poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 16.



Czas mija szybko, od naszej ostatniej rozmowy w parku minęły już dwa tygodnie i jest o wiele lepiej. Od czasu do czasu Luke podejdzie do mnie w szkole, by porozmawiać. Cały czas pała do mnie agresją, ale w szkole próbuje nie stosować na mnie przemocy, bo wie, że mam przyjaciół, którzy zaraz staną w mojej obronie. Tym bardziej, że Daniel bez przerwy go obserwuje. 

Siedzę pod ścianą na korytarzu, z głową opartą o ramię Daniela i po prostu rozmawiamy. Jak widać wszystko sobie wyjaśniliśmy. Chłopak cały czas mnie rozśmiesza, więc uśmiech nie schodzi mi z twarzy. 

Po drugiej stronie korytarza zauważam Luke’a, który przygląda nam się gniewnym wzrokiem, a Skipa najchętniej by zabił. Nie wiem, co go znowu tak wkurzyło, ale nie musi tej złości wyładowywać na mnie. 

Wracam zmęczona do domu i od razu kładę się na kanapie, włączam telewizor. Mam zamiar spędzić resztę dnia oglądając ulubione programy. Po jakimś czasie dzwoni mój telefon, ale nie chce mi się wstawać, by odebrać. Puszczam mimo uszu natarczywy dźwięk dzwonka i próbuję skupić całą swoją uwagę na telewizorze. Nie udaje się, bo telefon dzwoni bez przerwy, kiedy postanawiam do niego podejść, przestaje. W takim przypadku siadam z powrotem na kanapę, nawet nie patrzę, kto tak wytrwale się do mnie dobijał. Może to trochę nie w porządku, ale dzisiaj lenistwo bierze nade mną górę i nic na to nie poradzę. Może utnę sobie krótką drzemkę? 

Po jakichś trzydziestu minutach słyszę pukanie do drzwi, tego nie zamierzam zignorować, sama nie wiem czemu. Zwlekam się z kanapy i podchodzę do drzwi, które szeroko otwieram. Na ganku stoi zziajany Jai, który wygląda jakby biegł przez całą drogę. Ale co on tutaj robi? 

- Coś się stało? – Pytam bez jakiegokolwiek zainteresowania, chcę po prostu wrócić do poprzedniej czynności i mieć wszystko gdzieś.
- Musisz ze mną iść. – Rozgląda się zdenerwowany.
- Gdzie i po co? – Co się właściwie dzieje? Chyba nigdy nie widziałam Jai’a w takim stanie.
- Do mnie do domu, z Luke’iem nie jest najlepiej. Zamknął się w pokoju i chyba przewraca go do góry nogami. Nie słucha mnie ani Beau, a naszej mamy jeszcze nie ma, jesteś ostatnią deską ratunku.
- Dlaczego myślisz, że posłucha właśnie mnie? – Tak szybko jak chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem myśl ta rozpływa się w powietrzu, jedyne czego teraz chcę, to jak najszybciej ubrać buty i pobiec do domu Brooksów.
- Mam taką nadzieję. – Przejeżdża dłonią po włosach i patrzy na mnie błagalnym wzrokiem, przecież nie mogę go tak teraz zostawić. 

Zamykam chłopakowi drzwi przed nosem, ubieram buty, na ramiona narzucam jakiś sweterek i wychodzę z domu po czym zamykam drzwi na klucz. Podążam za Jai’em nie wierząc, że Luke może mnie posłuchać, ale nie zaszkodzi spróbować. Kiedy docieramy na miejsce, Beau stoi po drzwiami pokoju Luke’a. Słyszę trzaski i huki, tak jakby meble latały w powietrzu. 

- Powodzenia. – Najstarszy z braci macha ręką i wychodzi wściekły z domu.
- Nie przejmuj się nim, próbował, ale Luke nawet go nie wysłuchał. Zostawię cię samą, jakby coś się działo, od razu mnie wołaj. 

Kiwam twierdząco głową i przykładam ucho do drzwi. Chłopak w ogóle się nie uspokoił i najwidoczniej nie ma zamiaru. 

- Luke, to ja, Annabelle, porozmawiajmy. – Nic, żadnej reakcji. W końcu siadam opierając się o ścianę koło drzwi i cierpliwie czekam.
- Nie myśl, że sobie pójdę, będę tutaj siedzieć, aż mi nie otworzysz.

Mija godzina, dwie, a on nadal nic. Zaczyna mi burczeć w brzuchu i kiedy siedzę tam już trzecią godzinę, pojawia się Jai niosący dla mnie jedzenie i picie. 

- Pomyślałem, że ci się przyda. – Podaje mi tackę z posiłkiem.
- Jesteś najlepszy, dziękuję! – Zjadam szybko całą zawartość talerza i nadal czekam na jakąś reakcję ze stronu Luke’a.
- Luke, proszę, porozmawiajmy. Wszyscy się o ciebie martwią. – Nie wiem, czy to polepszy czy pogorszy sprawę, ale naprawdę zaczynam się przejmować.  Może nie znam go zbyt długo, ale podczas tych wszystkich sytuacji, kiedy byłam w jego pobliżu, nigdy aż tak źle nie było. Oczywiście wyładowywał swoją złość, ale to, to już coś więcej. Ciekawa jestem, co go tak zdenerwowało. Nie chcę szukać plusów w tej sytuacji, bo nie powinno ich być, ale zawsze lepsze to niż wyżywałby się na jakiejś osobie. 

Po jakichś piętnastu minutach, a może dziesięciu, nie wiem, czas płynie innym torem odkąd siedzę pod drzwiami pokoju Luke’a, ale to nieważne, bo słyszę jak w zamku przekręca się klucz i drzwi lekko się uchylają. Wstaje szybko na równe nogi i staję twarzą w twarz z Brooksem. 

- Wpuścisz mnie? – Nie naciskam na niego, daję mu wybór. Albo mnie wyrzuci albo wpuści. Wszystko zależy wyłącznie od niego. 

Nie odzywa się słowem, łapie mnie za ramię i wciąga do swojego pokoju, a potem z powrotem zamyka drzwi na klucz. Pomieszczenie to istne pobojowisko, meble poprzewracane, łóżko do góry nogami. Na podłodze widzę kilka książek, które aż się proszą by je podnieść. Schylam się po jedną z nich, ale Luke mnie zatrzymuje łapiąc za ramię. 

- Zostaw. – Wzdycha ciężko i siada na przewróconym łóżku. – Porozmawiam, jeśli tak bardzo tego chcesz. 

Odwracam się w jego stronę. 

- Tu nie chodzi o to, czego ja chcę. Najważniejsza jest twoja wola. Nie rób tego na siłę, bo to całkowicie bezsensowne. Nie będę cię do niczego zmuszać, przynajmniej dzisiaj…
- Chcę porozmawiać. – Mówi to tak cicho, że ledwo docierają do mnie te dwa, jakże piękne słowa.
Siadam koło chłopaka, dostatecznie daleko od niego i czekam na cokolwiek.
- Mam problemy, ale pewnie już to zauważyłaś. – Rozgląda się po zmasakrowanym pokoju i zastanawia się co powiedzieć dalej. – To nie jest łatwe. Czasami sobie z tym wszystkim nie radzę. – Ponownie rozgląda się po pomieszczeniu. – Tak, jak dzisiaj.
- Co cię tak wkurzyło, żeby wyżyć się na swoim pokoju? – Patrzę na jego zbolałą minę.
- Zobaczyłem kogoś i po prostu we mnie zawrzało.
- No cóż, najważniejsze, że nie zrobiłeś nic tamtej osobie. – Chcę się do niego przysunąć, ale jakaś siła mnie powstrzymuje.
- Idź już. – Zakrywa oczy dłońmi i próbuje ponownie nie wybuchnąć gniewem.
- Nie. – Staram się być jak najbardziej stanowcza. Może popełniam właśnie największy błąd w moim życiu, ale nie chcę się poddawać.
- Ja cię nie proszę, ja ci każę. – Luke w mgnieniu oka pojawia się obok mnie z zaciśniętą pięścią wystawioną przed moją twarzą. 

Przełykam głośno ślinę, ale nie przestaję na niego patrzeć. Nie mogę na to pozwolić, nie mogę się go bać. Ale kto by się nie bał w takiej sytuacji? 

Chłopak rozprostowuje dłoń i już chcę odetchnąć z ulgą, kiedy dostaję w policzek z otwartej dłoni. Głowa automatycznie przekręca mi się na bok, a oczy zachodzą łzami od bólu. Nie odzywam się, nie patrzę na niego, chcę zniknąć, natychmiast. 

Pierwszy raz naprawdę mnie uderzył i nie wiem co z tym fantem począć. Nie mam okazji nic powiedzieć, bo Luke łapie mnie za sweter i siłą wyrzuca z pokoju, przed którym czeka zaniepokojony Jai, lecz po chwili zaczyna krzyczeć na brata. 

Chłopak w czarnej skórze nic sobie z tego nie robi i zatrzaskuje mu drzwi przed nosem. Stoję przy poręczy schodów i ani myślę odwracać się do Jai’a, ale jest to nieuniknione. Przecież nie może zobaczyć teraz mojej twarzy. 

Staram się z całych sił, ale nie daję rady tego ukryć. To niewykonalne, kiedy wypytuje cię jeden z Brooksów. Po krótkiej kłótni z Jai’em wracam do domu. 

Czuję się nieswojo w tej sytuacji, chyba nigdy do końca nie wierzyłam, że Luke będzie w stanie mnie uderzyć. Oczywiście, bałam się, że kiedyś coś takiego może się wydarzyć, ale chyba nigdy do końca w to nie wierzyłam i proszę, spełniło się. 

Przeraża mnie fakt, że to może nie być jedyny raz i musze być ostrożniejsza, kiedy będę przebywać w towarzystwie chłopaka. Jakby nie patrząc, nie zniechęcił mnie, jeszcze bardziej chcę mu pomóc, bo widzę, że chłopak chce się otworzyć, ale nie zawsze mu to wychodzi. Gdyby tylko znowu porozmawiał ze mną tak jak tamtej nocy w parku. Byłoby spokojniej, obeszłoby się bez bólu i strachu przed kolejnym spotkaniem. 

Mimo wszystko, tak szybko go sobie nie odpuszczę, nie ma takiej opcji. 

Idę do łazienki, by spojrzeć w jakim stanie jest moja twarz. Zaczerwieniony policzek, trochę obolały rzecz jasna, ale myślę, że kilka dni i nie będzie śladu po tym co zaszło kilkadziesiąt minut temu. 

Kładę się roztrzęsiona na łóżko i po prostu myślę. Iść jutro do szkoły czy nie? Pokazać się tak znajomym, czy może ukrywać się przez kilka dni w domu? W sumie nic to nie da, bo coś wyczują i przyjdą zapytać co mi jest. Muszę tam iść i się z nimi zmierzyć, poradzić sobie z ich „a nie mówiliśmy?”, muszę to przezwyciężyć, bo inaczej dam za wygraną, a tego nie chcę, wręcz nie mogę tego zrobić. 

Biorę szybki prysznic, ubieram piżamę i wskakuję do łóżka. Z szafki nocnej biorę książkę i próbuję zapomnieć o wszystkim choć na krótką chwilę.
Budzę się z otwartą książką na brzuchu, na szczęście nie zaspałam, więc zwlekam się z łóżka i ziewam przeciągle. 

Ubieram się w pierwsze lepsze ciuchy, które znajduję w szafie i schodzę na dół zjeść jakieś śniadanie. Wybieram jabłko, kiedy gryzę prawą stroną odczuwam straszny ból. Myślałam, że będzie trochę mniej boleć, ale jak zawsze się przeliczyłam, taki już mój los. Podchodzę do lusterka stojącego w przedpokoju i przyglądam się mojej lekko napuchniętej twarzy. Nie jest najlepiej, ale tak boli, że nie dam rady się pomalować. Ewentualnie trochę postraszę ludzi.
W drodze do szkoły mam nadzieję, że nie spotkam nikogo znajomego i nie będę musiała się z nim konfrontować zanim nie będzie to czystą koniecznością. 

Wchodzę na dziedziniec szkoły z opuszczoną głową, bo wszędzie są jakieś grupki uczniów, a nie chcę na nowo stać się sensacją szkoły, chociaż pewnie w dalszym ciągu nie przestałam nią być. Jak na razie nie chcę podsycać tych wszystkich plotkar i plotkarzy. Jeszcze przez chwile chcę mieć odrobinę spokoju, zanim spotkam się twarzą w twarz z moimi znajomymi. Przed nimi nie będę w stanie tego ukryć, wprawdzie nie chcę tego chować, niech zobaczą jak jest i niech wiedzą, że wcale nie jest mi głupio z tego powodu. Komu jak komu, ale mnie nie powinno być. 

Patrzę na „moją” ławkę i widzę, że moi przyjaciele już tam są. Zbieram się w sobie, biorę głęboki wdech i idę w ich stronę. 

- Cześć wam. – Uśmiecham się jak gdyby nigdy nic. Kiedy dostrzegają moją poturbowaną twarz, że tak powiem, miny im rzedną. Daniel robi się cały czerwony ze złości, a Elizabeth wstaje i  przygląda się mojemu policzkowi, jakby to było miniaturowe miejsce zbrodni i doszukiwała się jakiś odcisków butów, czy czegoś innego.
- Luke ci to zrobił. – Wskazuje palcem na obolałe miejsce. – Ostrzegałam cię przed nim, wszyscy cię ostrzegaliśmy, a ty nas nie posłuchałaś i teraz masz za swoje. – Wzdycha ciężko i mocno mnie przytula. – Nie martw się, już my się z nim policzymy, nie zostawimy tak tego. Nikt nie będzie krzywdził naszej przyjaciółki.
- Słucham? Co zrobicie? Macie zostawić go w spokoju. – Beth odsuwa się ode mnie i patrzy, jakbym powiedziała coś naprawdę głupiego. Może i brzmiało to niemądrze, ale taka jest prawda, nie chcę, żeby cokolwiek mu zrobili, bo to tylko pogorszy sprawę. – To mój problem, nie wasz, oczywiście doceniam to, co dla nie robicie, ale proszę, nie wtrącajcie się pomiędzy mnie a Luke’a. Dam sobie z nim radę. – Daniel chce coś powiedzieć, ale zanim do tego dochodzi, wyprzedzam jego pytanie odpowiedzią. – Wiem, że to może się powtórzyć, ale nie wiecie jak jest, wiele się zmieniło. Luke więcej ze mną rozmawia, a to… – Pokazuję na zaczerwieniony policzek. – To tylko mała przeszkoda, nic więcej, wszystko da się pokonać i ja w to wierzę. 

Przez dłuższy czas nikt się nie odzywa, co sprawia, że czuję się naprawdę nieswojo, jakbym stała pośród całkowicie obcych ludzi. Jedyna osoba, która jeszcze o tym nie wiedziała to Ariana, chociaż mogę się mylić, nie wiem, czy Jai już z nią rozmawiał, pewnie tak. 

- Dobrze, zrobisz jak będziesz chciała, ale nie obiecujemy ci, że nas nie poniesie, kiedy zobaczymy tego sukinsyna, który śmiał cię uderzyć… - Nie spodziewałam się takich słów po Jamesie, prędzej po Danielu, ale nie po nim. 
 
Luke ma przechlapane u moich przyjaciół, ale wiem, że uda mi się to zmienić i w końcu wszyscy zobaczą jaki jest naprawdę. Kiedy o tym myślę, drugi policzek zaczyna mnie swędzieć, jakby szykował się na kolejny cios wymierzony przez Brooska. Nie ukrywam, że się tego spodziewam, bo z pewnością to nieuniknione i będę na to gotowa, muszę być. Jeśli w pewnym momencie się załamie, wszystko pójdzie na marne. Muszę choć na chwilę zapomnieć o sobie, nie mogę się przejmować, nie mogę ponownie zatracać się w złych nawykach, w problemach, które otaczały mnie przez większość życia bez mamy. Mogę liczyć tylko na tatę, którego i tak za często nie widuję, więc teoretycznie nie mam nikogo, do kogo mogłabym się zwrócić w środku nocy. A może mam? Co z Jamesem, Danielem i dziewczynami? Na nich mogę liczyć i właśnie dzisiaj mi to pokazali. Niestety nie mogę skorzystać z takiej pomocy, bo nie będzie to dla mnie korzystne rozwiązanie. 

Wchodzę do klasy i próbuję nie zwracać uwagi na zaniepokojonych przyjaciół, wiem, że się o mnie martwią, ale muszą mi zaufać, właśnie teraz. 

Lekcja jest jak zawsze nudna, więc kiedy wychodzę z klasy mam nadzieję, że spotkam gdzieś Luke’a, może to niedorzeczne, ale takie są realia. Być może nie jestem do końca normalna. 

Niestety nie znajduję nigdzie chłopaka, który bez względu na pogodę, zawsze chodzi w czarnej, skórzanej kurtce. Zauważam za to jego brata, który od razu do mnie podchodzi. 

- Annabelle, tak mi przykro. Nie pomyślałem, że może ci coś takiego zrobić. – Chłopak jest strasznie zawstydzony, niepotrzebnie. Nie on powinien być, nie wiem dlaczego bierze całą winę na siebie, chciał tylko pomóc bratu. Poza tym, sama się w to wpakowałam i sama się z tego wydostanę.
- Niepotrzebnie, spodziewałam się, że kiedyś do tego dojdzie, ale nie do końca w to wierzyłam, więc teraz mam. – Próbuję się uśmiechnąć, ale ból zniekształca mój uśmiech w grymas. – Uprzedź Luke’a, że niedługo znowu zacznę go gnębić, niech tylko moja twarz wróci do normalnego stanu.
- Jak wrócę do domu, na pewno mu to przekażę. Nie chciał przyjść do szkoły, chyba oboje wiemy dlaczego… – Patrzy na mnie wyczekująco, jakby chciał, żebym dokończyła jego zdanie.
- Naprawdę? Dlaczego? – Nie mam zielonego pojęcia o powodzie jego nieobecności, na pewno nie jestem nim ja, przecież zbuntowanego Brooksa nie obchodzi nikt poza nim.
- Według mnie, Luke nie chce zobaczyć co ci zrobił, dlatego się dzisiaj nie pojawił i pewnie nie zobaczymy go tutaj do końca tygodnia.
- To tylko dwa dni. – Wzruszam ramionami. – Przynajmniej na korytarzach będzie spokój, a ja nie będę obiektem rozmów całej szkoły, ale nie, czekaj. Jestem, cały czas będę, i to chyba jedyna rzecz, która mi przeszkadza.
- Jesteś dziwna, naprawdę, ale wiem, że chcesz dobrze. Tylko proszę, nie zapominaj kogo dobro jest najważniejsze. Jeżeli zrobi to jeszcze raz, potem kolejny, w końcu się zapomni i zrobi ci większą krzywdę, a wtedy nie będę patrzył, że to mój brat, poza tym twoi przyjaciele też mu tego nie zapomną. – Kiedy to mówił, słyszałam gniew w jego głosie i wiem, że byłby zdolny rzucić się na Luke’a w każdej chwili, jeżeli byłoby to koniecznie. 

A ja? Ja pewnie stanęłabym w jego obronie, bo chyba jestem najgłupszą osobą na świecie. Tak bardzo chcę pomóc jakiemuś chłopakowi, że zapominam o własnym bezpieczeństwie. Narażam zdrowie by ten dupek mógł w końcu poczuć się jak normalny człowiek. Czy to nie jest wystarczające? Nawet nie wiem, dlaczego aż tak bardzo się poświęcam. Na pewno nie robię tego bezinteresownie, na pewno jest jakieś drugie dno, z którego nie zdaję sobie sprawy, a kto jak nie ja, powinien o tym wiedzieć. Ale niedługo do tego dojdę, jedynym pomysłem jaki mam, to ten, że zapominam o swoich problemach, kiedy jestem pogrążona w rozgryzaniu Brooska. I może ból, który czuję przez niego jest o wiele lepszy niż ten, który miałabym sobie sama wyrządzić. Nie wiem, czasami się zastanawiam, czy jestem zdrowa na umyśle. Może na dniach powinna wybrać się do psychiatry czy coś….
 


************
Cześć wszystkim, w końcu znalazłam czas, by napisać, a raczej dokończyć ten rozdział. Pomińmy fakt, że jakoś przez tydzień nie było mnie w ogóle w domu, ale to nieważne. Mam nadzieję, że pojawią się jakieś komentarze. Nie ukrywam, że są dla mnie ważne... I tak sobie myślę, że jeśli nie będzie chociaż 4, nowego rozdziału także za szybko nie będzie. Bo ja się staram, a nie mam zielonego pojęcia o waszej opinii, czy się podobało czy nie. To naprawdę dla mnie ważne, poza tym komentarze strasznie mnie motywują ;) No to do następnego. 

6 komentarzy:

  1. Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To opowiadanie jest świetne! Proszę pisz dalej :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne opowiadanie! Przeczytałam dziś wszystko. Jest 23:04, a ja właśnie skończyłam :) Zajęło mi to pół dnia, ale było warto. Co chwila coś mnie zaskakiwało, co jest wielkim plusem. Prawdziwy pisarz musi umieć zaskoczyć czytelnika. Masz bardzo dobry styl pisania, dzięki czemu historia wciąga. Czyta się lekko i bardzo szybko, przez co ciągle chcę więcej! Mam więc nadzieję, że szybko dodasz następny rozdział :)
    Pozdrawiam xox

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham to ff! Rozdział jest genialny!! Nie mogę się doczekać kolejnego! Ily ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudo! czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  6. Jebany dupek, ale i tak go kocham :3 xx

    OdpowiedzUsuń