poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 16.



Czas mija szybko, od naszej ostatniej rozmowy w parku minęły już dwa tygodnie i jest o wiele lepiej. Od czasu do czasu Luke podejdzie do mnie w szkole, by porozmawiać. Cały czas pała do mnie agresją, ale w szkole próbuje nie stosować na mnie przemocy, bo wie, że mam przyjaciół, którzy zaraz staną w mojej obronie. Tym bardziej, że Daniel bez przerwy go obserwuje. 

Siedzę pod ścianą na korytarzu, z głową opartą o ramię Daniela i po prostu rozmawiamy. Jak widać wszystko sobie wyjaśniliśmy. Chłopak cały czas mnie rozśmiesza, więc uśmiech nie schodzi mi z twarzy. 

Po drugiej stronie korytarza zauważam Luke’a, który przygląda nam się gniewnym wzrokiem, a Skipa najchętniej by zabił. Nie wiem, co go znowu tak wkurzyło, ale nie musi tej złości wyładowywać na mnie. 

Wracam zmęczona do domu i od razu kładę się na kanapie, włączam telewizor. Mam zamiar spędzić resztę dnia oglądając ulubione programy. Po jakimś czasie dzwoni mój telefon, ale nie chce mi się wstawać, by odebrać. Puszczam mimo uszu natarczywy dźwięk dzwonka i próbuję skupić całą swoją uwagę na telewizorze. Nie udaje się, bo telefon dzwoni bez przerwy, kiedy postanawiam do niego podejść, przestaje. W takim przypadku siadam z powrotem na kanapę, nawet nie patrzę, kto tak wytrwale się do mnie dobijał. Może to trochę nie w porządku, ale dzisiaj lenistwo bierze nade mną górę i nic na to nie poradzę. Może utnę sobie krótką drzemkę? 

Po jakichś trzydziestu minutach słyszę pukanie do drzwi, tego nie zamierzam zignorować, sama nie wiem czemu. Zwlekam się z kanapy i podchodzę do drzwi, które szeroko otwieram. Na ganku stoi zziajany Jai, który wygląda jakby biegł przez całą drogę. Ale co on tutaj robi? 

- Coś się stało? – Pytam bez jakiegokolwiek zainteresowania, chcę po prostu wrócić do poprzedniej czynności i mieć wszystko gdzieś.
- Musisz ze mną iść. – Rozgląda się zdenerwowany.
- Gdzie i po co? – Co się właściwie dzieje? Chyba nigdy nie widziałam Jai’a w takim stanie.
- Do mnie do domu, z Luke’iem nie jest najlepiej. Zamknął się w pokoju i chyba przewraca go do góry nogami. Nie słucha mnie ani Beau, a naszej mamy jeszcze nie ma, jesteś ostatnią deską ratunku.
- Dlaczego myślisz, że posłucha właśnie mnie? – Tak szybko jak chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem myśl ta rozpływa się w powietrzu, jedyne czego teraz chcę, to jak najszybciej ubrać buty i pobiec do domu Brooksów.
- Mam taką nadzieję. – Przejeżdża dłonią po włosach i patrzy na mnie błagalnym wzrokiem, przecież nie mogę go tak teraz zostawić. 

Zamykam chłopakowi drzwi przed nosem, ubieram buty, na ramiona narzucam jakiś sweterek i wychodzę z domu po czym zamykam drzwi na klucz. Podążam za Jai’em nie wierząc, że Luke może mnie posłuchać, ale nie zaszkodzi spróbować. Kiedy docieramy na miejsce, Beau stoi po drzwiami pokoju Luke’a. Słyszę trzaski i huki, tak jakby meble latały w powietrzu. 

- Powodzenia. – Najstarszy z braci macha ręką i wychodzi wściekły z domu.
- Nie przejmuj się nim, próbował, ale Luke nawet go nie wysłuchał. Zostawię cię samą, jakby coś się działo, od razu mnie wołaj. 

Kiwam twierdząco głową i przykładam ucho do drzwi. Chłopak w ogóle się nie uspokoił i najwidoczniej nie ma zamiaru. 

- Luke, to ja, Annabelle, porozmawiajmy. – Nic, żadnej reakcji. W końcu siadam opierając się o ścianę koło drzwi i cierpliwie czekam.
- Nie myśl, że sobie pójdę, będę tutaj siedzieć, aż mi nie otworzysz.

Mija godzina, dwie, a on nadal nic. Zaczyna mi burczeć w brzuchu i kiedy siedzę tam już trzecią godzinę, pojawia się Jai niosący dla mnie jedzenie i picie. 

- Pomyślałem, że ci się przyda. – Podaje mi tackę z posiłkiem.
- Jesteś najlepszy, dziękuję! – Zjadam szybko całą zawartość talerza i nadal czekam na jakąś reakcję ze stronu Luke’a.
- Luke, proszę, porozmawiajmy. Wszyscy się o ciebie martwią. – Nie wiem, czy to polepszy czy pogorszy sprawę, ale naprawdę zaczynam się przejmować.  Może nie znam go zbyt długo, ale podczas tych wszystkich sytuacji, kiedy byłam w jego pobliżu, nigdy aż tak źle nie było. Oczywiście wyładowywał swoją złość, ale to, to już coś więcej. Ciekawa jestem, co go tak zdenerwowało. Nie chcę szukać plusów w tej sytuacji, bo nie powinno ich być, ale zawsze lepsze to niż wyżywałby się na jakiejś osobie. 

Po jakichś piętnastu minutach, a może dziesięciu, nie wiem, czas płynie innym torem odkąd siedzę pod drzwiami pokoju Luke’a, ale to nieważne, bo słyszę jak w zamku przekręca się klucz i drzwi lekko się uchylają. Wstaje szybko na równe nogi i staję twarzą w twarz z Brooksem. 

- Wpuścisz mnie? – Nie naciskam na niego, daję mu wybór. Albo mnie wyrzuci albo wpuści. Wszystko zależy wyłącznie od niego. 

Nie odzywa się słowem, łapie mnie za ramię i wciąga do swojego pokoju, a potem z powrotem zamyka drzwi na klucz. Pomieszczenie to istne pobojowisko, meble poprzewracane, łóżko do góry nogami. Na podłodze widzę kilka książek, które aż się proszą by je podnieść. Schylam się po jedną z nich, ale Luke mnie zatrzymuje łapiąc za ramię. 

- Zostaw. – Wzdycha ciężko i siada na przewróconym łóżku. – Porozmawiam, jeśli tak bardzo tego chcesz. 

Odwracam się w jego stronę. 

- Tu nie chodzi o to, czego ja chcę. Najważniejsza jest twoja wola. Nie rób tego na siłę, bo to całkowicie bezsensowne. Nie będę cię do niczego zmuszać, przynajmniej dzisiaj…
- Chcę porozmawiać. – Mówi to tak cicho, że ledwo docierają do mnie te dwa, jakże piękne słowa.
Siadam koło chłopaka, dostatecznie daleko od niego i czekam na cokolwiek.
- Mam problemy, ale pewnie już to zauważyłaś. – Rozgląda się po zmasakrowanym pokoju i zastanawia się co powiedzieć dalej. – To nie jest łatwe. Czasami sobie z tym wszystkim nie radzę. – Ponownie rozgląda się po pomieszczeniu. – Tak, jak dzisiaj.
- Co cię tak wkurzyło, żeby wyżyć się na swoim pokoju? – Patrzę na jego zbolałą minę.
- Zobaczyłem kogoś i po prostu we mnie zawrzało.
- No cóż, najważniejsze, że nie zrobiłeś nic tamtej osobie. – Chcę się do niego przysunąć, ale jakaś siła mnie powstrzymuje.
- Idź już. – Zakrywa oczy dłońmi i próbuje ponownie nie wybuchnąć gniewem.
- Nie. – Staram się być jak najbardziej stanowcza. Może popełniam właśnie największy błąd w moim życiu, ale nie chcę się poddawać.
- Ja cię nie proszę, ja ci każę. – Luke w mgnieniu oka pojawia się obok mnie z zaciśniętą pięścią wystawioną przed moją twarzą. 

Przełykam głośno ślinę, ale nie przestaję na niego patrzeć. Nie mogę na to pozwolić, nie mogę się go bać. Ale kto by się nie bał w takiej sytuacji? 

Chłopak rozprostowuje dłoń i już chcę odetchnąć z ulgą, kiedy dostaję w policzek z otwartej dłoni. Głowa automatycznie przekręca mi się na bok, a oczy zachodzą łzami od bólu. Nie odzywam się, nie patrzę na niego, chcę zniknąć, natychmiast. 

Pierwszy raz naprawdę mnie uderzył i nie wiem co z tym fantem począć. Nie mam okazji nic powiedzieć, bo Luke łapie mnie za sweter i siłą wyrzuca z pokoju, przed którym czeka zaniepokojony Jai, lecz po chwili zaczyna krzyczeć na brata. 

Chłopak w czarnej skórze nic sobie z tego nie robi i zatrzaskuje mu drzwi przed nosem. Stoję przy poręczy schodów i ani myślę odwracać się do Jai’a, ale jest to nieuniknione. Przecież nie może zobaczyć teraz mojej twarzy. 

Staram się z całych sił, ale nie daję rady tego ukryć. To niewykonalne, kiedy wypytuje cię jeden z Brooksów. Po krótkiej kłótni z Jai’em wracam do domu. 

Czuję się nieswojo w tej sytuacji, chyba nigdy do końca nie wierzyłam, że Luke będzie w stanie mnie uderzyć. Oczywiście, bałam się, że kiedyś coś takiego może się wydarzyć, ale chyba nigdy do końca w to nie wierzyłam i proszę, spełniło się. 

Przeraża mnie fakt, że to może nie być jedyny raz i musze być ostrożniejsza, kiedy będę przebywać w towarzystwie chłopaka. Jakby nie patrząc, nie zniechęcił mnie, jeszcze bardziej chcę mu pomóc, bo widzę, że chłopak chce się otworzyć, ale nie zawsze mu to wychodzi. Gdyby tylko znowu porozmawiał ze mną tak jak tamtej nocy w parku. Byłoby spokojniej, obeszłoby się bez bólu i strachu przed kolejnym spotkaniem. 

Mimo wszystko, tak szybko go sobie nie odpuszczę, nie ma takiej opcji. 

Idę do łazienki, by spojrzeć w jakim stanie jest moja twarz. Zaczerwieniony policzek, trochę obolały rzecz jasna, ale myślę, że kilka dni i nie będzie śladu po tym co zaszło kilkadziesiąt minut temu. 

Kładę się roztrzęsiona na łóżko i po prostu myślę. Iść jutro do szkoły czy nie? Pokazać się tak znajomym, czy może ukrywać się przez kilka dni w domu? W sumie nic to nie da, bo coś wyczują i przyjdą zapytać co mi jest. Muszę tam iść i się z nimi zmierzyć, poradzić sobie z ich „a nie mówiliśmy?”, muszę to przezwyciężyć, bo inaczej dam za wygraną, a tego nie chcę, wręcz nie mogę tego zrobić. 

Biorę szybki prysznic, ubieram piżamę i wskakuję do łóżka. Z szafki nocnej biorę książkę i próbuję zapomnieć o wszystkim choć na krótką chwilę.
Budzę się z otwartą książką na brzuchu, na szczęście nie zaspałam, więc zwlekam się z łóżka i ziewam przeciągle. 

Ubieram się w pierwsze lepsze ciuchy, które znajduję w szafie i schodzę na dół zjeść jakieś śniadanie. Wybieram jabłko, kiedy gryzę prawą stroną odczuwam straszny ból. Myślałam, że będzie trochę mniej boleć, ale jak zawsze się przeliczyłam, taki już mój los. Podchodzę do lusterka stojącego w przedpokoju i przyglądam się mojej lekko napuchniętej twarzy. Nie jest najlepiej, ale tak boli, że nie dam rady się pomalować. Ewentualnie trochę postraszę ludzi.
W drodze do szkoły mam nadzieję, że nie spotkam nikogo znajomego i nie będę musiała się z nim konfrontować zanim nie będzie to czystą koniecznością. 

Wchodzę na dziedziniec szkoły z opuszczoną głową, bo wszędzie są jakieś grupki uczniów, a nie chcę na nowo stać się sensacją szkoły, chociaż pewnie w dalszym ciągu nie przestałam nią być. Jak na razie nie chcę podsycać tych wszystkich plotkar i plotkarzy. Jeszcze przez chwile chcę mieć odrobinę spokoju, zanim spotkam się twarzą w twarz z moimi znajomymi. Przed nimi nie będę w stanie tego ukryć, wprawdzie nie chcę tego chować, niech zobaczą jak jest i niech wiedzą, że wcale nie jest mi głupio z tego powodu. Komu jak komu, ale mnie nie powinno być. 

Patrzę na „moją” ławkę i widzę, że moi przyjaciele już tam są. Zbieram się w sobie, biorę głęboki wdech i idę w ich stronę. 

- Cześć wam. – Uśmiecham się jak gdyby nigdy nic. Kiedy dostrzegają moją poturbowaną twarz, że tak powiem, miny im rzedną. Daniel robi się cały czerwony ze złości, a Elizabeth wstaje i  przygląda się mojemu policzkowi, jakby to było miniaturowe miejsce zbrodni i doszukiwała się jakiś odcisków butów, czy czegoś innego.
- Luke ci to zrobił. – Wskazuje palcem na obolałe miejsce. – Ostrzegałam cię przed nim, wszyscy cię ostrzegaliśmy, a ty nas nie posłuchałaś i teraz masz za swoje. – Wzdycha ciężko i mocno mnie przytula. – Nie martw się, już my się z nim policzymy, nie zostawimy tak tego. Nikt nie będzie krzywdził naszej przyjaciółki.
- Słucham? Co zrobicie? Macie zostawić go w spokoju. – Beth odsuwa się ode mnie i patrzy, jakbym powiedziała coś naprawdę głupiego. Może i brzmiało to niemądrze, ale taka jest prawda, nie chcę, żeby cokolwiek mu zrobili, bo to tylko pogorszy sprawę. – To mój problem, nie wasz, oczywiście doceniam to, co dla nie robicie, ale proszę, nie wtrącajcie się pomiędzy mnie a Luke’a. Dam sobie z nim radę. – Daniel chce coś powiedzieć, ale zanim do tego dochodzi, wyprzedzam jego pytanie odpowiedzią. – Wiem, że to może się powtórzyć, ale nie wiecie jak jest, wiele się zmieniło. Luke więcej ze mną rozmawia, a to… – Pokazuję na zaczerwieniony policzek. – To tylko mała przeszkoda, nic więcej, wszystko da się pokonać i ja w to wierzę. 

Przez dłuższy czas nikt się nie odzywa, co sprawia, że czuję się naprawdę nieswojo, jakbym stała pośród całkowicie obcych ludzi. Jedyna osoba, która jeszcze o tym nie wiedziała to Ariana, chociaż mogę się mylić, nie wiem, czy Jai już z nią rozmawiał, pewnie tak. 

- Dobrze, zrobisz jak będziesz chciała, ale nie obiecujemy ci, że nas nie poniesie, kiedy zobaczymy tego sukinsyna, który śmiał cię uderzyć… - Nie spodziewałam się takich słów po Jamesie, prędzej po Danielu, ale nie po nim. 
 
Luke ma przechlapane u moich przyjaciół, ale wiem, że uda mi się to zmienić i w końcu wszyscy zobaczą jaki jest naprawdę. Kiedy o tym myślę, drugi policzek zaczyna mnie swędzieć, jakby szykował się na kolejny cios wymierzony przez Brooska. Nie ukrywam, że się tego spodziewam, bo z pewnością to nieuniknione i będę na to gotowa, muszę być. Jeśli w pewnym momencie się załamie, wszystko pójdzie na marne. Muszę choć na chwilę zapomnieć o sobie, nie mogę się przejmować, nie mogę ponownie zatracać się w złych nawykach, w problemach, które otaczały mnie przez większość życia bez mamy. Mogę liczyć tylko na tatę, którego i tak za często nie widuję, więc teoretycznie nie mam nikogo, do kogo mogłabym się zwrócić w środku nocy. A może mam? Co z Jamesem, Danielem i dziewczynami? Na nich mogę liczyć i właśnie dzisiaj mi to pokazali. Niestety nie mogę skorzystać z takiej pomocy, bo nie będzie to dla mnie korzystne rozwiązanie. 

Wchodzę do klasy i próbuję nie zwracać uwagi na zaniepokojonych przyjaciół, wiem, że się o mnie martwią, ale muszą mi zaufać, właśnie teraz. 

Lekcja jest jak zawsze nudna, więc kiedy wychodzę z klasy mam nadzieję, że spotkam gdzieś Luke’a, może to niedorzeczne, ale takie są realia. Być może nie jestem do końca normalna. 

Niestety nie znajduję nigdzie chłopaka, który bez względu na pogodę, zawsze chodzi w czarnej, skórzanej kurtce. Zauważam za to jego brata, który od razu do mnie podchodzi. 

- Annabelle, tak mi przykro. Nie pomyślałem, że może ci coś takiego zrobić. – Chłopak jest strasznie zawstydzony, niepotrzebnie. Nie on powinien być, nie wiem dlaczego bierze całą winę na siebie, chciał tylko pomóc bratu. Poza tym, sama się w to wpakowałam i sama się z tego wydostanę.
- Niepotrzebnie, spodziewałam się, że kiedyś do tego dojdzie, ale nie do końca w to wierzyłam, więc teraz mam. – Próbuję się uśmiechnąć, ale ból zniekształca mój uśmiech w grymas. – Uprzedź Luke’a, że niedługo znowu zacznę go gnębić, niech tylko moja twarz wróci do normalnego stanu.
- Jak wrócę do domu, na pewno mu to przekażę. Nie chciał przyjść do szkoły, chyba oboje wiemy dlaczego… – Patrzy na mnie wyczekująco, jakby chciał, żebym dokończyła jego zdanie.
- Naprawdę? Dlaczego? – Nie mam zielonego pojęcia o powodzie jego nieobecności, na pewno nie jestem nim ja, przecież zbuntowanego Brooksa nie obchodzi nikt poza nim.
- Według mnie, Luke nie chce zobaczyć co ci zrobił, dlatego się dzisiaj nie pojawił i pewnie nie zobaczymy go tutaj do końca tygodnia.
- To tylko dwa dni. – Wzruszam ramionami. – Przynajmniej na korytarzach będzie spokój, a ja nie będę obiektem rozmów całej szkoły, ale nie, czekaj. Jestem, cały czas będę, i to chyba jedyna rzecz, która mi przeszkadza.
- Jesteś dziwna, naprawdę, ale wiem, że chcesz dobrze. Tylko proszę, nie zapominaj kogo dobro jest najważniejsze. Jeżeli zrobi to jeszcze raz, potem kolejny, w końcu się zapomni i zrobi ci większą krzywdę, a wtedy nie będę patrzył, że to mój brat, poza tym twoi przyjaciele też mu tego nie zapomną. – Kiedy to mówił, słyszałam gniew w jego głosie i wiem, że byłby zdolny rzucić się na Luke’a w każdej chwili, jeżeli byłoby to koniecznie. 

A ja? Ja pewnie stanęłabym w jego obronie, bo chyba jestem najgłupszą osobą na świecie. Tak bardzo chcę pomóc jakiemuś chłopakowi, że zapominam o własnym bezpieczeństwie. Narażam zdrowie by ten dupek mógł w końcu poczuć się jak normalny człowiek. Czy to nie jest wystarczające? Nawet nie wiem, dlaczego aż tak bardzo się poświęcam. Na pewno nie robię tego bezinteresownie, na pewno jest jakieś drugie dno, z którego nie zdaję sobie sprawy, a kto jak nie ja, powinien o tym wiedzieć. Ale niedługo do tego dojdę, jedynym pomysłem jaki mam, to ten, że zapominam o swoich problemach, kiedy jestem pogrążona w rozgryzaniu Brooska. I może ból, który czuję przez niego jest o wiele lepszy niż ten, który miałabym sobie sama wyrządzić. Nie wiem, czasami się zastanawiam, czy jestem zdrowa na umyśle. Może na dniach powinna wybrać się do psychiatry czy coś….
 


************
Cześć wszystkim, w końcu znalazłam czas, by napisać, a raczej dokończyć ten rozdział. Pomińmy fakt, że jakoś przez tydzień nie było mnie w ogóle w domu, ale to nieważne. Mam nadzieję, że pojawią się jakieś komentarze. Nie ukrywam, że są dla mnie ważne... I tak sobie myślę, że jeśli nie będzie chociaż 4, nowego rozdziału także za szybko nie będzie. Bo ja się staram, a nie mam zielonego pojęcia o waszej opinii, czy się podobało czy nie. To naprawdę dla mnie ważne, poza tym komentarze strasznie mnie motywują ;) No to do następnego. 

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 15.



Myśli zalewają moją głowę przez kolejne pięć minut, kiedy na horyzoncie pojawia się Brooks, który zmierza prosto w moją stronę, ale w ogóle na mnie nie patrzy. Jego wzrok jest skierowany na jakiś obiekt za oknem, odwracam się, by sprawdzić co zwróciło jego uwagę i gdy z powrotem przekręcam głowę, Luke stoi niepokojąco blisko mnie. Oddycha ciężko i jestem w stanie wyczuć, że jest na coś lub kogoś zły.


- Nie powiesz nikomu o poprzedniej sobocie, rozumiesz? – Chce mi grozić, ale nie bardzo mu to wychodzi. Zamiast tego, słyszę jakąś plątaninę słów, które z wielkim trudem układają się w całe zdania.

- A jeśli już komuś powiedziałam? – Chcę sprawdzić jego reakcję, choć wiem, że wiele w tym momencie ryzykuję.

- Nie powiedziałaś. – Unosi jedną brew i zostawia mnie samą. Jestem przytłoczona przed jego pewność siebie. 


Ale tak jak myślałam, nic się nie zmieniło, a jego dobroć wobec mnie była chwilowa. Może to jakiś akt dobroci dla zwierząt, nie wiem. 


No, Annabelle, nie ma na co czekać, musisz to jak najszybciej zmienić. On musi zobaczyć w tobie człowieka równego sobie, a nie tylko dziewczynę, którą może pomiatać, bo mu się dajesz. 


Zeskakuję z parapetu a moje nogi mocno przylegają do podłogi. Odrywam się od niej i biegnę za Luke’iem na tyle szybko na ile pozwala mój stan. Łapię go za łokieć i zatrzymuję chłopaka, choć sprawia mi to wiele trudności. 


- Nie musisz udawać przede mną dupka, wiem, że to tylko gra.

- Tak, ale nie zamierzam tej gry kończyć. – Uśmiecha się głupkowato i puszcza mi oczko, co nie jest w jego aktualnym, a może udawanym stylu. Może po prostu śnię i zaraz obudzę się w łóżku, by zacząć szykować się do szkoły?

- Słuchaj, nie rób takich dziwnych min, bo zaraz się rozmyślę i już nie będę dla ciebie taki miły. – Drapie się po głowie. – W sumie to nawet trochę cię lubię, bo jako jedyna mi się postawiłaś i jak na razie będziesz miała jako taki spokój w tej szkole. – Widzi jak moje kąciki ust unoszą się ku górze i lekko się krzywi. – Za to teraz nie będę miał ani trochę spokoju od ciebie. Mogłabyś mnie z łaski swojej puścić? 


Nie reaguję na jego pytanie, więc z wielką siłą wyrywa swój łokieć z mojej dłoni. Otrząsam się z ogromnego szoku i dalej patrzę na niego z niedowierzaniem. 


Spoglądam w jego orzechowe oczy, które z każdą chwilą robią się ciemniejsze, więc wnioskuję, że zaczyna się denerwować. Odwraca się i opuszcza najwyższe piętro szkoły, gdzie zazwyczaj nikogo nie ma i na pewno będę je częściej odwiedzać. 


Powoli schodzę na sam dół i rozentuzjazmowana szukam swoim przyjaciół. W budynku nie ma po nich śladu, więc skocznym krokiem, o ile w ogóle mogę to tak nazwać, wychodzę na dziedziniec szkoły i zauważam ich na jednej z ławek. Dosiadam się do nich z szerokim uśmiechem. 


- Są postępy. – Odzywam się uradowana, a oni patrzą na mnie jak na zjawę, o której obecności nie zdawali sobie sprawy. 


Wzruszam nieznacznie ramionami i wpatruję się w drzewo za plecami Daniela. Chłopak w ogóle na mnie nie patrzy, więc jest obrażony albo po prostu się wstydzi, chociaż nie wiem czego. 


Rozbrzmiewa głośny dzwonek zwiastujący koniec przerwy, więc zbieramy się z ławki i wracamy całą paczką do szkoły. Potem każdy rozchodzi się w swoją stronę. Idę ramię w ramię z Elizabeth i Danielem. Nikt się nie odzywa i po raz pierwszy od pewnego czasu czuję się z tego powodu niezręcznie. Ze zdenerwowania zaczyna mnie boleć brzuch, co nie jest do mnie podobne, może to nadmiar zróżnicowanych emocji tak na mnie wpływa. 


Jestem tylko człowiekiem i czasami nawet ja czuję się zdezorientowana w niektórych sytuacjach. Wchodząc do klasy zerkam w stronę Beth, która zostawia mnie samą z Danielem. Dlaczego mi to robi? Wznoszę wzrok ku sufitowi w geście niechęci i bezsilności i zajmuję miejsce obok Skipa, bo na moje nieszczęście cała klasa jest obecna i pozostaje tylko jedno wolne miejsce…


Czuję się jakby cały wszechświat był przeciwko mnie tego jakże słonecznego dnia, który irytuje mnie swoim pięknem, kiedy ja zmagam się ze swoimi myślami.

„Luke, Daniel. Daniel, Luke. Elizabeth, na którą jestem wściekła. Daniel, na którego też jestem zła.”


Jedyną osobą, do której nie czuję tego dnia urazy, jest Brooks. Chociaż na niego powinnam być najbardziej zła, biorąc pod uwagę wszystkie krzywdy, które zdążył mi wyrządzić. Powinnam nienawidzić go najbardziej na świecie, ale nie potrafię. Może się nad nim lituję…


Wychodzę pośpiesznie ze szkoły i próbuję jak najszybciej dostać się do domu. 


Czuję się jak uciekinier, staram się być niezauważona przez przyjaciół, bo nie mam siły na konfrontację z żadnym z nich. Ani na jakieś wypady do miasta, kawę, czy jakąkolwiek rozmowę. Mój umysł jest przeciążony i potrzebuje trochę odpoczynku od całego świata.

Idę chodnikiem pełnym uczniów wracających tak jak ja ze szkoły. Mijam kilka dziewczyn, które patrzą na mnie i po chwili zaczynają coś do siebie szeptać. Czyżby sprawa z Luke’iem jeszcze nie ucichła? Wzdycham głośno, żeby mnie usłyszały, a potem przyspieszam kroku, bo czuję, że wszystkie oczy są skierowane na mnie. 


Właśnie w tym momencie koszmar z przeszłości jest idealnie odczuwalny, myślałam, że mam to już dawno za sobą. W jednej chwili chcę zaszyć się w pokoju na co najmniej tydzień i w ogóle nie wyściubiać z niego nosa. Chcę przestać istnieć. Nie mogę pozwolić się temu obezwładnić, nie w tak ważnym momencie mojego życia. 


Przez jakiś czas idę z opuszczoną głową i jedyne co widzę, to swoje buty, które swoją drogą nie wyglądają za dobrze. Przyda im się porządne czyszczenie, ale to nie teraz.

Mogłam się tego spodziewać, bo po kilku minutach wędrówki z opuszczoną głową wpadam na kogoś, kto nie jest z tego w ogóle zadowolony. 


Wystraszona spoglądam na chłopaka, którego właśnie zdeptałam, oczywiście jest nim Luke, bo kto inny. Przez chwilę patrzy na mnie groźnie, ale w ułamku sekundy jego rysy twarzy stają się łagodniejsze, bo zauważa na mojej twarzy niepokój, który zawsze chciał zobaczyć. Mimo wszystko domyśla się, że nie jest to wywołane jego osobą. 


- Czy ty zawsze musisz na mnie wpadać? – Patrzy poirytowany na moje dłonie, jeszcze chwila, a wyłamię sobie wszystkie palce.

- Przepuść mnie, chcę tylko w spokoju wrócić do domu. – Niby nic konkretnego nie stało się tego dnia, ale mój mózg nie pracuje na pełnych obrotach, a moja psychika ponownie płata mi nieznośne figle.

- Oho, a gdzie się podziała twoja determinacja? – Uśmiecha się złośliwie, bo wie, że wywoła to u mnie jeszcze większą złość. Jak ja go nie cierpię!

- Myślisz, że mnie wkurzysz? Dobrze, masz rację. A teraz zejdź mi z tej cholernej drogi. – Robię krok do przodu, ale chłopak ani myśli, żeby mi ustąpić, robię kolejne kroki ku niemu i prawie stykam się z nim nosem. Dalej nie zamierza zmienić swojego położenia, więc bez zastanowienia popycham go do tyłu z dużą siłą. 


Zaskoczony lekko się chwieje i robi kilka kroków do tyłu. Niewiele jednak mi to pomaga, bo dalej zagradza mi drogę „ucieczki”. I znowu powtarzam ten sam schemat, podchodzę do niego jak najbliżej się da i popycham. Nic się nie zmienia. Przy kolejnej próbie, Luke psuje cały cykl. Łapie mnie za nadgarstki, robi to trochę zbyt mocno, bo czuję wszystkie niezagojone rany. 


- Puść mnie. – Wypowiadam to bezbarwnym głosem i zupełnie się poddaje jego uściskowi.

- W ogóle nie przypominasz siebie, gdyby to wszystko miało miejsce wczoraj, nie miałbym spokoju do końca dnia, bo biegałabyś za mną, żeby porozmawiać. A dzisiaj co? Jesteś naprawdę dziwna. – Kręci głową, spogląda na uczennice przechodzące obok nas, które przyglądają się temu wszystkiemu, po chwili jego wzrok znowu skierowany jest na moją twarz. – Aż trudno mi to przyznać, ale dzisiaj to ja będę cię nękać. Musimy pogadać. 


W jednej sekundzie wszystko się zmienia. Jego słowa sprawiają, że zapominam co się dzisiaj zdarzyło i wytrąciło mnie z równowagi. Czekałam na to chyba od samego początku. Na zwykłe „Musimy porozmawiać”. 


Obawiam się jednak, że Luke nie chce rozmawiać o sobie, ale tego za chwilę się dowiem.


- No to rozmawiamy. – Wzruszam ramionami i próbuję udawać obojętną.

- Nie tutaj. – Puszcza jeden z moich nadgarstków, a z drugi ciągnie mnie w jakieś miejsce. 


Po dłuższej wędrówce zauważam dom Brooksów. Luke prowadzi mnie do ogrodu, ból w nadgarstku wzrasta z każdą minutą, ale nie narzekam, bo być może właśnie dzisiaj coś od niego wyciągnę, a raczej sam mi o tym powie, co jest jeszcze lepsze.


- Musisz mi powiedzieć, gdzie cię napadli. – Patrzy na mnie i wyczekuje natychmiastowej odpowiedzi. Wiedziałam, że chodzi o coś innego niż jego samopoczucie. Zawsze mogę udawać, że nic nie pamiętam, ale po co?

- Dlaczego chcesz to wiedzieć? – Jestem zaskoczona, nawet nie staram się tego ukrywać.

- Muszę wyrównać z nimi rachunki. I nie myśl sobie, że to ma coś wspólnego z tobą. Bo nie ma. – Zaczyna się wściekać.

- Nawet nie chcę, żeby chodziło o mnie. Nie chcę znowu zostać napadnięta przez tych psycholi. 


Nie pozostaje mi nic innego, jak opowiedzieć mu wszystko od początku aż do samego końca. Kilka razy dotykam twarzy, gdzie jeszcze znajduje się kilka siniaków. 


- Wiesz już wszystko. Może teraz porozmawiamy o tobie? – Nie zaszkodzi spróbować, prawda?

- Wróciła Annabelle, którą znam. – Westchnął. – Nie dasz mi spokoju, prawda?

- Oczywiście, że nie. – Uśmiecham się, co kosztuje mnie trochę wysiłku i czuję leciutki ból w prawym policzku, ale wszystko jest do zniesienia.

- Jak na dzisiejszy dzień, wiem, że tylko udajesz ten cały gniew, ukrywasz się pod tym. Powiedz mi, jak się teraz czujesz?

- Słucham? – Patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczyma i chyba nie dowierza albo nie dosłyszał.

- Jak się dzisiaj czujesz, Luke? Zwykłe pytanie o twoje samopoczucie.

- Czuję się tak jak zawsze. – Odpowiada oschle. Nie powie mi, jeszcze nie teraz.

- Dobrze, kiedy będziesz gotowy odpowiedzieć na moje pytanie, daj mi znać. A ja tymczasem pójdę do domu.


Opuszczam ciche podwórko za domem Brooksów i tym razem bez problemu trafiam do własnego pokoju. Może powinnam go bardziej przycisnąć?

Chociaż wydaje mi się, że po takim zagraniu sam do mnie przyjdzie i się trochę otworzy. Cieszyłabym się z głupiego „Czuję się dobrze, wszystko w porządku.” Chociaż wszyscy wiedzą, że jest inaczej. 


Wykończona opadam na łóżko i od razu zasypiam. Mam strasznie niespokojny sen, ponieważ co chwilę się budzę. W środku nocy zwlekam się z łóżka i idę do kuchni po szklankę zimnej wody. Przechodząc obok sypialni ojca zauważam uchylone drzwi, więc zaglądam do pomieszczenia. Jest ciemno, ale nie aż tak, żebym nie zdołała dostrzec panującej w pokoju pustki. Ojciec znowu zarywa noc w pracy, co jest równoznaczne z tym, że rano też go nie będzie. Dlaczego znowu mi to robi? Zostawia samą sobie, kiedy wie, że pewnego dnia wszystko we mnie pęknie. Tama, którą budowałam bardzo długo, runie, a smutek zaleje cały mój umysł. Wzdycham ciężko, oddech wydaje się bardzo głośny, ponieważ w domu panuje przerażająca cisza. Schodzę powoli po schodach, napełniam szklankę wodą i udaję się do salonu. Siadam na czarnej kanapie, która niemal zlewa się z mrokiem nocy.

Po omacku odnajduję pilot na stole i włączam telewizor, który pewnie będzie moim jedynym towarzyszem przez bardzo długi okres mieszkania w Australii. Wstaję jeszcze na chwilę po koc leżący na fotelu i owijam się nim jak najszczelniej. Zawinięta w kokon siadam wygodnie na kanapie i oglądam powtórki jakichś durnych programów. 


Czas mija szybko i widzę, jak słońce pojawia się na linii horyzontu. Można powiedzieć, że nie spałam całą noc, a zaraz muszę szykować się do szkoły.

Smutna i zmęczona wstaję z kanapy i powłócząc nogami zmierzam do łazienki. Biorę szybki, orzeźwiający prysznic, ubieram się, maskuję wszystkie pozostałości po spotkaniu z moimi oprawcami. Zajmuje mi to trochę więcej czasu niż zwykle, więc kiedy kończę, nie mam już ani chwili, aby zjeść jakieś śniadanie. 


Biorę torbę i szybko wychodzę z domu. W szkole jestem jak zawsze przed czasem, chociaż była możliwość, że się spóźnię. Siadam na ławce pod klasą i ziewam, codzienny rytuał. Jestem przekonana, że Luke jest już w szkole, więc spoglądam w bok i widzę chłopaka, który bacznie mi się przygląda. Wprawdzie dzisiaj mam go gdzieś, jak wszystko. Czekam tylko na chwilę, kiedy będę mogła iść spać i zapomnieć, że ojca praktycznie w ogóle nie ma w domu, a ja nie mam się do kogo odezwać, kiedy wracam ze szkoły. Znowu doskwiera tęsknota za mamą i starymi czasami, które niestety już nigdy nie wrócą. Ojciec zawsze będzie wracał późno lub w ogóle, mama będzie martwa, a ja z problemami. Znowu zbiera mi się na ziewanie, więc zakrywam usta dłonią. Dosłownie na chwilkę zamykam oczy, a kiedy je otwieram przede mną stoi James i się uśmiecha, jak zawsze. 


- A coś ty taka niewyspana? – Przygląda się uważnie mojej twarzy, a potem uśmiech znowu rozkwita na jego pogodnej twarzy.

- Obudziłam się w środku nocy i już nie mogłam zmrużyć oka. – I kolejne długie ziewnięcie.  

- Rozmawiałaś możesz jeszcze z Danielem?

- Nie. I jak na razie nie mam zamiaru, bo jeszcze się z nim pokłócę. – Wzdycham ciężko, bo James wszedł na grząski grunt, nie mam ochoty o tym rozmawiać, a tym bardziej myśleć.

Moje myśli skupiają się na rozwalonej pościeli, którą zostawiłam na łóżku i pod którą najchętniej bym wskoczyła w tym momencie. 


Zaczynają się lekcje, a ja znikam w szkolnej toalecie, bo nie czuję się na siłach, by wysiedzieć chociaż pół minuty w klasie. Może pójdę na drugie zajęcia albo wcale. Po cichu, niezauważona przez nikogo wychodzę z budynku i kieruję się w stronę domu.

Jestem kompletnie rozbita, a moja zdolność skupienia się na czymkolwiek jest znikoma. Wkładam słuchawki do uszu i przez całą drogę towarzyszy mi muzyka, która daję chwilę ukojenia, kiedy słowa piosenek spływają w głąb mojego umysłu. 


Siadam wygodnie w moim ulubionym fotelu i wsłuchuję się w moją aktualnie ulubiona piosenkę. 


Nadchodzi wieczór, więc postanawiam się przejść. Orzeźwiające powietrze smaga moja twarz i szyje. Nogi prowadzą mnie do parku, więc siadam na jednej z ławek i przyglądam się przechodniom. 


Zamykam na chwilę oczy. 


- Czuję się fatalnie. Z dnia na dzień coraz gorzej.

Otwieram gwałtownie oczy, bo nie wiem co się właściwie dzieje. Obok na ławce siedzi Luke i patrzy w gwiazdy.

- Pytałaś jak się czuję.

- Pamiętam, ale mnie zaskoczyłeś. – Nie wiem w którą stronę się patrzeć, w ogóle nie wiem co robić.

- Zawsze mogę sobie pójść. Nie wiem co robisz tak daleko od swojego domu, ale w sumie to mnie to nie interesuje. 


Patrzę jak chłopak bez przerwy bawi się swoim palcami, ciągle je wykręca lub drapie się po grzbiecie dłoni. 


- Lubię tu przychodzić. – Nie rozwijam mojej wypowiedzi nawet o jedno słowo więcej. Czekam, aż Luke zacznie mówić sam z siebie, przecież nie jestem w stanie cały czas zmuszać go do gadania. Poza tym dzisiaj nie mam siły na takie rzeczy i mam nadzieję, że chłopak to zauważy.

- To porozmawiasz ze mną? – Widzę kątem oka, jak zaciekle wpatruje się w moje włosy niezdolny spojrzeć mi w oczy.

- A o czym chciałbyś rozmawiać? – Wiem, że denerwuję go swoim zachowaniem, ale czasami i ja nie mam humoru. A skoro jestem dziewczyną, powinno być to zrozumiałe.

- O wszystkim. Jak ty się dzisiaj czujesz?

Szczerze? To nie spodziewałam się takiego pytania w najśmielszych snach, więc jestem miło zaskoczona, uśmiecham się lekko pod nosem.

- Niezbyt dobrze, ale kogo to interesuje.

- Masz rację, kogo to interesuje. 


Cios prosto w serce, zabolało.  Siedzę na oparciu ławki i próbuję się nie rozglądać. Mając zły humor plus dodatkowo będąc w jeszcze gorszym przez Luke’a, mam wszystkiego dość. Patrzę w niebo zasiane gwiazdami i staram się myśleć o czymś pozytywnym, ale nie udaje się. Słone krople powoli spływają po rozgrzanych policzkach, jedyne na co teraz liczę, to na to, że Luke niczego nie zauważy. 


- Powiedz mi, czemu jesteś takim cholernym dupkiem? – Głos mi drży i już nawet nie chcę tego ukrywać.

- Bo tak mi dobrze. – Odpowiada bez zastanowienia. A ja myślałam, że jest inny, no cóż, człowiek ma prawo do błędu. Nie wiem co ja sobie wyobrażałam, że od tak wszystko się ułoży? Głupia! Że mu pomogę? Nie mogłam bardziej się mylić. Ten chłopak jest prawie tak samo uparty jak ja.

- Wiedziałeś, że tu będę, prawda?

- Tak, raz byłem tutaj z psem i cię widziałem, więc pomyślałem, że znowu tutaj przyjdziesz no i miałem rację. – Wzrusza ramionami. Ta jego obojętność zaczyna mnie denerwować, czasami jest za bardzo wymuszona, naprawdę.

- Rozumiem, a teraz wybacz, ale już pójdę. – Schodzę z ławki.

- Nie.  – Zagradza mi drogę. – Najpierw ze mną porozmawiasz.

- Niby o czym?

- O tym, dlaczego ci tak bardzo zależy? Skoro ci się nie podobam, to dlaczego?

- Widzę, że masz wysoką samoocenę. Chcę pomóc, już ci to mówiłam. – Wzdycham, bo nie mam siły na żadne tłumaczenia.

- Ale co ci to da?

- Wcześniej myślałam, że poczuję się lepiej, ale teraz widzę, że niewiele mi to da. Bo w ogóle nie chcesz ze mną współpracować. – Siadam z powrotem na ławce i przeczesuję włosy palcami.  Luke patrzy na moje dłonie i gorączkowo o czymś rozmyśla.

- A co jeśli chcę pomocy, ale nie umiem tego okazać? – Drapie się po głowie i patrzy na mnie z lekko przechyloną głową robiąc przy tym śmieszną minę, która wywołuję uśmiech na mojej twarzy.

- Dobrze, skoro już to wiem, musimy zrobić krok naprzód. – Przysuwam się do szatyna, podciągam nogi na ławkę, a podbródek opieram na kolanach.

- Naprawdę nie chcesz taki być?

- Powiem to tylko raz i tylko tobie. To nie jestem prawdziwy ja, choć ta część mnie powoli obejmuje nade mną kontrolę. Rozumiesz?

- Aż za dobrze. – Drapię się po łydce i przywołuję straszne wspomnienia, o których nikt nie musi na razie wiedzieć.

- Cieszę się, że mi to powiedziałeś. – Moja głowa robi się coraz cięższa, a ja robię się senna, ale przecież nie mogę zasnąć na ławce w parku.

- I oby nikt się o tym nie dowiedział, bo pogadamy inaczej. – Słyszę nutkę gniewu, ale puszczam to mimo uszu. Odchylam głowę do tyłu i zamykam oczy. Chłodne powietrze smaga moją twarz.

- Ej, obudź się! – Kiedy otwieram oczy, chłopak stoi nade mną i wystraszony patrzy na moją twarz. – Chodź, odprowadzę cię do domu. – Pomaga mi się podnieść i bez większych protestów idę koło chłopaka. Maszerujemy ramię w ramię, ale żadne z nas się nie odzywa. Może to i lepiej. 


**************
W końcu udało mi się to wszystko ogarnąć, cieszycie się? Mam nadzieję, że nie jest za bardzo wymuszony itd. Liczę na jakieś komentarze, jak zawsze, bo jak inaczej mogę stwierdzić, czy się podobało, nijak. Także jestem ciekawa waszych opinii. Mam tez nadzieję, że kolejny dodam trochę szybciej ;)Przy okazji chciałabym zaprosić na mojego nowego bloga, tym razem jest to ff o 5SOS http://mad-world-of-secrets.blogspot.com/ ;))