sobota, 4 maja 2013

Rozdział 1.



Siedzę na podłodze i pakuję kolejne pudło, jest już prawie pełne, ale zwlekam z jego zamknięciem, bo wiem, że im szybciej to zrobię, tym szybciej opuszczę dom, do którego zdążyłam się przyzwyczaić. Chociaż robiłam to często, bywało tak, że poznawałam kilku ludzi, a co się z tym wiązało, było mi jeszcze trudniej wyjechać. 

Tak jest już od pięciu lat, co chwile inne miasto, kraj, kontynent. Przenoszą ojca z miejsca na miejsce i wcale nie obchodzi ich jego życie. 

Tym razem lecimy do Australii, szczerze chciałabym zostać tam już na stałe. Po prostu poczuć, że gdzieś naprawdę mam dom i nie muszę martwić się tym, że poznam wspaniałych ludzi, o których zaraz będę zmuszona zapomnieć. Nie zniosę tego kolejny raz. Gdyby tylko była tutaj mama.

Zmarła jakieś cztery lata temu, a ja nawet nie mogę jej odwiedzić, bo z roku na rok jestem coraz dalej od niej. Czasami tego nie wytrzymuję, ale udaję, że wszystko jest w porządku, żeby nie martwić ojca. 

Jestem zmuszona zamknąć kolejny rozdział życia, otworzyć nowy, wyjechać. Zostawić pół roku życia za sobą i nigdy do tego nie wracać, bo po co? Nawet nie zdążyłam się do końca rozpakować, a ponownie zbieram rzeczy do wielkich kartonów.

Marzę, by mieć swój prawdziwy pokój i dom. Miejsce, do którego będę wracać po szkole i wiedzieć, że tutaj będę już zawsze. 


Siedzę w samochodzie, który jedzie na lotnisko. Zostawiam za sobą Francję. Te kilka wspaniałych miesięcy, w ciągu których na mojej twarzy niejednokrotnie pojawił się szczery uśmiech. Niestety, wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Teraz czeka mnie nowa szkoła, nowe znajomości, które bardzo ciężko nawiązuję. Z pozoru jestem bardzo nieśmiałą osobą, chyba, że mam w pobliżu przyjaciół, dodaje mi to otuchy. Ale jak widać, nie mam ich. Z Australią wiążę się samotność, a ona powoduję, że nie daję rady. Z dania na dzień chciałabym zniknąć. I może trochę się zmieniłam, otworzyłam na świat, ale to jeszcze nie to, a każdy wyjazd coraz bardziej mi to uświadamia. Bo kiedy poczuję się swobodnie wśród jakichś ludzi, zaraz muszę ich opuścić, co łamie mi serce. 

Wychodzę na świeże powietrze i ostatni raz patrzę za siebie, by zniknąć za obrotowymi drzwiami. Siedzę na krześle, kiedy tata kupuje bilety. Powinien to zrobić już wcześniej, ale jak zawsze, na ostatnią chwilę, teraz już wiem, po kim to mam. 

Nie odzywam się do niego, ponieważ jestem zła. Ojciec bardzo dobrze o tym wie, więc nie próbuje mnie zagadywać. W końcu możemy iść na pokład, daję bilet i przechodzę przez tunel do samolotu. Zajmuję swoje miejsce. Czeka mnie długa podróż, wiec próbuję usadowić się najwygodniej, jak tylko się da. Wkładam słuchawki w uszy i zamykam oczy. 

Kiedy je otwieram jesteśmy już w połowie drogi. Patrzę na mojego staruszka pogrążonego w głębokim śnie. Uśmiecham się pod nosem i znowu zamykam oczy. Z całego serca nienawidzę latać samolotami, więc wolę spać. Przynajmniej nie wymyślam różnych, strasznych scen.
Lądujemy, w końcu. Nie mogę się doczekać, kiedy wyjdę z tego żelaznego ptaka i moje stopy dotkną ziemi. 

Jedziemy jakąś obskurną taksówką z powycieraną tapicerką. Kierowca patrzy mnie dziwnym wzrokiem, a ja głośno przełykam ślinę. Ojciec patrzy na mnie i zdawkowo się uśmiecha. Jego to śmieszy, mnie nie bardzo. Wysiadamy w miłej i cichej okolicy. Jakoś mnie to nie przeraża, chociaż jak pomyślę o tych wszystkich pająkach, dreszcze przechodzą mi po plecach. Boję się, że pewnego dnia obudzę się w świetnym humorze, a na suficie będzie siedział pająk wielkości mojej pięści. 

Otwieram ciemne drzwi i wchodzę do pomieszczenia, które ma być moim pokojem. Może nazwę go tymczasowym miejscem do spania, bo pewnie za miesiąc lub dwa znowu będziemy się przeprowadzać. Nie zamierzam poznawać nowych ludzi, z obawy przed ich utratą. Nie mam zamiaru przechodzić przez to wszystko od nowa. Nie chcę nawet o tym myśleć.

Pokój jest duży i piękny, przez co robi mi się smutno. Wymarzony pokój, który pewnie niedługo opuszczę. Potrząsam głową, wciągam torbę do środka i zaczynam rozpakowywanie. Grzechem byłoby zmarnować tak piękne miejsce. Nim się orientuję wszystkie moje ciuchy są w szafach, a połowa książek na półkach. Tata pomyślał o wszystkim, przede wszystkim o kilku dużych regałach na mój dobytek literacki. 

Schodzę do kuchni, ojciec siedzi na wysokim krześle przy malutkim barku, uśmiecha się. 

- Jak ci się podoba?
- Jak długo tu zostaniemy? – odpowiadam pytaniem na pytanie, co mu się nie podoba.
- Przestań Ann, teraz będzie inaczej, obiecuję ci to.
- Ostatnim razem też obiecywałeś.
- Nie psuj tego, Annabell, mamy piękny dom w ładnej okolicy.
- Co z tego? Wiesz co, pójdę się przejść po tej pięknej okolicy. 

Nie czekam na odpowiedź, szybko zakładam buty i wychodzę z domu nieświadomie trzaskając drzwiami. 

Mam na sobie sweter i wcale nie jest mi tak ciepło, bo wiatr jest dość przenikliwy i zimny. Obejmuję się ramionami. 

Chodzę i rozglądam się w koło. Nie jest tutaj wcale inaczej. Domy, rodziny mające normalne życie, tylko ja, sama, zagubiona w obcym miejscu, które nigdy nie przestanie nim być. Mimo wszystko żałuję, że nie wzięłam z domu aparatu. 

Zdjęcia. To jedyne co pozostawało po tych wszystkich wspaniałych miejscach i ludziach. Wspomnienia ujęte w kadrze. Wspomnienia będące już zawsze częścią mnie. 

Spoglądam na księżyc, jest przepiękny. Pociesza mnie to, że on zawsze jest taki sam, bez względu na to, gdzie jestem. Miałam nadzieję, że moi starzy znajomi patrzą w niego i czasami o mnie myślą, tak jak ja o nich. Uśmiecham się do siebie i idę dalej. Wchodzę do niewielkiego parku wypełnionego ławkami pozajmowanymi przez zakochane pary i grupki przyjaciół. Idąc ścieżką do uszu wkładam słuchawki, a twarz chowam między długimi włosami, które lekko muskają moje policzki. Mam nieodparte wrażenie, że tam nie pasuję. Wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha z gronem przyjaciół przy sobie.  Ja z zasępioną miną, sama wałęsająca się po parku. Szybko opuszczam to szczęśliwe miejsce, jednak nie dla mnie. Chcę wrócić do domu, ale nie mam zielonego pojęcia gdzie jestem i w którą stronę iść. Zrezygnowana siadam na krawężniku i nakręcam na palec długie włosy.  Przyglądam się brudnym trampkom, kiedy ktoś dotyka mojego ramienia. 

- Nic ci nie jest?

Podnoszę głowę i widzę przyjazną twarz dziewczyny o kruczoczarnych włosach. 

- Chyba się zgubiłam, wiesz, dzisiaj się wprowadziłam.
- Gdzie mieszkasz?

Wszystko dokładnie jej wyjaśniam. Brunetka uśmiecha się, pomaga  mi wstać. Idziemy w ciszy, nie wiem, co mogłabym powiedzieć. To jest mój odwieczny problem. 

Kiedy jesteśmy już pod moim domem, udaje mi się wydukać nieudolne „dziękuję” i znikam za ciemnymi drzwiami. Zdejmuję trampki firmy converse i idę na górę, ojciec już śpi, więc i ja postanawiam się położyć. Ale myśli mi na to nie pozwalają. Przecież za dwa dni mam iść do nowej szkoły. Co jest równoznaczne z osamotnieniem i cholernym zagubieniem w tym popieprzonym świecie, gdzie dominują ludzie z lepszą pozycją społeczną, lepszymi ciuchami i większą ilością pieniędzy. Przede wszystkim z ładną buzią. Nie należę do takich. Co prawda, pieniędzy nam nie brakuje, ale jestem tylko zwykła dziewczyną. Brązowe włosy, zielone oczy, znienawidzone przeze mnie piegi. Jestem po prostu osiemnastolatką, którą nikt nigdy szczególnie się nie interesował. 

Budzę się na krawędzi łóżka i gdybym w porę się nie zorientowała, leżałabym już na podłodze. Ścielę nieudolnie łóżko i idę się ubrać. 

Piękny dzień, ćwierkające ptaki, a mój nastrój jest naprawdę podły. Pierwszy dzień w nowej szkole zbliża się wielkimi krokami, a ja coraz bardziej się boję. Wiem, że prawdopodobnie nie odnajdę się w nowym towarzystwie. 

Za każdym razem w nowym miejscu zachowywałam się tak samo. Spałam źle, budziłam się zanim zaczynało świtać, nie byłam w stanie nic zrobić.

Schodzę na dół, by zrobić sobie pobudzającą kawę, pierwszą z wielu tego dnia.
W kuchni zastaję ojca czytającego gazetę. 

- Dzień dobry, tato.
- Dzień dobry. 

Ziewam, wyciągam duży kubek z szafki i wstawiam czajnik na gaz. Siadam na blacie i czekam, aż czajnik wyda charakterystyczny dźwięk. 

- Nie powinnaś pić tak dużo kawy.
- Powtarzasz mi to przez cały czas, a i tak nic ci to nie daje.
- Wiem, niestety. Jadę dzisiaj na zakupy, wybierasz się ze mną?
- Nie, zostanę i spróbuję zapoznać się trochę z tym domem.
- Dobrze, napisz mi na kartce, czego potrzebujesz. 

Wiem, że jest zawiedziony, ponieważ pojutrze ja pójdę do szkoły, a on do pracy. Będziemy rzadko się widywać, bo siedzi w pracy do późna, czasami całe noce. Często wyjeżdża w jakieś śmieszne delegacje, a co się z tym wiąże, zostaję sama w domu na dłużej. 


******
Cześć, jest to dopiero początek mojej przygody z tym opowiadaniem. Tak, wiem, pisałam inne, gdzie pojawił się prolog, było to dość dawno, ale naprawdę życie mi się trochę skomplikowało, znowu. Nie miałam czasu, ochoty, nastroju. A teraz nie mogę się do niego dostać. Cóż, na razie piszę to w telefonie i niech tak zostanie, dopracuję wszystko i raczej powinnam to opublikować. W tym czasie zajmę się tym opowiadaniem, na które pomysł wpadł mi całkiem niedawno. Po prostu nie mogłam się powstrzymać. Mam nadzieję, że będę miała jakichś czytelników, będą pojawiać się jakieś komentarze dające mi trochę nadziei, że jednak coś może z tego wyjść. Początki bywają nudne, wiem, więc proszę, bądź wyrozumiały. Liczę na jakieś komentarze, do zobaczenia ;) A jeśli chodzi o wygląd, będą jeszcze zmiany, bo to tylko teraz, na szybko, byleby coś było.

6 komentarzy:

  1. Świetny, czekam na kolejne rozdziały !
    /@luvyjai

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne czekam na kolejny @AskTheSmile

    OdpowiedzUsuń
  3. Wreszcie coś niebanalnego!
    I może się wydawać, że przeprowadzka to oklepany temat, bo w prawie każdym opowiadaniu z przeprowadzką główna bohaterka wychodzi na miasto "pozwiedzać" i jakimś dziwnym sposobem natrafia na swoją przyszłą drugą połówkę.
    U Ciebie tak nie jest, co mnie bardzo cieszy. I piszesz w czasie teraźniejszym! (coś wspaniałego. po przeczytaniu Igrzysk Śmierci sama zaczęłam pisać w tym czasie)
    Lubię Twoje opisy, bo nie ciągną się w nieskończoność przez cały rozdział, są idealne.
    Współczuję trochę Annabell, ponieważ sama nie chciałabym żyć tak jak ona. Ciągłe przeprowadzki na pewno męczą człowieka. Jeszcze strata przyjaciół!
    Mam nadzieje, że Ann szybko dojdzie do siebie, przekona się, że Australia to piękny kontynent i znajdzie tu chociaż jedną przyjaciółkę/przyjaciela. I miłość!
    Niech zostaną tu na dłużej.
    Uściski @Reesabilitka (janoskiansplx.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały blog, przyjemnie się czyta, a fabuła jest naprawdę ciekawa i oryginalna.
    Czekałam na takie coś i jestem baaaardzo ciekawa co będzie dalej. To dopiero 1 rozdział, ale już możesz być pewna, że masz stałą czytelniczkę. Łejtam na nexta XD
    Mogłabyś mnie powiadamiać?
    kocham,
    @thiskissesforya

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspanialy! Piszesz tak inaczej. Na swoj sposob. Podoba mi sie to. Nie bawisz sie w dokladne opisywanie wszystkiego, a i tak wiadomo o co chodzi. I jeszcze jeden plus. Nie zaczynasz od spotkania z Janoskians i Ann nie traci dla ktoregos z nich glowy. Jak w prawie kazdym opowiadaniu bohaterka sie przeprowadza. Przymruzy sie na to oko, bo naprawde fajnie sie zapowiada.
    @warm_dumpling <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Hey świetny rozdział, nie jest on taki.. Hmm.. no oklepany jak niektóre (: Fajnie piszesz ,już nie mogę się jak pozna Janoskians :o ! :D To będzie taki CHAD ! ^^ Tak wiem dopiero zaczęłam czytać Twojego blooga i widzę,że trochę go już piszesz,ale postanowiłam pozostawić komentarz byś nie przestawała pisać . Uściski i weny w dalszych chapterach !! #PinkVans *___*

    OdpowiedzUsuń