wyraz
spokojna.
- A ta akcja przy szafkach? Za kogo ty się masz? Nie wiesz
kim jestem?
- Wiem i wcale się ciebie nie boję, Luke. – Chłopak pełen
zdziwienia patrzy mi w oczy, pewnie myśli, że żartuję, ale ja nie zamierzam się
śmiać, nie robię kompletnie nic.
- Tak ci się tylko wydaje – puszcza moją rękę i odchodzi.
Po chwili pojawia się Daniel, dziękuję Bogu, że nie
przyszedł wcześniej, bo pewnie wszystko by popsuł.
Chłopak odprowadza mnie do domu, bo wszyscy wspólnie
stwierdzili, że nie powinnam wracać sama. Fajnie, przecież mieliście się nie
wtrącać. Ale już nie chciałam robić zamieszania i się zgodziłam.
Pierwsze co robię po wejściu do domu, to odrobienie lekcji,
żeby mieć już spokój do końca dnia.
****************
Cześć wszystkim, a może raczej nielicznym, którzy jeszcze o mnie pamiętają lub zobaczyli gdzieś adres bloga i weszli z ciekawości. Miałam wielkie plany co do tego opowiadania, chociaż wiem, że pisanie nie idzie mi najlepiej, to mimo wszystko chciałam to stworzyć. Chciałam się oderwać, stworzyć coś własnego. Miałam nadzieję, że przyciągnę tym opowiadaniem wiele osób, ale wyszło jak wyszło, czyli jak zawsze. I nie ukrywam, że nadal ta nadzieja we mnie siedzi, że może teraz, kiedy znowu tu wróciłam i kiedy znowu zapragnęłam tworzyć tę historię, przybędzie was odrobinę więcej, chociaż 5 stałych czytelniczek, które będą komentować, ah te marzenia. Jestem po sporej przerwie i mam nadzieję, że nikogo nie zawiodę tym opowiadaniem, o ile ktokolwiek je przeczyta. Liczę na jakieś komentarze, do zobaczenia ;)
nareszcie nowy rozdział. jest aiehfsdui
OdpowiedzUsuńnie zepsułaś niczego, jest świetnie. nie mogę się doczekać co się stanie dalej. pisz dłuższe rozdziały lub jeśli możesz to dodawaj częściej rozdziały niż raz na 5 miesięcy :(
/ziemniaczek
Bardzo mi się podoba to opowiadanie. Wiadomo, że początki są zawsze najtrudniejsze, ale z każdym kolejnym rozdziałem, coraz bardziej mnie wciąga. I naprawdę dobrze zrobiłaś, że wróciłaś do pisania. Szukałam opowiadań, które jeszcze są, bo większość niestety, które znalazłam zostały zawieszone i cieszę się, że napisałaś do mnie, że znalazłaś mój blog i poinformowałaś o swoim opowiadaniu :) Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się jak najszybciej, bo naprawdę jestem bardzo, bardzo ciekawa co się dalej będzie działo. Jak możesz, to informuj mnie o nowych :)
OdpowiedzUsuńhttp://bestfriendsjano.blogspot.com/
nawet nie wiesz jak długo czekałam na nowy rozdział i wreszcie jest bneihih. Kocham Cię i Twoje opowiadanie, mam nadzieję że dalej będziesz je pisać xx
OdpowiedzUsuń