Jestem zdruzgotana i wściekła zarazem. Chłopaki pomagają mi
wstać, Daniel trzyma mnie pod rękę i nawet nie myśli, żeby mnie puścić.
Wyswobadzam się z jego uścisku i idę przodem.
Co on sobie wyobraża? Przecież mnie nie oszuka. Ale
najwyraźniej o to mu chodzi, tylko tego chce, zniechęcić mnie. Mimo starań
bardzo dobitnych zresztą, nie udaje mu się to. Jestem zdeterminowana jak nigdy
dotąd. Skoro jest takim bydlakiem, a jednocześnie potrafi być, a raczej gdzieś
tam w środku jest całkiem fajnych chłopakiem, nie mogę tego zaprzepaścić.
Moim zadaniem jest pokazać mu normalne życie, udowodnić mu,
że wcale nie musi ta być, ale nic nie wskóram zanim Luke sam nie zechce
czegokolwiek zmienić. Nic na siłę, prawda?
Przechodzę jak tornado przez grupkę uczniów, którzy zawzięcie
o czymś rozmawiają, a później patrzą się na mnie. Chyba stałam się nową
sensacją szkoły. Super. Siadam na ławce zakładając kosmyk opadających włosów za
ucho i patrzę na swoje dłonie. Bawię się palcami do czasu, kiedy przysiadają
się Daniel i James.
- Uważam, że nie powinnaś się więcej koło niego kręcić –
Daniel łapie mnie za roztrzęsione dłonie, w celu uspokojenia ich drżenia.
- Poradzę sobie, poza tym nie odpuszczę, już wam to mówiłam.
Nieważne co się stanie – wzdycham ciężko.
- Dziewczyno, on cię prawie pobił na oczach połowy szkoły!
Na co ty jeszcze czekasz? Niedługo przyjdziesz z podbitym okiem albo złamaną
ręką. Tego właśnie chcesz? – nie dają za wygraną, a ja ich nie słucham. Mam w
nosie konsekwencje skoro efekt końcowy może być naprawdę powalający. Chciałabym
wywołać w tym chłopaku chociaż jeden szczery uśmiech, i to nie z mojego powodu.
Naprawdę bym chciała, żeby uśmiechał się z powodu własnego życia. Cieszył się
nim i nie musiał niczego udawać ani ukrywać pod agresją i znieczuleniem na wszelkie
dobro jakie się wokół niego roztacza.
- Annabelle, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Daniel podnosi
się z ławki i staje naprzeciw mnie. Nie mam pojęcia o czym mówił i głupio się
uśmiecham, z nadzieją, że sobie odpuści.
- Świetnie, my się o ciebie martwimy, a ty masz to gdzieś.
Tym bardziej, że mamy powody do obaw o ciebie, zresztą nieważne. Przecież i tak
cię to nie obchodzi.
Patrzę na niego z zaskoczeniem, dzisiaj pierwszy raz poznałam
go od tej strony. Cóż, jeszcze wiele się muszę o nich dowiedzieć, bo wprawdzie
długo się nie znamy, co nie zmienia faktu, ze traktuję ich jak przyjaciół.
- James, nie gniewajcie się na mnie, ja po prostu muszę
spróbować – spoglądam na bruneta siedzącego obok, chłopak patrzy na swoje buty
i wydaje się, że mnie nie słucha, ale po chwili podnosi głowę i obdarowuje mnie
smutnym spojrzeniem.
- Nie gniewamy się, boimy się o ciebie, a po tym co dzisiaj
widziałem, nie mam żadnych wątpliwości, że powinnaś dać sobie z tym spokój.
Naprawdę – obejmuje mnie ramieniem i mówi dalej – wiesz, może nie znamy się
wszyscy nie wiadomo jak długo, ale naprawdę cię lubimy i nie pozwolimy
skrzywdzić, ale też nic nie poradzimy, skoro sama pchasz się, żeby ktoś ci tę
krzywdę wyrządził – teraz patrzy mi prosto w oczy i jest śmiertelnie poważny –
słuchaj, na razie pójdę ci na rękę i nie będę reagować, chyba, że sytuacja
będzie tego wymagała, ale nie wiem jak z Danielem. On nie jest aż tak bardzo
ugodowy jak ja. Wie swoje i będzie się tego trzymał. Więc jak będziesz chciała
czegoś od Brooksa, nie rób tego w pobliżu Skipa, bo od razu zainterweniuje i
albo zabierze cię stamtąd, albo w gorszym wypadku rzuci się na Luke’a z
pięściami, Proszę, bądź ostrożna – ściska mnie trochę mocniej, a potem wstaje i
odchodzi.
James jest młodszy od nas wszystkich, ale w ogóle tego nie
odczuwam, czasami mam wrażenie, jakby to on przeżył więcej ode mnie. Oczywiście
przez chłopak mam małe wyrzuty sumienia, nie chcę się na nich wypinać i
uchodzić za dziewczynę, która w ogóle nie liczy się z ich zdaniem, bo przecież
nie na tym polega przyjaźń.
Najbardziej boję się Daniela, a raczej jego zachowania,
kiedy w pobliżu będzie Luke i nie daj Boże, chociaż na mnie spojrzy.
Siedzę sama pod klasą, rozmasowuję obolałą rękę i rozmyślam.
Ale co mi da zastanawianie się, muszę działać, bo inaczej niczego nie osiągnę.
Jednak na dzisiaj odpuszczam sobie szukanie Luke’a i wdawanie się w kolejną
kłótnię.
Po lekcjach wracam zmęczona i oczywiście obolała do domu. W
salonie siedzi tata i najwidoczniej na mnie czeka, bo kiedy słyszy moje kroki,
podnosi się na równe nogi i podchodzi do mnie uśmiechnięty. Przytula na
powitanie i całuje w policzek. Od kiedy mój kochany ojczulek ma tak dobry
humor? Coś mnie ominęło?
- Cześć tato, jak było? – rozsiadam się wygodnie na czarnej,
skórzanej kanapie i kładę nogi na fotel stojący obok.
- Było całkiem ciekawie, tylko stęskniłem się za moją
córeczką – uśmiecha się i szuka czegoś w aktówce.
- Proszę, nie nazywaj mnie tak. Nie jestem już małym
dzieckiem. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale już jakiś czas temu urosły mi piersi i
w ogóle, a to chyba o czymś świadczy – uśmiecham się głupkowato, a tata wybucha
śmiechem.
- Tęskniłem za tym twoim dziwnym poczuciem humoru – wyjmuje
z torby jakąś starą książkę i mi podaje – przywiozłem ci mały prezent.
Chwytam przedmiot w obie dłonie i obracam okładką do siebie.
Książka, uwielbiam książki, ale jeszcze nie wiem, co to za jedna.
Otwieram na pierwszej, tytułowej stronie. To pierwsze
wydanie Sherlocka Holmesa! Dech zapiera mi w piersiach, nie wiedziałam, że jest
ono osiągalne.
Dzień został uratowany!
- O mój Boże. Tato! Skąd ją wytrzasnąłeś? Myślałam, że
nigdzie nie można jej dostać! – dalej w to nie dowierzam.
- Wiesz, ma się znajomości, kochanie – rzucam mu się na
szyję i mocno przytulam.
Pewnie wychodzę przed wami na wariatkę, bo która dziewczyna
cieszyłaby się z jakiejś starej, pożółkłej książki… To właśnie cała ja.
Jedną z najważniejszych rzeczy w moim życiu są książki, ale
przed nimi są takie wartości jak rodzina, przyjaźń czy miłość. To najbardziej
się dla mnie liczy. Bo jeżeli nie wyjdzie mi w przyjaźni, czy miłości, zawsze
mogę wziąć jakąś książkę, zniknąć w innym świecie i po prostu o tym nie myśleć,
jednocześnie nie czując się tak bardzo samotnie. Otaczam się bohaterami
powieści i póki się da, żyję każdym ich oddechem, ruchem, spojrzeniem czy
wypowiedzianym słowem.
- Ok, córciu, bo mnie udusisz – tata śmieje się i próbuje
mnie od siebie odkleić, ale nie idzie mu to zbyt łatwo, bo i ja się za nim
stęskniłam. I chyba potrzebowałam odrobiny bliskości. Poczucia bezpieczeństwa,
a w objęciach ojca tak właśnie się czuję. Jakbym znów była małą dziewczynką,
chowającą się koło niego przed potworami spod łóżka. To on był przy mnie, kiedy
miałam swoje najgorsze dni i wiem, że nikt inny nie poradziłby sobie ze mną w
tamtych chwilach. Naprawdę go za to podziwiam.
- Już dobrze, dziękuję jeszcze raz – w podskokach schodzę z
kanapy i pędzę na górę do swojego pokoju. Zapominam nawet o obiedzie i biorę
się za czytanie.
W ogóle nie myślę o jutrzejszym dniu, o lekcjach, znajomych
czy Luke’u.
Jestem tak wykończona, że zasypiam w połowie książki.
Budzę się w ubraniu z otwartą książką na brzuchu. Jest
czwarta rano, więc postanawiam wziąć prysznic i zjeść jakieś porządne
śniadanie. Odkładam książkę na półkę, wybieram jakieś czyste ubrania z szafki i
udaję się do łazienki.
Szybko ściągam z siebie ciuchy, bo wiem, że jeżeli będę się
ociągać, zachce mi się spać i bez względu na wszystko, wrócę z powrotem do
łóżka. Zbyt dobrze znam samą siebie, żeby o tym zapomnieć.
Odkręcam wodę i wchodzę pod ciepły, przyjemny strumień,
przez chyba piętnaście minut stoję bezczynnie i rozkoszuję się ciepłem
spływającej po moich plecach wody. Potem myje całe ciało oraz włosy i wychodzę.
Wynurzając się z kabiny od razu tego żałuję, bo robi mi się przeraźliwie zimno,
ale przecież nie będę siedzieć cały poranek za zaparowanymi drzwiczkami.
Ubieram się w przygotowane wcześniej ciuchy, rozczesuję włosy i schodzę na dół.
Zastanawiam się między naleśnikami a jajecznicą i w końcu
przygotowuję jogurt naturalny z musli i owocami. Wszystko świeże i zdrowe, tak
jak lubię, chociaż nie ukrywam, że często zdarza mi się jeść śmieciowe żarcie.
Siadam przy wysokim blacie i wpatruję się w mały telewizorek
umieszczony w kuchni, oglądam kreskówki, jak zawsze o tej porze.
Przed szóstą wracam do pokoju, żeby się uczesać i wziąć
torbę z książkami. Schodząc na dół, wpadam na tatę, który łapie mnie za ramię,
żebym nie spadła ze schodów. Zaciskam zęby z bólu, bo ojciec chwyta mnie za
obolałe miejsce. Szybko próbuję zmienić wyraz twarzy, żeby o nic nie pytał, bo
co mogłabym mu wtedy powiedzieć? Słuchaj tato, chcę pomóc jednemu chłopakowi,
niewykluczone, że podczas moich prób, może mnie zabić? Wątpię. Uśmiecham się
pomimo bólu, żegnam z tatą i szybko wychodzę przed dom.
Słońce świeci, a ja spacerkiem idę do szkoły. Jestem jeszcze stosunkowo blisko swojego
domu, kiedy zza rogu wychodzi Daniel omal nie przyprawiając mnie o zawał serca.
- Cześć Annabelle – chłopak staje koło mnie.
- Cześć, co ty robisz tu tak wcześnie? – patrzę na niego
zdzwiona i zła.
- Postanowiłem po ciebie przyjść, żebyś nie szła sama do
szkoły.
Wiedziałam! Kiedy zaczęli traktować mnie jak małe dziecko?
To co wczoraj zaszło między mną a Luke’iem było tylko pojedynczym incydentem…
na razie.
- Uważasz, że ktoś wyskoczy zza krzaków i zabije mnie w
drodze do szkoły? – kiedy na niego patrzę, mam ochotę krzyczeć.
- Anne, wiesz, że chcemy dla ciebie dobrze – chłopak chce
podejść bliżej, ale ja się odsuwam.
- To nie traktujcie mnie jak dziecka, na które cały czas
trzeba uważać, bo samo nie potrafi o siebie zadbać. Nie róbcie ze mnie jakiegoś
przygłupa tylko dlatego, że nie jesteście w stanie pojąć mojego rozumowania, a
może dlatego, że Luke wam się nie podoba. Nawet jeżeli będziesz za mną wszędzie
łazić, ja i tak z tego nie zrezygnuję. Rozumiesz? Nic nie zmienisz. I proszę
cię, nie idź za mną. Sama trafię do szkoły, znam drogę! – omijam Skipa i szybko
idę w stronę szkoły. Może byłam dla mnie trochę za ostra, ale poniosło mnie.
Jak zawsze siadam na ławce i czekam na kogokolwiek. Nie
rozumiem ich strachu o mnie. Jestem dorosła i sama sobie poradzę, a jeżeli będę
potrzebować pomocy, poproszę o nią. Przeczesuję palcami rudawe włosy i macham
nogami, bo nie umiem usiedzieć bezczynnie. Wkrótce pojawia się James, z którym
witam się serdecznym uśmiechem. Nie odzywamy się do siebie, ale w ogóle mi to
nie przeszkadza. Czuję się przy nim swobodnie i bardzo mnie to cieszy.
- Słyszałem, że pokłóciłaś się dzisiaj z Danielem –
przekręca głowę w moim kierunku i lekko się krzywi.
- Można tak to nazwać – wzdycham i próbuję jakoś ubrać myśli
w słowa, ale zanim mi się to udaje, dołącza do nas Elizabeth, Emma i oczywiście
Daniel, więc rezygnuję z wypowiedzenia się na ten temat. Nie chcę więcej kłótni
i nieporozumień.
Wstaję z ławki, podchodzę do Daniela i odciągam go trochę na
bok.
- Słuchaj, przepraszam, że tak na ciebie dzisiaj
naskoczyłam, ale naprawdę nie lubię, kiedy traktujecie mnie jak małe dziecko –
uśmiecham się niepewnie w nadziei, że chłopak nie będzie się już na mnie
gniewać. Widzę, jak jego oczy lekko się rozweselają i oddycham z ulgą.
- Nie ma sprawy, pewnie trochę przesadziłem, ale już w
porządku, tak? – kładzie mi dłoń na ramieniu, a ja twierdząco kiwam głową.
Wracamy do całej paczki i już nikt nie wspomina o
wczorajszym zajściu. Śmiejemy się, wygłupiamy. W końcu przychodzi czas na
lekcje, więc wchodzimy do klasy.
Na przerwie podchodzi do mnie Jai i idziemy w stronę szafek.
- Słyszałem co Luke wczoraj zrobił. Przykro mi.
- Słuchaj, nic się nie stało. Żyję, prawda?
- No tak, ale to nie zmienia faktu, że mógł cię skrzywdzić.
- Jai, wszystko jest w porządku, rozumiesz? – szturcham go
lekko w ramię i patrzę w oczy, żeby w końcu to zrozumiał.
- No już dobrze. Poza tym jestem pod wrażeniem, że w ogóle
udało ci się go namówić do założenia tych ciuchów. Nie wiem jakim cudem tego
dokonałaś. Pewnie jesteś jakąś czarownicą, czy coś, i niedługo namówisz Luke’a
na zmianę koloru włosów, np. na blond – oboje wybuchamy śmiechem, zaczynam
płakać, bo wyobrażam sobie blond Luke’a z głupią miną, który patrzy na nas jak
na debili.
Rozbrzmiewa dzwonek zwiastujący lekcje, żegnam się z
Brooksem i wracam do przyjaciół. Nadal dziwnie na mnie patrzą, a ja biedna nie
wiem o co chodzi.
- Zrobiłam coś złego, że prawie zabijacie mnie wzrokiem?
Parzę na każdego po kolei, ale spuszczają wzrok i nic nie
mówią. Nie mam pojęcia co się właściwie dzieje, ale wprawdzie mało mnie to
teraz interesuje.
Po lekcjach idę na miasto z Emmą i Elizabeth, pytam je o
Arianę, ale milczą.
Dziewczyna nie odzywa się do mnie od kilku dni, co jest
bardzo podejrzane, bo zawsze przychodziła do mnie niespodziewanie lub
wydzwaniała i gadała o niczym praktycznie przez godzinę.
Dziewczyny zbywają moje pytania, więc żegnam się z nimi i
wracam do domu.
Właśnie uświadamiam sobie, że przez cały dzień w szkole nie
widziałam Luke’a.
Przez kilka kolejnych dni chłopak nie pojawia się w szkole,
a Ariana w dalszym ciągu się do mnie nie odzywa. Natomiast cała nasza paczka
milczy na jej temat, czy ja zrobiłam coś złego?
Podchodzę do Jai’a, którego zauważam przy schodach i pytam o
jego brata.
- Zamknął się w swoim pokoju i w ogóle z niego nie wychodzi.
I chyba ta przemiana nie przypadła mu do gustu, bo wyrzucił wszystkie ciuchy,
chciał mi je oddać, ale oczywiście ich nie przyjąłem. Po chwili wyszedł do
ogródka i po prostu spalił je w ognisku…
- chłopak drapie się bezradnie po głowie.
Wzdycham ciężko, wszystko idzie nie po mojej myśli.
- No trudno, jak się pojawi w szkole, to będę musiała go
zagadać.
- Powiem ci jedno, chyba coś powoli zaczyna do niego
docierać, bo czasami uda mi się z nim porozmawiać i ciągle mówi o jakiejś
dziewczynie i o propozycji, którą mu złożyła. Powiedział, że nie może przestać
o tym wszystkim myśleć.
Dziwnie się w tym momencie czuję, ale bardzo dobrze wiem o
co mu chodzi. Luke albo główkuje jak się mnie pozbyć albo bije się z myślami i
samym sobą, żeby w końcu zacząć działa w dobrym kierunku.
- Lepsze to niż nic, chociaż tyle mnie dzisiaj dobrego
spotkało.
- A coś się stało? – Jai wydaje się bardzo tym
zainteresowany, więc odpowiadam.
- Od dłuższego czasu Ariana się do mnie nie odzywa, a to do
niej w ogóle niepodobne. Reszta paczki unika odpowiedzi, kiedy o nią pytam i
już nie wiem, czy to ja coś zrobiłam, czy chodzi o coś zupełnie innego –
wzruszam bezradnie ramionami.
- Do mnie też się nie odzywa – robię bardzo zdziwioną minę,
kiedy to słyszę – tak, znamy się – chłopak śmieje się z mojej reakcji, a ja
dalej stoję zszokowana – od jakiegoś czasu ze sobą rozmawiamy. Ale właśnie jest
tak samo jak z tobą, nie odzywa się do mnie. Piszę do niej, dzwonię, ale nie ma
żadnej reakcji, i nie wiem czy powinienem się martwić, czy po prostu odpuścić
tę znajomość.
- Chyba oboje powinnyśmy się martwić. Zajdę dzisiaj do niej
i wszystkiego się dowiem. Poza tym Ariana bardzo cię lubi – puszczam mu oczko i
podchodzę do Elizabeth.
- Czemu tak na mnie patrzysz?
- Niby jak?
- Jakbym popełniła jakąś straszną zbrodnię.
- Jeszcze się nie domyśliłaś? Tak się po prostu nie robi, Annabelle–
kręci głową z dezaprobatą i odchodzi.
- Ale co ja takiego zrobiłam?! – krzyczę za nią, ale
dziewczyna nie ma zamiaru do mnie wracać.
Wszyscy gdzieś zniknęli, więc siedzę sama na korytarzu. Niby
było okej, miałam znajomych, przyjaciół, a teraz nawet oni nie chcę za mną
rozmawiać i nie wiem co się do licha ciężkiego dzieje.
Pod wieczór wybieram się do panny Grande. Może ona mi
łaskawie wyjaśni o co w tym wszystkim chodzi. Stoję przed ciemnymi drzwiami i
pukam kilka razy. Otwiera mi niezbyt wysoka, uśmiechnięta od ucha do ucha
kobieta. Od razu odwzajemniam miły gest.
- Dobry wieczór, zastałam Arianę?
- Oczywiście, jest u siebie. Na górę, a potem pierwsze drzwi
po prawej.
- Dziękuję bardzo – wchodzę do środka i od razu kieruję się
do wyznaczonego przez kobietę pomieszczenia.
Pukam w kolejne drzwi i czekam na jakąś rekcję.
- Proszę – słyszę cieniutki głosik Ari, naciskam na klamkę i
znikam w pomieszczeniu cicho zamykając za sobą drzwi.
*****************
Cześć wszystkim, rozdział jak rozdział, mnie nie wydaje się za dobry, ale to Wy będzie oceniać. Mam nadzieję, że pojawi się dzisiaj chociaż jeden komentarz więcej niż zwykle. Naprawdę mi na tym zależy, bo chcę wiedzieć, co o tym wszystkim sądzicie. Czasami mam wrażenie, że to wszystko jest takie wymuszone i w ogóle nie powinnam pisać, no ale jak na razie nadal tu jestem i postaram się dociągnąć to do końca. Czekam na jakieś komentarze, życzę miłego czytania i do następnego! :D
Oczywiście że powinnaś pisać, bo ja czekam na każdy nowy rozdział djcjsjxs, a ten jest bardzo ciekawy i już nie mogę się doczekać następnego x
OdpowiedzUsuńJa Ci zaraz dam nie powinnam pisać! Powinnaś i masz nie przestawać! Mi się bardzo podoba :)
OdpowiedzUsuńCiekawe co z Arianą. Tak sobie myślę, że może ona myśli, że Annabelle coś z nim kręci i dlatego, ale to dowiem się z czasem. A co do Luke'a to chcę, żeby już był good boy haha I Daniel... Ach ten Daniel... xd Czekam na kolejny! :)
to jest świetne. Przeczytałam wszystko w jeden dzień. Czekam na następny
OdpowiedzUsuń