Czas mija szybko, od naszej ostatniej rozmowy w parku minęły
już dwa tygodnie i jest o wiele lepiej. Od czasu do czasu Luke podejdzie do
mnie w szkole, by porozmawiać. Cały czas pała do mnie agresją, ale w szkole
próbuje nie stosować na mnie przemocy, bo wie, że mam przyjaciół, którzy zaraz
staną w mojej obronie. Tym bardziej, że Daniel bez przerwy go obserwuje.
Siedzę pod ścianą na korytarzu, z głową opartą o ramię
Daniela i po prostu rozmawiamy. Jak widać wszystko sobie wyjaśniliśmy. Chłopak
cały czas mnie rozśmiesza, więc uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
Po drugiej stronie korytarza zauważam Luke’a, który
przygląda nam się gniewnym wzrokiem, a Skipa najchętniej by zabił. Nie wiem, co
go znowu tak wkurzyło, ale nie musi tej złości wyładowywać na mnie.
Wracam zmęczona do domu i od razu kładę się na kanapie,
włączam telewizor. Mam zamiar spędzić resztę dnia oglądając ulubione programy.
Po jakimś czasie dzwoni mój telefon, ale nie chce mi się wstawać, by odebrać.
Puszczam mimo uszu natarczywy dźwięk dzwonka i próbuję skupić całą swoją uwagę
na telewizorze. Nie udaje się, bo telefon dzwoni bez przerwy, kiedy postanawiam
do niego podejść, przestaje. W takim przypadku siadam z powrotem na kanapę,
nawet nie patrzę, kto tak wytrwale się do mnie dobijał. Może to trochę nie w
porządku, ale dzisiaj lenistwo bierze nade mną górę i nic na to nie poradzę. Może
utnę sobie krótką drzemkę?
Po jakichś trzydziestu minutach słyszę pukanie do drzwi,
tego nie zamierzam zignorować, sama nie wiem czemu. Zwlekam się z kanapy i
podchodzę do drzwi, które szeroko otwieram. Na ganku stoi zziajany Jai, który
wygląda jakby biegł przez całą drogę. Ale co on tutaj robi?
- Coś się stało? – Pytam bez jakiegokolwiek zainteresowania,
chcę po prostu wrócić do poprzedniej czynności i mieć wszystko gdzieś.
- Musisz ze mną iść. – Rozgląda się zdenerwowany.
- Gdzie i po co? – Co się właściwie dzieje? Chyba nigdy nie
widziałam Jai’a w takim stanie.
- Do mnie do domu, z Luke’iem nie jest najlepiej. Zamknął
się w pokoju i chyba przewraca go do góry nogami. Nie słucha mnie ani Beau, a
naszej mamy jeszcze nie ma, jesteś ostatnią deską ratunku.
- Dlaczego myślisz, że posłucha właśnie mnie? – Tak szybko
jak chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem myśl ta rozpływa się w powietrzu,
jedyne czego teraz chcę, to jak najszybciej ubrać buty i pobiec do domu
Brooksów.
- Mam taką nadzieję. – Przejeżdża dłonią po włosach i patrzy
na mnie błagalnym wzrokiem, przecież nie mogę go tak teraz zostawić.
Zamykam chłopakowi drzwi przed nosem, ubieram buty, na
ramiona narzucam jakiś sweterek i wychodzę z domu po czym zamykam drzwi na
klucz. Podążam za Jai’em nie wierząc, że Luke może mnie posłuchać, ale nie
zaszkodzi spróbować. Kiedy docieramy na miejsce, Beau stoi po drzwiami pokoju
Luke’a. Słyszę trzaski i huki, tak jakby meble latały w powietrzu.
- Powodzenia. – Najstarszy z braci macha ręką i wychodzi
wściekły z domu.
- Nie przejmuj się nim, próbował, ale Luke nawet go nie
wysłuchał. Zostawię cię samą, jakby coś się działo, od razu mnie wołaj.
Kiwam twierdząco głową i przykładam ucho do drzwi. Chłopak w
ogóle się nie uspokoił i najwidoczniej nie ma zamiaru.
- Luke, to ja, Annabelle, porozmawiajmy. – Nic, żadnej
reakcji. W końcu siadam opierając się o ścianę koło drzwi i cierpliwie czekam.
- Nie myśl, że sobie pójdę, będę tutaj siedzieć, aż mi nie
otworzysz.
Mija godzina, dwie, a on nadal nic. Zaczyna mi burczeć w
brzuchu i kiedy siedzę tam już trzecią godzinę, pojawia się Jai niosący dla
mnie jedzenie i picie.
- Pomyślałem, że ci się przyda. – Podaje mi tackę z
posiłkiem.
- Jesteś najlepszy, dziękuję! – Zjadam szybko całą zawartość
talerza i nadal czekam na jakąś reakcję ze stronu Luke’a.
- Luke, proszę, porozmawiajmy. Wszyscy się o ciebie martwią.
– Nie wiem, czy to polepszy czy pogorszy sprawę, ale naprawdę zaczynam się
przejmować. Może nie znam go zbyt długo,
ale podczas tych wszystkich sytuacji, kiedy byłam w jego pobliżu, nigdy aż tak
źle nie było. Oczywiście wyładowywał swoją złość, ale to, to już coś więcej.
Ciekawa jestem, co go tak zdenerwowało. Nie chcę szukać plusów w tej sytuacji,
bo nie powinno ich być, ale zawsze lepsze to niż wyżywałby się na jakiejś
osobie.
Po jakichś piętnastu minutach, a może dziesięciu, nie wiem,
czas płynie innym torem odkąd siedzę pod drzwiami pokoju Luke’a, ale to
nieważne, bo słyszę jak w zamku przekręca się klucz i drzwi lekko się uchylają.
Wstaje szybko na równe nogi i staję twarzą w twarz z Brooksem.
- Wpuścisz mnie? – Nie naciskam na niego, daję mu wybór.
Albo mnie wyrzuci albo wpuści. Wszystko zależy wyłącznie od niego.
Nie odzywa się słowem, łapie mnie za ramię i wciąga do
swojego pokoju, a potem z powrotem zamyka drzwi na klucz. Pomieszczenie to
istne pobojowisko, meble poprzewracane, łóżko do góry nogami. Na podłodze widzę
kilka książek, które aż się proszą by je podnieść. Schylam się po jedną z nich,
ale Luke mnie zatrzymuje łapiąc za ramię.
- Zostaw. – Wzdycha ciężko i siada na przewróconym łóżku. –
Porozmawiam, jeśli tak bardzo tego chcesz.
Odwracam się w jego stronę.
- Tu nie chodzi o to, czego ja chcę. Najważniejsza jest
twoja wola. Nie rób tego na siłę, bo to całkowicie bezsensowne. Nie będę cię do
niczego zmuszać, przynajmniej dzisiaj…
- Chcę porozmawiać. – Mówi to tak cicho, że ledwo docierają
do mnie te dwa, jakże piękne słowa.
Siadam koło chłopaka, dostatecznie daleko od niego i czekam
na cokolwiek.
- Mam problemy, ale pewnie już to zauważyłaś. – Rozgląda się
po zmasakrowanym pokoju i zastanawia się co powiedzieć dalej. – To nie jest
łatwe. Czasami sobie z tym wszystkim nie radzę. – Ponownie rozgląda się po
pomieszczeniu. – Tak, jak dzisiaj.
- Co cię tak wkurzyło, żeby wyżyć się na swoim pokoju? –
Patrzę na jego zbolałą minę.
- Zobaczyłem kogoś i po prostu we mnie zawrzało.
- No cóż, najważniejsze, że nie zrobiłeś nic tamtej osobie.
– Chcę się do niego przysunąć, ale jakaś siła mnie powstrzymuje.
- Idź już. – Zakrywa oczy dłońmi i próbuje ponownie nie
wybuchnąć gniewem.
- Nie. – Staram się być jak najbardziej stanowcza. Może
popełniam właśnie największy błąd w moim życiu, ale nie chcę się poddawać.
- Ja cię nie proszę, ja ci każę. – Luke w mgnieniu oka
pojawia się obok mnie z zaciśniętą pięścią wystawioną przed moją twarzą.
Przełykam głośno ślinę, ale nie przestaję na niego patrzeć.
Nie mogę na to pozwolić, nie mogę się go bać. Ale kto by się nie bał w takiej
sytuacji?
Chłopak rozprostowuje dłoń i już chcę odetchnąć z ulgą,
kiedy dostaję w policzek z otwartej dłoni. Głowa automatycznie przekręca mi się
na bok, a oczy zachodzą łzami od bólu. Nie odzywam się, nie patrzę na niego,
chcę zniknąć, natychmiast.
Pierwszy raz naprawdę mnie uderzył i nie wiem co z tym
fantem począć. Nie mam okazji nic powiedzieć, bo Luke łapie mnie za sweter i
siłą wyrzuca z pokoju, przed którym czeka zaniepokojony Jai, lecz po chwili
zaczyna krzyczeć na brata.
Chłopak w czarnej skórze nic sobie z tego nie robi i
zatrzaskuje mu drzwi przed nosem. Stoję przy poręczy schodów i ani myślę
odwracać się do Jai’a, ale jest to nieuniknione. Przecież nie może zobaczyć
teraz mojej twarzy.
Staram się z całych sił, ale nie daję rady tego ukryć. To
niewykonalne, kiedy wypytuje cię jeden z Brooksów. Po krótkiej kłótni z Jai’em
wracam do domu.
Czuję się nieswojo w tej sytuacji, chyba nigdy do końca nie
wierzyłam, że Luke będzie w stanie mnie uderzyć. Oczywiście, bałam się, że
kiedyś coś takiego może się wydarzyć, ale chyba nigdy do końca w to nie
wierzyłam i proszę, spełniło się.
Przeraża mnie fakt, że to może nie być jedyny raz i musze
być ostrożniejsza, kiedy będę przebywać w towarzystwie chłopaka. Jakby nie
patrząc, nie zniechęcił mnie, jeszcze bardziej chcę mu pomóc, bo widzę, że
chłopak chce się otworzyć, ale nie zawsze mu to wychodzi. Gdyby tylko znowu
porozmawiał ze mną tak jak tamtej nocy w parku. Byłoby spokojniej, obeszłoby
się bez bólu i strachu przed kolejnym spotkaniem.
Mimo wszystko, tak szybko go sobie nie odpuszczę, nie ma takiej
opcji.
Idę do łazienki, by spojrzeć w jakim stanie jest moja twarz.
Zaczerwieniony policzek, trochę obolały rzecz jasna, ale myślę, że kilka dni i
nie będzie śladu po tym co zaszło kilkadziesiąt minut temu.
Kładę się roztrzęsiona na łóżko i po prostu myślę. Iść jutro
do szkoły czy nie? Pokazać się tak znajomym, czy może ukrywać się przez kilka
dni w domu? W sumie nic to nie da, bo coś wyczują i przyjdą zapytać co mi jest.
Muszę tam iść i się z nimi zmierzyć, poradzić sobie z ich „a nie mówiliśmy?”,
muszę to przezwyciężyć, bo inaczej dam za wygraną, a tego nie chcę, wręcz nie
mogę tego zrobić.
Biorę szybki prysznic, ubieram piżamę i wskakuję do łóżka. Z
szafki nocnej biorę książkę i próbuję zapomnieć o wszystkim choć na krótką
chwilę.
Budzę się z otwartą książką na brzuchu, na szczęście nie
zaspałam, więc zwlekam się z łóżka i ziewam przeciągle.
Ubieram się w pierwsze lepsze ciuchy, które znajduję w
szafie i schodzę na dół zjeść jakieś śniadanie. Wybieram jabłko, kiedy gryzę
prawą stroną odczuwam straszny ból. Myślałam, że będzie trochę mniej boleć, ale
jak zawsze się przeliczyłam, taki już mój los. Podchodzę do lusterka stojącego
w przedpokoju i przyglądam się mojej lekko napuchniętej twarzy. Nie jest
najlepiej, ale tak boli, że nie dam rady się pomalować. Ewentualnie trochę
postraszę ludzi.
W drodze do szkoły mam nadzieję, że nie spotkam nikogo
znajomego i nie będę musiała się z nim konfrontować zanim nie będzie to czystą
koniecznością.
Wchodzę na dziedziniec szkoły z opuszczoną głową, bo wszędzie
są jakieś grupki uczniów, a nie chcę na nowo stać się sensacją szkoły, chociaż
pewnie w dalszym ciągu nie przestałam nią być. Jak na razie nie chcę podsycać
tych wszystkich plotkar i plotkarzy. Jeszcze przez chwile chcę mieć odrobinę
spokoju, zanim spotkam się twarzą w twarz z moimi znajomymi. Przed nimi nie
będę w stanie tego ukryć, wprawdzie nie chcę tego chować, niech zobaczą jak
jest i niech wiedzą, że wcale nie jest mi głupio z tego powodu. Komu jak komu,
ale mnie nie powinno być.
Patrzę na „moją” ławkę i widzę, że moi przyjaciele już tam
są. Zbieram się w sobie, biorę głęboki wdech i idę w ich stronę.
- Cześć wam. – Uśmiecham się jak gdyby nigdy nic. Kiedy
dostrzegają moją poturbowaną twarz, że tak powiem, miny im rzedną. Daniel robi
się cały czerwony ze złości, a Elizabeth wstaje i przygląda się mojemu policzkowi, jakby to
było miniaturowe miejsce zbrodni i doszukiwała się jakiś odcisków butów, czy
czegoś innego.
- Luke ci to zrobił. – Wskazuje palcem na obolałe miejsce. –
Ostrzegałam cię przed nim, wszyscy cię ostrzegaliśmy, a ty nas nie posłuchałaś
i teraz masz za swoje. – Wzdycha ciężko i mocno mnie przytula. – Nie martw się,
już my się z nim policzymy, nie zostawimy tak tego. Nikt nie będzie krzywdził
naszej przyjaciółki.
- Słucham? Co zrobicie? Macie zostawić go w spokoju. – Beth
odsuwa się ode mnie i patrzy, jakbym powiedziała coś naprawdę głupiego. Może i
brzmiało to niemądrze, ale taka jest prawda, nie chcę, żeby cokolwiek mu
zrobili, bo to tylko pogorszy sprawę. – To mój problem, nie wasz, oczywiście
doceniam to, co dla nie robicie, ale proszę, nie wtrącajcie się pomiędzy mnie a
Luke’a. Dam sobie z nim radę. – Daniel chce coś powiedzieć, ale zanim do tego
dochodzi, wyprzedzam jego pytanie odpowiedzią. – Wiem, że to może się
powtórzyć, ale nie wiecie jak jest, wiele się zmieniło. Luke więcej ze mną
rozmawia, a to… – Pokazuję na zaczerwieniony policzek. – To tylko mała
przeszkoda, nic więcej, wszystko da się pokonać i ja w to wierzę.
Przez dłuższy czas nikt się nie odzywa, co sprawia, że czuję
się naprawdę nieswojo, jakbym stała pośród całkowicie obcych ludzi. Jedyna
osoba, która jeszcze o tym nie wiedziała to Ariana, chociaż mogę się mylić, nie
wiem, czy Jai już z nią rozmawiał, pewnie tak.
- Dobrze, zrobisz jak będziesz chciała, ale nie obiecujemy
ci, że nas nie poniesie, kiedy zobaczymy tego sukinsyna, który śmiał cię
uderzyć… - Nie spodziewałam się takich słów po Jamesie, prędzej po Danielu, ale
nie po nim.
Luke ma przechlapane u moich przyjaciół, ale wiem, że uda mi
się to zmienić i w końcu wszyscy zobaczą jaki jest naprawdę. Kiedy o tym myślę,
drugi policzek zaczyna mnie swędzieć, jakby szykował się na kolejny cios
wymierzony przez Brooska. Nie ukrywam, że się tego spodziewam, bo z pewnością
to nieuniknione i będę na to gotowa, muszę być. Jeśli w pewnym momencie się
załamie, wszystko pójdzie na marne. Muszę choć na chwilę zapomnieć o sobie, nie
mogę się przejmować, nie mogę ponownie zatracać się w złych nawykach, w
problemach, które otaczały mnie przez większość życia bez mamy. Mogę liczyć
tylko na tatę, którego i tak za często nie widuję, więc teoretycznie nie mam
nikogo, do kogo mogłabym się zwrócić w środku nocy. A może mam? Co z Jamesem,
Danielem i dziewczynami? Na nich mogę liczyć i właśnie dzisiaj mi to pokazali.
Niestety nie mogę skorzystać z takiej pomocy, bo nie będzie to dla mnie
korzystne rozwiązanie.
Wchodzę do klasy i próbuję nie zwracać uwagi na
zaniepokojonych przyjaciół, wiem, że się o mnie martwią, ale muszą mi zaufać,
właśnie teraz.
Lekcja jest jak zawsze nudna, więc kiedy wychodzę z klasy
mam nadzieję, że spotkam gdzieś Luke’a, może to niedorzeczne, ale takie są
realia. Być może nie jestem do końca normalna.
Niestety nie znajduję nigdzie chłopaka, który bez względu na
pogodę, zawsze chodzi w czarnej, skórzanej kurtce. Zauważam za to jego brata,
który od razu do mnie podchodzi.
- Annabelle, tak mi przykro. Nie pomyślałem, że może ci coś
takiego zrobić. – Chłopak jest strasznie zawstydzony, niepotrzebnie. Nie on
powinien być, nie wiem dlaczego bierze całą winę na siebie, chciał tylko pomóc
bratu. Poza tym, sama się w to wpakowałam i sama się z tego wydostanę.
- Niepotrzebnie, spodziewałam się, że kiedyś do tego
dojdzie, ale nie do końca w to wierzyłam, więc teraz mam. – Próbuję się uśmiechnąć,
ale ból zniekształca mój uśmiech w grymas. – Uprzedź Luke’a, że niedługo znowu
zacznę go gnębić, niech tylko moja twarz wróci do normalnego stanu.
- Jak wrócę do domu, na pewno mu to przekażę. Nie chciał
przyjść do szkoły, chyba oboje wiemy dlaczego… – Patrzy na mnie wyczekująco,
jakby chciał, żebym dokończyła jego zdanie.
- Naprawdę? Dlaczego? – Nie mam zielonego pojęcia o powodzie
jego nieobecności, na pewno nie jestem nim ja, przecież zbuntowanego Brooksa
nie obchodzi nikt poza nim.
- Według mnie, Luke nie chce zobaczyć co ci zrobił, dlatego
się dzisiaj nie pojawił i pewnie nie zobaczymy go tutaj do końca tygodnia.
- To tylko dwa dni. – Wzruszam ramionami. – Przynajmniej na
korytarzach będzie spokój, a ja nie będę obiektem rozmów całej szkoły, ale nie,
czekaj. Jestem, cały czas będę, i to chyba jedyna rzecz, która mi przeszkadza.
- Jesteś dziwna, naprawdę, ale wiem, że chcesz dobrze. Tylko
proszę, nie zapominaj kogo dobro jest najważniejsze. Jeżeli zrobi to jeszcze
raz, potem kolejny, w końcu się zapomni i zrobi ci większą krzywdę, a wtedy nie
będę patrzył, że to mój brat, poza tym twoi przyjaciele też mu tego nie
zapomną. – Kiedy to mówił, słyszałam gniew w jego głosie i wiem, że byłby
zdolny rzucić się na Luke’a w każdej chwili, jeżeli byłoby to koniecznie.
A ja? Ja pewnie stanęłabym w jego obronie, bo chyba jestem
najgłupszą osobą na świecie. Tak bardzo chcę pomóc jakiemuś chłopakowi, że
zapominam o własnym bezpieczeństwie. Narażam zdrowie by ten dupek mógł w końcu
poczuć się jak normalny człowiek. Czy to nie jest wystarczające? Nawet nie
wiem, dlaczego aż tak bardzo się poświęcam. Na pewno nie robię tego
bezinteresownie, na pewno jest jakieś drugie dno, z którego nie zdaję sobie
sprawy, a kto jak nie ja, powinien o tym wiedzieć. Ale niedługo do tego dojdę,
jedynym pomysłem jaki mam, to ten, że zapominam o swoich problemach, kiedy
jestem pogrążona w rozgryzaniu Brooska. I może ból, który czuję przez niego
jest o wiele lepszy niż ten, który miałabym sobie sama wyrządzić. Nie wiem,
czasami się zastanawiam, czy jestem zdrowa na umyśle. Może na dniach powinna
wybrać się do psychiatry czy coś….
************
Cześć wszystkim, w końcu znalazłam czas, by napisać, a raczej dokończyć ten rozdział. Pomińmy fakt, że jakoś przez tydzień nie było mnie w ogóle w domu, ale to nieważne. Mam nadzieję, że pojawią się jakieś komentarze. Nie ukrywam, że są dla mnie ważne... I tak sobie myślę, że jeśli nie będzie chociaż 4, nowego rozdziału także za szybko nie będzie. Bo ja się staram, a nie mam zielonego pojęcia o waszej opinii, czy się podobało czy nie. To naprawdę dla mnie ważne, poza tym komentarze strasznie mnie motywują ;) No to do następnego.
Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest świetne! Proszę pisz dalej :))
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie! Przeczytałam dziś wszystko. Jest 23:04, a ja właśnie skończyłam :) Zajęło mi to pół dnia, ale było warto. Co chwila coś mnie zaskakiwało, co jest wielkim plusem. Prawdziwy pisarz musi umieć zaskoczyć czytelnika. Masz bardzo dobry styl pisania, dzięki czemu historia wciąga. Czyta się lekko i bardzo szybko, przez co ciągle chcę więcej! Mam więc nadzieję, że szybko dodasz następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam xox
Kocham to ff! Rozdział jest genialny!! Nie mogę się doczekać kolejnego! Ily ❤
OdpowiedzUsuńCudo! czekam na nn
OdpowiedzUsuńJebany dupek, ale i tak go kocham :3 xx
OdpowiedzUsuń