wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 15.



Myśli zalewają moją głowę przez kolejne pięć minut, kiedy na horyzoncie pojawia się Brooks, który zmierza prosto w moją stronę, ale w ogóle na mnie nie patrzy. Jego wzrok jest skierowany na jakiś obiekt za oknem, odwracam się, by sprawdzić co zwróciło jego uwagę i gdy z powrotem przekręcam głowę, Luke stoi niepokojąco blisko mnie. Oddycha ciężko i jestem w stanie wyczuć, że jest na coś lub kogoś zły.


- Nie powiesz nikomu o poprzedniej sobocie, rozumiesz? – Chce mi grozić, ale nie bardzo mu to wychodzi. Zamiast tego, słyszę jakąś plątaninę słów, które z wielkim trudem układają się w całe zdania.

- A jeśli już komuś powiedziałam? – Chcę sprawdzić jego reakcję, choć wiem, że wiele w tym momencie ryzykuję.

- Nie powiedziałaś. – Unosi jedną brew i zostawia mnie samą. Jestem przytłoczona przed jego pewność siebie. 


Ale tak jak myślałam, nic się nie zmieniło, a jego dobroć wobec mnie była chwilowa. Może to jakiś akt dobroci dla zwierząt, nie wiem. 


No, Annabelle, nie ma na co czekać, musisz to jak najszybciej zmienić. On musi zobaczyć w tobie człowieka równego sobie, a nie tylko dziewczynę, którą może pomiatać, bo mu się dajesz. 


Zeskakuję z parapetu a moje nogi mocno przylegają do podłogi. Odrywam się od niej i biegnę za Luke’iem na tyle szybko na ile pozwala mój stan. Łapię go za łokieć i zatrzymuję chłopaka, choć sprawia mi to wiele trudności. 


- Nie musisz udawać przede mną dupka, wiem, że to tylko gra.

- Tak, ale nie zamierzam tej gry kończyć. – Uśmiecha się głupkowato i puszcza mi oczko, co nie jest w jego aktualnym, a może udawanym stylu. Może po prostu śnię i zaraz obudzę się w łóżku, by zacząć szykować się do szkoły?

- Słuchaj, nie rób takich dziwnych min, bo zaraz się rozmyślę i już nie będę dla ciebie taki miły. – Drapie się po głowie. – W sumie to nawet trochę cię lubię, bo jako jedyna mi się postawiłaś i jak na razie będziesz miała jako taki spokój w tej szkole. – Widzi jak moje kąciki ust unoszą się ku górze i lekko się krzywi. – Za to teraz nie będę miał ani trochę spokoju od ciebie. Mogłabyś mnie z łaski swojej puścić? 


Nie reaguję na jego pytanie, więc z wielką siłą wyrywa swój łokieć z mojej dłoni. Otrząsam się z ogromnego szoku i dalej patrzę na niego z niedowierzaniem. 


Spoglądam w jego orzechowe oczy, które z każdą chwilą robią się ciemniejsze, więc wnioskuję, że zaczyna się denerwować. Odwraca się i opuszcza najwyższe piętro szkoły, gdzie zazwyczaj nikogo nie ma i na pewno będę je częściej odwiedzać. 


Powoli schodzę na sam dół i rozentuzjazmowana szukam swoim przyjaciół. W budynku nie ma po nich śladu, więc skocznym krokiem, o ile w ogóle mogę to tak nazwać, wychodzę na dziedziniec szkoły i zauważam ich na jednej z ławek. Dosiadam się do nich z szerokim uśmiechem. 


- Są postępy. – Odzywam się uradowana, a oni patrzą na mnie jak na zjawę, o której obecności nie zdawali sobie sprawy. 


Wzruszam nieznacznie ramionami i wpatruję się w drzewo za plecami Daniela. Chłopak w ogóle na mnie nie patrzy, więc jest obrażony albo po prostu się wstydzi, chociaż nie wiem czego. 


Rozbrzmiewa głośny dzwonek zwiastujący koniec przerwy, więc zbieramy się z ławki i wracamy całą paczką do szkoły. Potem każdy rozchodzi się w swoją stronę. Idę ramię w ramię z Elizabeth i Danielem. Nikt się nie odzywa i po raz pierwszy od pewnego czasu czuję się z tego powodu niezręcznie. Ze zdenerwowania zaczyna mnie boleć brzuch, co nie jest do mnie podobne, może to nadmiar zróżnicowanych emocji tak na mnie wpływa. 


Jestem tylko człowiekiem i czasami nawet ja czuję się zdezorientowana w niektórych sytuacjach. Wchodząc do klasy zerkam w stronę Beth, która zostawia mnie samą z Danielem. Dlaczego mi to robi? Wznoszę wzrok ku sufitowi w geście niechęci i bezsilności i zajmuję miejsce obok Skipa, bo na moje nieszczęście cała klasa jest obecna i pozostaje tylko jedno wolne miejsce…


Czuję się jakby cały wszechświat był przeciwko mnie tego jakże słonecznego dnia, który irytuje mnie swoim pięknem, kiedy ja zmagam się ze swoimi myślami.

„Luke, Daniel. Daniel, Luke. Elizabeth, na którą jestem wściekła. Daniel, na którego też jestem zła.”


Jedyną osobą, do której nie czuję tego dnia urazy, jest Brooks. Chociaż na niego powinnam być najbardziej zła, biorąc pod uwagę wszystkie krzywdy, które zdążył mi wyrządzić. Powinnam nienawidzić go najbardziej na świecie, ale nie potrafię. Może się nad nim lituję…


Wychodzę pośpiesznie ze szkoły i próbuję jak najszybciej dostać się do domu. 


Czuję się jak uciekinier, staram się być niezauważona przez przyjaciół, bo nie mam siły na konfrontację z żadnym z nich. Ani na jakieś wypady do miasta, kawę, czy jakąkolwiek rozmowę. Mój umysł jest przeciążony i potrzebuje trochę odpoczynku od całego świata.

Idę chodnikiem pełnym uczniów wracających tak jak ja ze szkoły. Mijam kilka dziewczyn, które patrzą na mnie i po chwili zaczynają coś do siebie szeptać. Czyżby sprawa z Luke’iem jeszcze nie ucichła? Wzdycham głośno, żeby mnie usłyszały, a potem przyspieszam kroku, bo czuję, że wszystkie oczy są skierowane na mnie. 


Właśnie w tym momencie koszmar z przeszłości jest idealnie odczuwalny, myślałam, że mam to już dawno za sobą. W jednej chwili chcę zaszyć się w pokoju na co najmniej tydzień i w ogóle nie wyściubiać z niego nosa. Chcę przestać istnieć. Nie mogę pozwolić się temu obezwładnić, nie w tak ważnym momencie mojego życia. 


Przez jakiś czas idę z opuszczoną głową i jedyne co widzę, to swoje buty, które swoją drogą nie wyglądają za dobrze. Przyda im się porządne czyszczenie, ale to nie teraz.

Mogłam się tego spodziewać, bo po kilku minutach wędrówki z opuszczoną głową wpadam na kogoś, kto nie jest z tego w ogóle zadowolony. 


Wystraszona spoglądam na chłopaka, którego właśnie zdeptałam, oczywiście jest nim Luke, bo kto inny. Przez chwilę patrzy na mnie groźnie, ale w ułamku sekundy jego rysy twarzy stają się łagodniejsze, bo zauważa na mojej twarzy niepokój, który zawsze chciał zobaczyć. Mimo wszystko domyśla się, że nie jest to wywołane jego osobą. 


- Czy ty zawsze musisz na mnie wpadać? – Patrzy poirytowany na moje dłonie, jeszcze chwila, a wyłamię sobie wszystkie palce.

- Przepuść mnie, chcę tylko w spokoju wrócić do domu. – Niby nic konkretnego nie stało się tego dnia, ale mój mózg nie pracuje na pełnych obrotach, a moja psychika ponownie płata mi nieznośne figle.

- Oho, a gdzie się podziała twoja determinacja? – Uśmiecha się złośliwie, bo wie, że wywoła to u mnie jeszcze większą złość. Jak ja go nie cierpię!

- Myślisz, że mnie wkurzysz? Dobrze, masz rację. A teraz zejdź mi z tej cholernej drogi. – Robię krok do przodu, ale chłopak ani myśli, żeby mi ustąpić, robię kolejne kroki ku niemu i prawie stykam się z nim nosem. Dalej nie zamierza zmienić swojego położenia, więc bez zastanowienia popycham go do tyłu z dużą siłą. 


Zaskoczony lekko się chwieje i robi kilka kroków do tyłu. Niewiele jednak mi to pomaga, bo dalej zagradza mi drogę „ucieczki”. I znowu powtarzam ten sam schemat, podchodzę do niego jak najbliżej się da i popycham. Nic się nie zmienia. Przy kolejnej próbie, Luke psuje cały cykl. Łapie mnie za nadgarstki, robi to trochę zbyt mocno, bo czuję wszystkie niezagojone rany. 


- Puść mnie. – Wypowiadam to bezbarwnym głosem i zupełnie się poddaje jego uściskowi.

- W ogóle nie przypominasz siebie, gdyby to wszystko miało miejsce wczoraj, nie miałbym spokoju do końca dnia, bo biegałabyś za mną, żeby porozmawiać. A dzisiaj co? Jesteś naprawdę dziwna. – Kręci głową, spogląda na uczennice przechodzące obok nas, które przyglądają się temu wszystkiemu, po chwili jego wzrok znowu skierowany jest na moją twarz. – Aż trudno mi to przyznać, ale dzisiaj to ja będę cię nękać. Musimy pogadać. 


W jednej sekundzie wszystko się zmienia. Jego słowa sprawiają, że zapominam co się dzisiaj zdarzyło i wytrąciło mnie z równowagi. Czekałam na to chyba od samego początku. Na zwykłe „Musimy porozmawiać”. 


Obawiam się jednak, że Luke nie chce rozmawiać o sobie, ale tego za chwilę się dowiem.


- No to rozmawiamy. – Wzruszam ramionami i próbuję udawać obojętną.

- Nie tutaj. – Puszcza jeden z moich nadgarstków, a z drugi ciągnie mnie w jakieś miejsce. 


Po dłuższej wędrówce zauważam dom Brooksów. Luke prowadzi mnie do ogrodu, ból w nadgarstku wzrasta z każdą minutą, ale nie narzekam, bo być może właśnie dzisiaj coś od niego wyciągnę, a raczej sam mi o tym powie, co jest jeszcze lepsze.


- Musisz mi powiedzieć, gdzie cię napadli. – Patrzy na mnie i wyczekuje natychmiastowej odpowiedzi. Wiedziałam, że chodzi o coś innego niż jego samopoczucie. Zawsze mogę udawać, że nic nie pamiętam, ale po co?

- Dlaczego chcesz to wiedzieć? – Jestem zaskoczona, nawet nie staram się tego ukrywać.

- Muszę wyrównać z nimi rachunki. I nie myśl sobie, że to ma coś wspólnego z tobą. Bo nie ma. – Zaczyna się wściekać.

- Nawet nie chcę, żeby chodziło o mnie. Nie chcę znowu zostać napadnięta przez tych psycholi. 


Nie pozostaje mi nic innego, jak opowiedzieć mu wszystko od początku aż do samego końca. Kilka razy dotykam twarzy, gdzie jeszcze znajduje się kilka siniaków. 


- Wiesz już wszystko. Może teraz porozmawiamy o tobie? – Nie zaszkodzi spróbować, prawda?

- Wróciła Annabelle, którą znam. – Westchnął. – Nie dasz mi spokoju, prawda?

- Oczywiście, że nie. – Uśmiecham się, co kosztuje mnie trochę wysiłku i czuję leciutki ból w prawym policzku, ale wszystko jest do zniesienia.

- Jak na dzisiejszy dzień, wiem, że tylko udajesz ten cały gniew, ukrywasz się pod tym. Powiedz mi, jak się teraz czujesz?

- Słucham? – Patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczyma i chyba nie dowierza albo nie dosłyszał.

- Jak się dzisiaj czujesz, Luke? Zwykłe pytanie o twoje samopoczucie.

- Czuję się tak jak zawsze. – Odpowiada oschle. Nie powie mi, jeszcze nie teraz.

- Dobrze, kiedy będziesz gotowy odpowiedzieć na moje pytanie, daj mi znać. A ja tymczasem pójdę do domu.


Opuszczam ciche podwórko za domem Brooksów i tym razem bez problemu trafiam do własnego pokoju. Może powinnam go bardziej przycisnąć?

Chociaż wydaje mi się, że po takim zagraniu sam do mnie przyjdzie i się trochę otworzy. Cieszyłabym się z głupiego „Czuję się dobrze, wszystko w porządku.” Chociaż wszyscy wiedzą, że jest inaczej. 


Wykończona opadam na łóżko i od razu zasypiam. Mam strasznie niespokojny sen, ponieważ co chwilę się budzę. W środku nocy zwlekam się z łóżka i idę do kuchni po szklankę zimnej wody. Przechodząc obok sypialni ojca zauważam uchylone drzwi, więc zaglądam do pomieszczenia. Jest ciemno, ale nie aż tak, żebym nie zdołała dostrzec panującej w pokoju pustki. Ojciec znowu zarywa noc w pracy, co jest równoznaczne z tym, że rano też go nie będzie. Dlaczego znowu mi to robi? Zostawia samą sobie, kiedy wie, że pewnego dnia wszystko we mnie pęknie. Tama, którą budowałam bardzo długo, runie, a smutek zaleje cały mój umysł. Wzdycham ciężko, oddech wydaje się bardzo głośny, ponieważ w domu panuje przerażająca cisza. Schodzę powoli po schodach, napełniam szklankę wodą i udaję się do salonu. Siadam na czarnej kanapie, która niemal zlewa się z mrokiem nocy.

Po omacku odnajduję pilot na stole i włączam telewizor, który pewnie będzie moim jedynym towarzyszem przez bardzo długi okres mieszkania w Australii. Wstaję jeszcze na chwilę po koc leżący na fotelu i owijam się nim jak najszczelniej. Zawinięta w kokon siadam wygodnie na kanapie i oglądam powtórki jakichś durnych programów. 


Czas mija szybko i widzę, jak słońce pojawia się na linii horyzontu. Można powiedzieć, że nie spałam całą noc, a zaraz muszę szykować się do szkoły.

Smutna i zmęczona wstaję z kanapy i powłócząc nogami zmierzam do łazienki. Biorę szybki, orzeźwiający prysznic, ubieram się, maskuję wszystkie pozostałości po spotkaniu z moimi oprawcami. Zajmuje mi to trochę więcej czasu niż zwykle, więc kiedy kończę, nie mam już ani chwili, aby zjeść jakieś śniadanie. 


Biorę torbę i szybko wychodzę z domu. W szkole jestem jak zawsze przed czasem, chociaż była możliwość, że się spóźnię. Siadam na ławce pod klasą i ziewam, codzienny rytuał. Jestem przekonana, że Luke jest już w szkole, więc spoglądam w bok i widzę chłopaka, który bacznie mi się przygląda. Wprawdzie dzisiaj mam go gdzieś, jak wszystko. Czekam tylko na chwilę, kiedy będę mogła iść spać i zapomnieć, że ojca praktycznie w ogóle nie ma w domu, a ja nie mam się do kogo odezwać, kiedy wracam ze szkoły. Znowu doskwiera tęsknota za mamą i starymi czasami, które niestety już nigdy nie wrócą. Ojciec zawsze będzie wracał późno lub w ogóle, mama będzie martwa, a ja z problemami. Znowu zbiera mi się na ziewanie, więc zakrywam usta dłonią. Dosłownie na chwilkę zamykam oczy, a kiedy je otwieram przede mną stoi James i się uśmiecha, jak zawsze. 


- A coś ty taka niewyspana? – Przygląda się uważnie mojej twarzy, a potem uśmiech znowu rozkwita na jego pogodnej twarzy.

- Obudziłam się w środku nocy i już nie mogłam zmrużyć oka. – I kolejne długie ziewnięcie.  

- Rozmawiałaś możesz jeszcze z Danielem?

- Nie. I jak na razie nie mam zamiaru, bo jeszcze się z nim pokłócę. – Wzdycham ciężko, bo James wszedł na grząski grunt, nie mam ochoty o tym rozmawiać, a tym bardziej myśleć.

Moje myśli skupiają się na rozwalonej pościeli, którą zostawiłam na łóżku i pod którą najchętniej bym wskoczyła w tym momencie. 


Zaczynają się lekcje, a ja znikam w szkolnej toalecie, bo nie czuję się na siłach, by wysiedzieć chociaż pół minuty w klasie. Może pójdę na drugie zajęcia albo wcale. Po cichu, niezauważona przez nikogo wychodzę z budynku i kieruję się w stronę domu.

Jestem kompletnie rozbita, a moja zdolność skupienia się na czymkolwiek jest znikoma. Wkładam słuchawki do uszu i przez całą drogę towarzyszy mi muzyka, która daję chwilę ukojenia, kiedy słowa piosenek spływają w głąb mojego umysłu. 


Siadam wygodnie w moim ulubionym fotelu i wsłuchuję się w moją aktualnie ulubiona piosenkę. 


Nadchodzi wieczór, więc postanawiam się przejść. Orzeźwiające powietrze smaga moja twarz i szyje. Nogi prowadzą mnie do parku, więc siadam na jednej z ławek i przyglądam się przechodniom. 


Zamykam na chwilę oczy. 


- Czuję się fatalnie. Z dnia na dzień coraz gorzej.

Otwieram gwałtownie oczy, bo nie wiem co się właściwie dzieje. Obok na ławce siedzi Luke i patrzy w gwiazdy.

- Pytałaś jak się czuję.

- Pamiętam, ale mnie zaskoczyłeś. – Nie wiem w którą stronę się patrzeć, w ogóle nie wiem co robić.

- Zawsze mogę sobie pójść. Nie wiem co robisz tak daleko od swojego domu, ale w sumie to mnie to nie interesuje. 


Patrzę jak chłopak bez przerwy bawi się swoim palcami, ciągle je wykręca lub drapie się po grzbiecie dłoni. 


- Lubię tu przychodzić. – Nie rozwijam mojej wypowiedzi nawet o jedno słowo więcej. Czekam, aż Luke zacznie mówić sam z siebie, przecież nie jestem w stanie cały czas zmuszać go do gadania. Poza tym dzisiaj nie mam siły na takie rzeczy i mam nadzieję, że chłopak to zauważy.

- To porozmawiasz ze mną? – Widzę kątem oka, jak zaciekle wpatruje się w moje włosy niezdolny spojrzeć mi w oczy.

- A o czym chciałbyś rozmawiać? – Wiem, że denerwuję go swoim zachowaniem, ale czasami i ja nie mam humoru. A skoro jestem dziewczyną, powinno być to zrozumiałe.

- O wszystkim. Jak ty się dzisiaj czujesz?

Szczerze? To nie spodziewałam się takiego pytania w najśmielszych snach, więc jestem miło zaskoczona, uśmiecham się lekko pod nosem.

- Niezbyt dobrze, ale kogo to interesuje.

- Masz rację, kogo to interesuje. 


Cios prosto w serce, zabolało.  Siedzę na oparciu ławki i próbuję się nie rozglądać. Mając zły humor plus dodatkowo będąc w jeszcze gorszym przez Luke’a, mam wszystkiego dość. Patrzę w niebo zasiane gwiazdami i staram się myśleć o czymś pozytywnym, ale nie udaje się. Słone krople powoli spływają po rozgrzanych policzkach, jedyne na co teraz liczę, to na to, że Luke niczego nie zauważy. 


- Powiedz mi, czemu jesteś takim cholernym dupkiem? – Głos mi drży i już nawet nie chcę tego ukrywać.

- Bo tak mi dobrze. – Odpowiada bez zastanowienia. A ja myślałam, że jest inny, no cóż, człowiek ma prawo do błędu. Nie wiem co ja sobie wyobrażałam, że od tak wszystko się ułoży? Głupia! Że mu pomogę? Nie mogłam bardziej się mylić. Ten chłopak jest prawie tak samo uparty jak ja.

- Wiedziałeś, że tu będę, prawda?

- Tak, raz byłem tutaj z psem i cię widziałem, więc pomyślałem, że znowu tutaj przyjdziesz no i miałem rację. – Wzrusza ramionami. Ta jego obojętność zaczyna mnie denerwować, czasami jest za bardzo wymuszona, naprawdę.

- Rozumiem, a teraz wybacz, ale już pójdę. – Schodzę z ławki.

- Nie.  – Zagradza mi drogę. – Najpierw ze mną porozmawiasz.

- Niby o czym?

- O tym, dlaczego ci tak bardzo zależy? Skoro ci się nie podobam, to dlaczego?

- Widzę, że masz wysoką samoocenę. Chcę pomóc, już ci to mówiłam. – Wzdycham, bo nie mam siły na żadne tłumaczenia.

- Ale co ci to da?

- Wcześniej myślałam, że poczuję się lepiej, ale teraz widzę, że niewiele mi to da. Bo w ogóle nie chcesz ze mną współpracować. – Siadam z powrotem na ławce i przeczesuję włosy palcami.  Luke patrzy na moje dłonie i gorączkowo o czymś rozmyśla.

- A co jeśli chcę pomocy, ale nie umiem tego okazać? – Drapie się po głowie i patrzy na mnie z lekko przechyloną głową robiąc przy tym śmieszną minę, która wywołuję uśmiech na mojej twarzy.

- Dobrze, skoro już to wiem, musimy zrobić krok naprzód. – Przysuwam się do szatyna, podciągam nogi na ławkę, a podbródek opieram na kolanach.

- Naprawdę nie chcesz taki być?

- Powiem to tylko raz i tylko tobie. To nie jestem prawdziwy ja, choć ta część mnie powoli obejmuje nade mną kontrolę. Rozumiesz?

- Aż za dobrze. – Drapię się po łydce i przywołuję straszne wspomnienia, o których nikt nie musi na razie wiedzieć.

- Cieszę się, że mi to powiedziałeś. – Moja głowa robi się coraz cięższa, a ja robię się senna, ale przecież nie mogę zasnąć na ławce w parku.

- I oby nikt się o tym nie dowiedział, bo pogadamy inaczej. – Słyszę nutkę gniewu, ale puszczam to mimo uszu. Odchylam głowę do tyłu i zamykam oczy. Chłodne powietrze smaga moją twarz.

- Ej, obudź się! – Kiedy otwieram oczy, chłopak stoi nade mną i wystraszony patrzy na moją twarz. – Chodź, odprowadzę cię do domu. – Pomaga mi się podnieść i bez większych protestów idę koło chłopaka. Maszerujemy ramię w ramię, ale żadne z nas się nie odzywa. Może to i lepiej. 


**************
W końcu udało mi się to wszystko ogarnąć, cieszycie się? Mam nadzieję, że nie jest za bardzo wymuszony itd. Liczę na jakieś komentarze, jak zawsze, bo jak inaczej mogę stwierdzić, czy się podobało, nijak. Także jestem ciekawa waszych opinii. Mam tez nadzieję, że kolejny dodam trochę szybciej ;)Przy okazji chciałabym zaprosić na mojego nowego bloga, tym razem jest to ff o 5SOS http://mad-world-of-secrets.blogspot.com/ ;))

2 komentarze:

  1. Super *.* czekam na nn :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Adfgdueiwijndshu *.* no wez oni musza byc razem xx

    OdpowiedzUsuń